Dzisiejsza niedziela nie zachęcała mnie na wycieczkę rowerową ale z godziny na godzinę sytuacja za oknem zaczęła się poprawić. Postanowiłem, ze wyruszę na rower dopiero po obiedzie, tym bardziej ze moi rodzice wybierali się do brata właśnei rowerem.
"odprowadziłem" rodziców, posiedziałem chwilę i pognałem w kierunku Wrześni, gdzie czekał za mną Uziel. I razem udaliśmy się do Skoja, tempem raczej neidzielnym, bo nikomu się nie spieszyło. Wyprzedza nas biker, tradycyjne powitanie i mówię do Uziela, ze "nie no, siedzimy na jego ogonie". Wtedy słyszę *pyk* i spojrzałem na tylne koło. Uziel odjechał szybko a ja zacząłem siarczyście przeklinać, bo druga sprycha w tym miesiącu postanowiła pęknąć.
Najciekawsze jest to, ze nie było żadnego terenu, była prosta i równa droga. Pytanie, czy to jakaś kolejna ukryta wada koła czy po prostu przy centrowaniu koła za mocno naciągnięto? bo wątpię, zeby mój ciężar był powodoem, skoro na początku sezonu pierwsze 2-3k km przejechałem bez zadnych problemów, a ważyłem dużo dużo więcej.
No ale klamka zapadła, jedziemy dalej - mówię Uzielowi, który na widok pękniętej szprychy, zdębiał i zadawał podobne pytania jak ja. Za Witkowem mijamy grupę motocyklistów-dawców nerek, którzy poczuli za bardzo pewnie na tej prostej, niestety niezbyt równej drodze. Miejmy nadzieję, ze przyjdą po rozum do głowy i będą nieco ostrożniej jeździć.
A w samym Skorzęcinie sporo ludzi, większość spacerowiczów, rzadko kiedy pojawia się lokalny rowerzysta. Po dojechaniu na molo i krótkiej rozmowie, postanowiliśmy spenetrować cały OW, zanim na dobre "wylęgną" nowi i stali goście tej Wielkopolskiej Ibizy.
UFO? tajmnicze kręgi Każdy może śpiewać.... Parkowanie na styk, nieźle! Zacna kapliczka, szkoda ze ludzie idą z piwem na pobliskie ławeczki
Za lasem w Skorzęcinem na postoju dostałem napadnięty przez wielkie czarne mrówki! NIby niejadowite ale dosyć horrorów obejrzałem i lekki stres przeżyłem. Dojeżdżając do Witkowa, zauważyłem białe kłęby dymu i pomyślałem: Konin Calling. Ale żeby tak z daleka było widoczne? Zeby rozwiać wątpliwości, skontaktowałem smsowo z Sebkiem, który potwierdził moje przypuszczenia.
Dzień zapowiadał się niezwykle słoneczny i trudno było nie jechać do pracy rowerem. Choć z rana byłem bardzo marudny, bo... nie wyspałem się :P. Zastanawialem się, jaką trasą jechać: czy przez Grzybowo / Mierzewo / Niechanowo czy raczej głowną szosą do Gniezna?
Myślę ze odp znacie ;-)
Wczoraj rozmawiałem z @kubolsky i @marcingt, męczyłem ich o trasę z Gniezna do Skoja - specjalnie do domu nie spieszno, to też miałem plan na popołudniowy piątek. Tak sie złożyło, ze trójka z Gniezna z Jurkiem na czele, postanowiła także udać sie do Skoja - świetne towarzystwo.
Trochę zazdrościłem im szerszych opon ale intesywnie myślę o MTB - jeszcze nei wiem jakiego typu i jaki budżet będę miał, wszystko okaze się w praniu. Wcześniej skontaktowałem sie z @uziel75, który latał za nowymi dętkami po wczorajszym failu ale potwierdził przybycie do Skoja.
