Poranek względnie pogodny, więc mozna było ruszyć do pracy rowerem, co uczyniłem z wielką radością.
Przejrzystość moze nie była idealna ale w sam raz do klimatycznego porannego ładowanai endorfin, którego tak mało było w ostatnich dniach. Po praci totalna ciemność ale nic nie stało na przeszkodzie, by móc wykręcić kilka kilometrów. Pomyślałem, ze sobie zrobie małe kółko przez Pustachowską, Gębarzewo i powrót przez Mnichowo i Dalki. Gdy wjeżdżalem do Gębarzewa mgła była tak gęsta, ze musiałem spowolnić i sprawdzić wszystko mi świeci.
Wygląda na to że wszystko było git.
Parę chwil później leżałem na torach, ból niesamowity, chwilowo oszołomiony. Jakiś pan sie pyta, czy wszystko ok - skoro ruszalem nogami, rękami czy głową wsio było ok.
Co się tu stanęło?
Tego sie nie spodziewałem. Przejeżdżając przez tory i oślepiony przez nadjeżdżające auto, pośliźnąłem na torach a przednie koło wpadło w szparę i .. zapewne napompowane balony, niezbyt dobra przyczepność opon swoje zrobiło
Na szczęscie poza obdartymi kolanami i łokciem nic poważniejszego sobie nie zrobiłem. Ale są za to straty finansowe.
Do wymiany - obręcz - manetka tylnej przerzutki
Jak już zmieniać, to od razu przejdę do wymiany opon - te aktualne zostawię na nieco cieplesjsze dnie.
Miałem ambitne plany na poniedziałkowego tripa, takiego na setkę - w sam raz na listopadowe Grande Fondo - ale nie wyszło. Niechcemiś był silniejszy, wygrał bitwę ale nie wojnę bo w końcu poszedłem coś pokręcić. Poudawać kolarza.
Popołudniwa jazda była mocno klimatyczna, pomimo chłodu było ciepło. W Kłecku zrobiło się mocno mgliście i miałem pewne obawy o swoje bezpieczeństwo - w dodatku powoli padały mi akumulatorki w oświetleniu, co nie było mi do śmiechu.
Wróciłem zadowolony z dziejszej trasy w jednym kawałku, - jak na niechcemisia przystało.
Za mna dość mocno pracowy i wyjazdowy weekend, więc niedzielny poranek rozpocząłem od rowerowania po okolicach. Lubię mroźne poranki z sadzią w roli głównej ale nie spodziewałem się, ze w lasach jest takie błocisko, że hej.
Miałem mieć cały dzien dla siebie, to życie pokazało środkowy palec, więc lubi się to,co sie ma ;-)
Po całym tygodniu zapieprzania, powrotu na siłownie, znalazłem wreszcie 2-3h na szosową solówkę w nadwarciańskie rewiry. Choć nie miałem siły na pierwszą częśc trasy to powrót było zdecydowanie mocniejszy, przyjemniejszy dla mnie.
Dawno nie byłem nad Wartą i czułem ze tego potrzebuję. Ciekawe, co bedzie gdy nadejdą śniegi - czy dalej szosing bedzie?
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger