102/2014 | Ostatni (nierowerowy) wpis
Środa, 31 grudnia 2014
· Komentarze(3)
Miało być mega wielkie podsumowanie minionego roku rowerowego ale tak nie będzie. Choćby dlatego, nie był on epicki rowerowo i nabitymi kilometrami po całej Polsce. Niestety założenia legły w gruzach z przyczyn osobistych i rodzinnych (remonty, związek itp). No i cholerne przeziebenie nie odpuszcza od ostatniej, grudniowej wycieczki.
Bo jakby nie patrzeć, to 1/3 mniej kilometrów w porównaniu do roku 2013 ale wiecie co? Nie żałuję. Nie bo w zamian zyskałem coś znacznie cenniejszego - miłość swego życia, z którą moge dzielic rowerową pasję, - więc nie można tego traktować tego w kategorii porażki.
Nawet więcej! Postawiłem na jakość zamiast na ilość, realizując dotąd największe marzenia: zwiedzanie górskich szlaków na rowerze. I to się udało, dzięki kolegom z BS i po za nim ;). I jeszcze jedno: zero kontuzji w tym roku! A krótkie podsumowanie przygotowało dla mnie Strava. Obejrzjcie filmik: Moje podsumowanie.
Kończąc, chciałbym życzyć szampańskiej imprezy, samich udanych wycieczek rowerowych!
ps.: Tak szczerze, to miewałem chwile, w których nawet rower nie cieszył się, wręcz nie miałem inspiracji do jezdzenia, dla samego jezdzenia. Po prostu kryzys.
Bo jakby nie patrzeć, to 1/3 mniej kilometrów w porównaniu do roku 2013 ale wiecie co? Nie żałuję. Nie bo w zamian zyskałem coś znacznie cenniejszego - miłość swego życia, z którą moge dzielic rowerową pasję, - więc nie można tego traktować tego w kategorii porażki.
Nawet więcej! Postawiłem na jakość zamiast na ilość, realizując dotąd największe marzenia: zwiedzanie górskich szlaków na rowerze. I to się udało, dzięki kolegom z BS i po za nim ;). I jeszcze jedno: zero kontuzji w tym roku! A krótkie podsumowanie przygotowało dla mnie Strava. Obejrzjcie filmik: Moje podsumowanie.
Kończąc, chciałbym życzyć szampańskiej imprezy, samich udanych wycieczek rowerowych!
ps.: Tak szczerze, to miewałem chwile, w których nawet rower nie cieszył się, wręcz nie miałem inspiracji do jezdzenia, dla samego jezdzenia. Po prostu kryzys.