Pomnik niemieckiego myśliwego / leśniczego w Skorzęcinie Wiosennie :) Hej Panowie! :)
I tak o to po 18tej znaleźliśmy się na molo w Skorzęcinie, który powoli budzi się do życia po długiej zimowej przerwie. Wszak weekend majowy tuż tuż a pogoda zapowiada się świetna.
I jest Uziel :)
Skoro mowa o pogodzie, to ta zaczęła się psuć, na horyzonce pojawiły się ciemne chmury i zaczęła się minidyskusja, czy będzie padać, czy też nie. Po pojawieniu się Uziela, chwilowym odpoczynku, wspólnie wracamy do Witkowa, gdzie po pamiątkowym zdjęciu, rozjeżdzamy się w swoje strony.
We Wrześni postanowiłem trochę pokręcić, zeby dobić do 100km dziś. :)
Czemu na szagę? jak spojrzycie na mapę, która znajduje się na samym dole wpisu, to zrozumiecie ( w zasadzie każdy Wielkopolanin zajarzy). Jeśli byłby problem to polecam odwiedzić słownik gwary poznańskiej ;-)
OD rana pognałem rowerem do pracy i na szczęście wiatr nie było tak bardzo uciążliwy - wręcz przeciwnie pomagał ciut. Dzięki temu dojechałem z dużym zapasem oraz ze średnią 26.2 km/h.
Po pracy postanowiłem zmienić nieco plany na resztę popołudnia. POstanowiłem wrócić do domu nie przez Niechanowo a przez Gębarzewo i okolice Czerniejewa. W międzyczasie skontaktowałem się z Uzielem, który wówczas szykował się do wyjazdu. Nie byłem pewny, czy czasowo wyrobi się ale po raz kolejny zmieniłem zamiary i tak jakby w Czerniejewie zrobiłem dłuższy postój (w Biedronce kupując 2 banany i drożdżówkę) Pognałem w kierunku Nekli, zmagając się z wmordewindem (chłodnawy, prawda), mijając fajną dziewczynę, jadącą na rolkach - oczywiście pozdrowiona została.
No i udało się spotkać z Uzielem na przystanku w Nekli, chwilę pogawędki, narzekań i każdy ruszył w swoje strony - on do Siedlca, ja w stronę ... Giecza, potem Dominowa, aż w końcu wylądowałem w Środzie Wlkp nad jeziorem. Całkiem fajnie się zrobiło, widać, ze włodarze podchodzą do nowych form rekreacji bardzo poważnie, dzięki czemu można było zaobserować grupkę tańczących Caporeirę, kolejną na rowerach i mnóstwo spacerowiczów.
A do domu wróciłem po zmroku, wykręcając całkiem świetną średnią.
Trasa (częściowa)
A w Nekli dzieci mają swój samolot.
Testowałem nowe rękawiczki - dość wygodne
Odrestaurowany kościółek w Mącznikach
Nad jeziorem w Środzie Wlkp, który z roku na rok staje się atrakcyjnym rekreacyjnym terenem do odpoczynku
To był dobry dzień, połączony z dobrą muzyką ze Spotify :)
Wczoraj pomyślałem, że może tak uderzyć na wschód od Wrześni? Wschód nie był tak dokładnie przeze mnie spenetrowany i podsunąłem ten pomysł Uzielowi, który zwykle nie odmawia ;-).
