Upał jakby zelżał, podobnie jak mój zapał do jazdy rowerem. Ale głód kilometrów był na tyle przekonujący, ze zdecydowałem się na opuszczenie strefy komfortu wraz z termosem gorącej herbaty. Plan był prosty: jechać przez siebie i wrócić na obiad, najlepiej z 100km  na koncie. Wybralem tradycyjną destynację czyli okolice Pobiedzisk, Kostrzyna.  Na przejezdzie kolejowym w Pierzyskach zajrzałem do telefonu a tam ... wiadomość od Uziela, który po nocowaniu w lesie wybrał się na rowering w te same rejony, co ja.  Szybka wymiana wiadomości, linki do livetrackingu i poleciałem w stronę potencjalnego miejsca spotkania w okolicy Wierzyc.  Wspólnie lecieliśmy w stronę Pobiedzisk, potem do Iwna, by za restauracją Greys włączyć sie do drogi na Neklę. W nekli rozdzielamy się i z wiatrem w plecy lecę w stronę Gniezna, troszkę na około, ale wciąż w limicie wyznaczonego przeze mnie czasu :)

Nie wiem jak to się stało, ale tym razem nie zrobiłem zdjęć ¯\_(ツ)_/¯

Podobnie jak w poniedziałek,totalnie freeride'owa jazda - aktywny odpoczynek zwojów. I neistety dość ...chłodno było.

OT jazda na luzie.. by odpocząć od pracy przy komputerze..

Dla odmiany wpadłem na lokalną ustawkę szosowo-gravelową w stylu coffee-ride ;-)  ja wyszedłem wcześniej, dzięki czemu dokręciłem do 100km.

Dzień Kobiet został uczczony w rowerowo-rodzinny sposób. :)

Dosłownie oszalałem z powodu tak ciepłego przedwiośnia, że aż noga paliła się na myśl o dzisiejszej wycieczce. dziś planowałem zdobyć wienieckie Ahuy wraz z punktem widokowym w Dusznie. Jechało się wybornie, okoliczności przyrody były wręcz zajebiste, szczególnie, ze jeszcze nie ma tak bujnej zieleniny, dzięki czemu można było podejrzeć na jeziora i inne widoki, niezasłoniete liściami.

Kolejna rowerowa przejazka po zachodzie słońca.

Ależ trafiłem w piękny moment całego dnia.

---

W niedzielny poranek udałem się w stronę Puszczy Zielonki celem zamalowania kilku kwadratów. Szybko pożałowałem jazdy pod wiatr w stronę Kiszkowa, która kosztowała sporo wysiłku. Zaś za Kiszkowem - dokladnie to na prostej do Krześlic- to już w ogóle było ostro, o czym świadczy stosowny banner ;) ..


a potem to była już pięknie. Za Tucznem zjechałem z asfaltu i udałem się szutrami w stronę jeziora Kowalskiego.








następnie zajechałem na skarpę, którą pamiętam albo z opowieśc innych osob, albo już tam kiedyś byłem. hmm.