Dzisiejszy poranek zaczałem od ... projektowania dzisiejszej wycieczki (uziel podesłał w nocy propozycję, czyli z Goliny do Konina DK92) i przypomniałem sobie trasę Seby z 2010 roku - wówczas Warta była bardzo szeroka. W ten sposób realizuje powoli plan na zwiedzanie wschodniego rewiru, carskiego niegdyś ;-). Potem musiałem znaleźć czas na amatorskie centrowanie tylnego koła (wszak bez jednej szprychy to niewiele da) i dopiero o 11. znalazłem się u Uziela - wiedziałem ze będziemy walczyć z wmordewindem. W Gozdowie podjęlismy decyzję, żeby udać się na Ciążeń przez Graboszewo gdyż logistycznie rzecz biorąc, nie musieliśmy "cofać" się z Samarzewa do Ciążenia - strzał w dziesiątkę
Hehe, jestem ciekaw, jak Kolega do budy się dostanie ;-)
I tak od Ciążenia do samego Konina towarzyszyła nam Warta, imponująca swoim rozmiarem i licznymi rozlewiskami. Niestety, całość skutecznie psuł silny wmordęwind (4-5m/s), miejscami ostro pociskał i udowadniał, że to on dziś rządził. Cóż, my chcieliśmy dalej napieprzać, więc nie było lekko, powoli ale do przodu aż do samego Konina, czyli dobre 80km przy średniej 19km/h.
Można było odnieść wrażenie, ze za chwile droga zostanie zalana
Nieopodal Lądka
Moja osoba
Taki widok każðego roku po zimie to norma
Panorama przystani jachtowej i kajakowej w Lądku
Pustawo troszkę ale nie dziwota, sezonu jeszcze nie ma.
Pierwszy postój zaliczyliśmy w Zagórowie na rynku - banan, baton musli i kopiko. Widzieliśmy garstkę rowerzystów - turystów, zawsze coś. Kolejny, konkretny postój to w Sławsku (Uziel: Pierdolę nie jadę) - odpoczywaliśmy na słońcu, ukrywając się przed wschodnim wiatrem.
Totalnie na luzie i w skarpektach sobie opalam. Dopiero później zorientowałem się, dlaczego wszyscy w blachosmrodach patrzą na nas - moj rower przecież leży :P
Pamiątkowe zdjątko na chodniku. Lansik, no nie?
Czas naglił a Konin tuż tuż, więc kolejna bitwa z wmordewindem. I tak o to bastion koniński padł a widoki Warty z mostu Unii Europejskiej (również szlak bursztynowy) - po prostu przepiękne. Urządziliśmy krótką sesję zdjęciową, bo stając na otwartej przestrzeni, przekonaliśmy się, jak bardzo "cieplutki" jest dzisiejszy wmordewind i trzeba było stamtąd spieprzać do centrum.
Most UE - luksus w wielkopolskiej skali.
A w centrum zdziwko mnie wzięło z powodu remontu wiaduktu (w kierunku Kleczewa) i trzeba było pobłądzić po mieście - w ten sposob trafiliśmy w okolice Galerii nad Jeziorem. Calkiem przyjemne miejsce do rekeracji - jezioro duże i dużo otwartej przestrzeni. Wreszcie opuściliśmy ten cały Konin i udaliśmy się nad jezioro Gosławickie, by z bliska przyjrzeć się elektrowni - miejscowi nazywają to coś Titaniciem i podobno w nocy nieziemsko to wygląda.
Tuż przy Galerii
Coraz bliżej celu Titanic
Panorama jeziora Gosławickiego
Przedostatnim celem była piękna Puszcza Bieniszewska z klasztorem Kamedułów - ubiegłoroczne odkrycie w ramach zwiedzania terenów wokół Ślesina. Miejsce świetne, idealne na aktywny wypoczynek, zwłaszcza na takich MTBkach - tutaj Krótki postój przy klasztorze, kilka fajnych dziewczyn ;-)
Hmm.. to któredy...
Kazimierz Biskupi to dość ciekawa miejscowość a upodobaliśmy sobie drewniany kościłem pw. św Izaaka, gdyż ma swój niepowtarzalny zapach i tak jakby fajny punkt widokowy na całe miasto.
I tutaj następuje zmiana kierunku jazdy, właściwie upragniona część trasy czyli jazda z wiatrem w plecy. Oj drodzy państwo, nie trzeba pisać, ze zapieprzaliśmy tak, ze średnia na odcinku ok.50km wynosiła ok. 30km/h? A nawet więcej, bo miejscami koło 40! Szum opon Uziela i moich - melodia dla moich uszów / aparatów. Czasami tchu brakowało a co dopiero pary w nogach. I ostatni długawy postój zrobiliśmy na odcinku Słupca - Strzałkowo. I tak do samej Wrześni "lawirowaliśmy" między autami i ciężarówkami a od pewnego momentu zacząłem kręcić szybciej i Uziel nie dotrzymywał mi tempa - wizja bolesnej kontuzji nie wchodziła w rachubę, także poczekałem za nim przed Wrześnią do której trafilismy tuż po zachodzie słońca.
Świetna wycieczka, nie spodziewałem się dojdzie do skutku - miejscami było okrutnie zimno przez ten cały wmordewind. Widzieliśmy piękna Wartę, jej rozlewiska, które nalezą do Nadwarciańskiego Parku Krajobrazowego. Choć idiotów na drodze nie brakowało, to na szczęście wszystko obyło się bez żadnych przykrych zdarzeń i każdy z nas wrócił do domu - a ja szczęśliwy, zmęczony i przede wszystkim głodny! ;-).
Ale Ale... trzeba przyznać, ze większość spotkanych rowerzystów / turystów, których pozdrawialiśmy, reagowała podobnie.
Trasa
I tak sobie myślę, ze dzisiejszy wiatr to lichy w porównaniu do tego co widać na YT (podesłał Uziel):
Dzisiaj miałem w planie skoczyć do Decathlonu po okulary. W zasadzie miałem kupić jakieś lepsze, ze sklepu internetowego ale stare poczciwe okulary zasłużyły na emeryturę. Toteż namówiłem Uziela na ciekawą wycieczkę do Poznaniu.
Jako ze dziś sobota, to oczywiście od rana trzeba było sprawie pozałatwiać sprawy, zlecone przez rodziców a potem dopiero pożyteczne przyjemności. Dostałem smsa tuż po 10tej, że można śmiało startować na umówione miejsce spotkania. Parę minut później podążaliśmy przez Targową Górkę do Giecza... i będąć na drodze serwisowej wzdłuż A2, zaczęły dziać cuda. Tylne koło zaczęło tak jakby głośno pracować, co zmusiło mnie do zatrzymania. Chwila obserwacji i wkurw nr 1: pęknieta szprycha.. Uziel z poważną miną, niczym ojciec do syna, rzekł: Będziesz musiał zmienić bajka - no coś w tym jest, skoro to jest za słabe na mnie. Odmontowałem sprychę, reszte wywaliłem i startujemy dalej ale coś jeszcze jest nieteges i obstawiałem łańcuch. PSIA KREW! Szitmanowska spinka pękła! I problem poważny, bo albo skracamy łańcuch albo wzywamy SOS - na szczęście, w zakamarkach narzedzi znalazłem prawie nówkę sztukę ale nieoryginalną i pasującą spinkę. Werdykt jest taki ze koło trzeba wycentrować ale kontynuujemy jazdę.
Najciekawsze jest to, ze 2 rzeczy padły w jednym momencie, co jest rzeczą praktycznie niemożliwą. Ale z drugiej strony, dobrze ze nie wypieprzyłem się na rowerze...mogło być gorzej.
No nic, jedziemy dalej, nieco ostrożniej z wiadomych powodów i też... przez dość chłodny wiatr z północy - czyżby Norwegia nas pozdrawiała? A nie, po drodze mija nas ekipa kolarska, reklamująca (?) otwarcie nowego sklepu rowerowego fogtbikes w Zalasewie / Swarzędzu. Szkoda, że nie zapytałem o spinkę i centrownicy kolesia, który prowadził autko serwisowe (podobno Shimano).
Do samego Poznania nic takiego ciekawego sie nie wydarzyło ale z mojej winy troszku pobłądzilismy i skorzystaliśmy ze ścieżek rowerowych na Franowie - mega idiotyczna ścieżka znajduje się przy krzyżówce Szwajcarska / Piaseckiego.
Jakoś dobrnęliśmy do celu, skoczyłem kupić okulary (SG 700 bTwin) i parę rzeczy na drogę (proteiny + napój). Na parkingu pod M1 można było obejrzeć nieoficjalny zlot (h)amerykańskich aut. Zrobiły dobre wrażenia na mnie. Dalsza trasa to był czysty spontan ale za to trafilismy na nowiutki odcinek wzdłuż linii tramwajowej Franowo, by trafić na przystanek przy JPII. Zdecydowwaliśmy się na zwiedzanie Starego Rynku, przy okazji popatrzyłem na moja byłą alma mater i oczywiście na studentki ;-). Trzeba było przyznać, że rowerzystek i tych hipsterskich i tych w uniformie rowerowym, było pod dostatkiem.
Krzywa wieża? ;)
Nówka funkiel droga.
atak na Rynek, Stary.
Na rynku zaczepia mnie fajna dziewczyna, która najpierw odezwała sie po niemiecku a potem angielsku. Zaprosiła mnie do klubu Go Go, znajdujacym sie tuż przy rynku ale musiałem odmówić - no sorry ale roweru to nie zostawię :P ani też bez prysznica ani rusz. Ale uśmiechała się nieziemsko ;-).
W drodze powrotną zdecydowaliśmy na wariant Malta - Swarzędz - Uzarzewo - Promno - Pobiedziska - Czerniejewo - PWR, pokazując Uzielowi piękno pradoliny Cybiny. Oczywiście w Antoninku tradycyjny postój na picie i prowiancik.
Udar czy jak? ;-) Wiosna dopiero budzi się ;-)
Osuszają jezioro czy jak?
Na wiadukcie w Wierzycach, czyli czerwonym dywaniku odbywa się dziękczynna modlitwa ;-) taka głupawka
Uziel i jego krossik
No ten... :D jutro bedzie przepiękna pogoda, mówie Wam :P
Jakże inaczej można było świętować początek kolejnego weekendu? oczywiście rowerowo. Ogólnie to mialem jechać rowerem do pracy ale pogoda nie była tak oczywista; z jedne strony były granatowe chmury, zapowiadające deszcz, z drugiej wybijające sie słoneczko.
Cóż wybrałem wariant z autem a rower zaplanowałem sobie na wieczór. Po pracy odpoczynek i otrzymawszy smsa od Uziela, ze jest gotowy (też zmieniał łańcuch), ruszyłem na Wrześnię, na tamę nad Wrześnicą. I wspólnie zaliczyliśmy rundkę PWR → Czerniejewo → Nekla → PWR. I chyba za krótko sie ubrałem, bo chłodnawo było.
Nareszcie w krótkich spodenkach! Było na tyle ciepło podwieczorkiem, że ze spokojem można było odstawić cieplejsze i długie spodnie i założyć nieco krótszą i lżejszą. Oj radocha niemała ;)
Wiatraki pod Milosławiem Wczorajszy dzień postanowiłem sobie odpuścić - przyczyną było jakieś ogólne osłabienie organizmu, wiec jedyna okołorowerowa aktywność to sprawdzanie i czyszczenie roweru. Za to dziś, wracając z pracy wpadłem na pomysł, zeby porządnie wyszaleć się na rowerze. Wbrew temu, co pogodynka zapowiadała (miało padać:P), popołudnie i podwieczorek było bardzo pogodne i ciepłe - jak na wiosnę przystało.
Zatem obiadek, odpoczynek po obiadku, woda do bidonu i ... spontant trasa. I w sumie wiatru nie było, więc kierunek jazdy był dowolny. Zatem wybrałem w me ulubione regiony czyli nadwarciańskie rewiry - wpadłem zobaczyć jak przybrała Warta i czy istnieje jakiekolwiek zagrożenie.
Oj niskie ciśnienie dziś było. Nad Bagatelką
Miałem wybrać wariant dłuższy czyli z Pyzdr do Strzałkowa przez Ciążeń ale lawieciarze skutecznie odwiedli mnie od tego zamiaru - całe szczęście ;-).
I tak o to powstała dość wysoka średnia ;-) /17+2013+|+Wieczorowo+nadwarciańskie+klimaty/142147
W końcu można było bez obaw ruszyć rowerem do pracy. Wprawdzie poranek był chłodnawy, stąd pierwsze km były nieco wolniejsze ale potem można było śmigać - pierwsza połowa była niemalże równa ś¶edniej 26km/h. Po pracy niestety było gorzej - nie wiem cyz to wina silnego wmordęwindu czy może nie dospanej nocy? W każdym razie miałem ostrego kryzysa ale na szczescie kupiłem batona i mogłem ruszyć dalej.
Spotkałem po drodze Uziela, zapieprzajacego na szosówce. I tak o to razem wrócilsmy do PWR.
Plany na niedziele były inne, bardziej ambitne ale niestety pogoda nie za bardzo chciała ze mna współpracować ale też poranny krwotok dał wiele do zrozumienia. Po śniadaniu pomyślałem, ze skoro nie pada, to szkoda byłoby zmarnować dzień na siedzenie w domu. Ostatnie spojrzenie na prognozę pogody i piszę do Uziela, ze mimo wszystko jadę. Gdzie? Celem było Duszno.
Po 12 zjawiłem się u Uziela i tak o to szybkim sprintem podążaliśmy do Witkowa, pisząc w drodze SMSa do Sebka i Matiego. Za Witkowem dogoniliśmy rowerzystów, uczestniczacych w jakimś rajdzie a tuż za Piaskami mija nas Kolega (którego imienia nie znam) zdaje krzyczeć Cześć Bikestats. Takie krótkie WTF?!
No nic dojeżdżamy spokojnie do Trzemeszna, gdzie wkręcilismy na DK15 w kierunku Torunia,zeby na granicy województw WLKP i Kujawsko-pomorskiego zjechać w kierunku Duszna. Dojazd był nieco utrudniony, spodziewałem sie błota (stad sms do Sebka) lecz nie było tak źle (przynajmniej dla mnie, bo Uziel był innego zdania :P).
Dłuższy postój na punkcie, po czym jedziemy w kierunku Trzemeszna ale przez Niewolno, zaliczając po drodze zajebisty zjazd z Vmax 51.4km/h.
Ktoś tu ujebał rowerek :D
Kąpiel?! yyy no...zimno tej.
W akcji
Jak to kurka "niewolno"?!
W Trzemesznie stanelismy i dyskutowaliśmy nad trasą powrotną - przez Jankowo Dolne czy dalej? Rozmowa z Matim utwierdziła mnie, ze lepiej jechać asfaltem, bo póki co w lasach jest zdecydowanie za mokro (tym bardziej ze w nocy musiało popadać). Skoro mamy wracać tą samą drogą, to może zaliczymy krótką wizytę w Skoju - w koncu dlugo przed sezonem. Trochę lasu, trochę szutru, dużo asfaltu później i jesteśmy w skoju a tam wuchta ludzi (wszak niedzielne popołudnie). Na molo zagaduje nas starszy pan, który (jak to okreslił) pozytywnie nam zazdrości. Wspomniał, ze zaliczył kontuzję i przez nią miał kontuzję z głowy.
Popilim, najedlim, popstrykalim i go home ale z przepieknym słońcem, praktycznie w bezwietrznych warunkach - iście prawdziwa wiosna nadeszła, moi drodzy.
Dziś krótko na rowerze, nie tylko z powodu pogody czy deszczu ale tez z powodu czysto zawodowych - 3h snu to jednak za mało ;-). Ale skoro ruszyłem na taką traskę po tygodniu walki z przeziębieniem i z gardłem, to zmodyfikowałem ustawienia prawego buta spd. I chyba wyszło ok.
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger