106/2013 | Września
Ot taki trening zapodałem. zeby nie zasnąc przed komputerem w trakcie dodatkowych zleceń.
Dystans całkowity: | 738.52 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 33:48 |
Średnia prędkość: | 21.85 km/h |
Liczba aktywności: | 9 |
Średnio na aktywność: | 82.06 km i 3h 45m |
Więcej statystyk |
Ot taki trening zapodałem. zeby nie zasnąc przed komputerem w trakcie dodatkowych zleceń.
Pogoda w środę byla piękna i dlatego też nie potrafiem odmówić sobie wieczornej wycieczki do Skorzęcina, choć nie wiedzialem, czy zdaze ogarnac ze wszystkim sprawami na czas. Cale sszczescie udalo sie i tuż po 18 spotkalem się Uzielem, by potem witkowska szosa ruszyc na podbój Skoja.
Rzecz jasna, oświetlenia i odpowiedni ubiór to mus na takie wypady, ponadto warto miec komplet ze soba. Od samego poczatku jechalismy z wiatrem, to tez podkrelismy tempo, ktore sprawilo, ze po godzinie bylismy w okolicach Skorzecina. O ile szosa witkowska byla w przeważajacej części sucha, o tyle w lesie skorzecinskim trzeba bylo uważać. Tym bardziej, ze w ciemności dostrzeglem stojaca sarnę na poboczu i delikatnie zahamowalismy, wypatrujac drugiej - zawsze przechodza parami. Co Ciekawe, sarna niespecjalnie nas się bala, po chwili uciekla w glab.
Skorzecin o tej porze to zupelnie inna wieś, tak cicho, majestatycznie i spokojnie - nie to co latem, kiedy to trzeba bylo przeciskać między ludźmi. Na terenie ośrodka zaczęliśmy robić zdjęcia, Uziel swoim kompaktem, ja patelnia - efekty sa róźne ;-). Krótki odpoczynek zaliczylismy na molo po czym zdecydowaliśmy na powrót, który niestety byl ciut inwazyjny, z uwagi na wiatr. Cóż, praw fizyki się nie oszuka, byla akcja, czas na reakcję.
Za Skorzęcinem zauważyliśmy nisko latajace jednostki na niebie, przystanelismy na poboczu, zgasiliśmy lampki i obserwowaliśmy ruchy. Rzadko kiedy mialem okazję tak blisko przyjrzeć i uslyszeć ... no wlasnie, co to bylo? Generalnie gdzieś wyczytalem, ze w Powidzu trwwaja ćwiczenia polsko-amerykanskie i to spadochroniarskie ale na pewno nie byly to transportowce. Wydaje mi sie, ze to jednak wielkie śmiglowce.
11km do Wrześni i zaczęlo kroplić a potem padać - troszku zalowalem, ze nie wzialem blotników ale na moje szczescie, przestalo padać i praktycznie do samego domu nie bylo takich niespodziewanek. Jesień mnie pozytywnie zaskakuje ;-)
Będąc w pracy z lekka się wkurzałem na piękną pogodę, bo przecież chciałoby mieć taką w weekendy. Nie ma tak lekko, dlatego też ustaliłem z Uzielem wspólny trening po okolicy a w zsadzie to trójkącik Września - Czerniejewo - Nekla - Września.. W międzyczasie polowaliśmy na spadające obiekty kosmiczne, bez skutku - jedynie udało nam powitać księżyc, który tuż po 20 zameldował się nad nami.
Bardzo ciepła noc, jak na październikową porę :).
Potrzebowalem odpoczynku od pracy, myślenia o kodzie, to też przystalem na propozycję Uziela odnośnie wieczornego wypadu do lasu.
DK92 dojechalismy do Nekli, by potem skrecic w stronę Czerniejewa, wlasciwie do Grabów na krótkie ujecia filmowe oświetlenia Uziela - wypadly dosc koszmarnie. Po czym zawinelismy do lasu czerniejewskiego, by standardowym leśnym duktem wyjechać we Wrzesni. Spodziewalismy sie saren i watachy dzików, spotkalismy żabki i blotka. ot.
Po powrocie dość szybko padlem
Z Jarociniem bylo mi nie po drodze, albo wolalem jechac w inne regiony albo chorowalem. Tym razem Uziel75 skutecznie mnie namowil na kolejna calodzienna wyprawe po kesze w tamte strony. Z racji, ze dzien jest coraz krótszy, ustaliliśmy start po godzinie 7. Oczywiscie, ze odnotowalismy lekkie spóźnienie ale można to wybaczyć. Gorzej bylo z temperatura z rana: 2.7°re;C z rana! Za to jakie śliczne sloneczko przywitalo!
Trasa w stronę Żerkowa byla raczej standardowa, bo przez Miloslaw, Czeszewo, Orzechowo i Żerków ale przynajmniej mialem okazję przetestować nowiutki asfalcik, jeszcze nie zamalowany - w końcu można pocisnać, bez obaw ze trafię na jakieś dziury. W Czeszewie nie zastaliśmy pana promowego, więc konserwację skrzyneczki należy odlożyć na późniejszy czas ale to jeszcze w tym miesiacu. Skoro nie ma promowego, to należalo skorzystać z mostu kolejowego nieopodal Orzechowa i Dębna, choć zapewne prom w Dębnie byl już czynny. Dla odmiany pokazalem Uzielowi skrót, dzięki któremu ominęliśmy piach na wale, niezwykle zabójczy dla świeżo nasmarowanego lancucha.
Do Żerkowa udaliśmy się przez Bieździadów, najlagodniejszym podjazdem do tego miasta, gdzie zreszta robimy dluzszy postoj pod DINO - ot taka tradycja. Paleczke przejmuje Uziel, oprowadzajac po nieznanej mi jeszcze okolicy i dzięki niemu moglem podjac skrzyneczkę Figura Matki Boskiej z Lourdes w Tarcach - OP41BA - piękna okolica, idealna na wyciszenie, to też z Uzielem zrobiliśmy przerwę na herbate w termosie. Nastepnie udaliśmy się do kolejnej skrzyneczki 012 - Na Leśnej - OP4176 w Bachorzewie. Nieudana próba podjęcia skrzynki, pelno smieci a samo miejsce ukrycia bylo bezsensowne - szkoda cennego czasu. Wróciliśmy na glowna droge w strone Jarocina i na rozwidleniu skrecilismy w las po skrzyneczkę Mogiła von Schweinichenów - OP425A - zapomniane miejsce pochówku pruskiej rodziny von Schweinichenów. Chwilę później, kilkaset metrów dalej trafiamy na wielka konstrukcję witajaca podróżnych - miejsce ukrycia kolejnego kesza 019 - Witacz 4/4 - OP45BA.
Wracamy do rozwidlenia i obieramy kierunek poludniowy czyli jedziemy w stronę Woli Ksiazecej, by zdobyć kolejna skrzyneczke 017 - Pałac Myśliwski w Słupi - OP3DD4, która zostala ukryta na uboczu pięknego palacu, bedacych w prywatnych rękach - szkoda ze nie można byo cyknac zdjecia z bliska. Trzeba przyznac jedno: okolica jest piekna, zwlaszcza te rozlewiskowe wokól Lutyni - doplywu Warty (ujscie w okolicach Orzechowa).
Do Jarocina trafiamy droga prowadzaca przez las, który byl pelen fanatyków ASG czy Paintballa oraz spacerowiczów, pominę fakt dziurawej drogi, zapomnianej przez zarzadców powiatowych (a moze gminnych ) dróg. Pierwszym celem w Jarocinie byla wieża ciśnień, widoczna zaraz po opuszczeniu w/w lasów. Niestety na wskutek niedoczytania opisu, nie znajdujemy Wieza ciśnień - OP4AA9, bo jak sie okazuje byla mikromagnetykiem. Gonil nas czas, wiec odpuszczamy i szybciutko lecimy po kolejnego kesza Ruiny koscioła - OP4AE1, który zaskoczyl mnie bardzo pozytywnie, zwlaszcza świetnym maskowaniem! Szybki wpis, sprawdzanie czy nikt nie podglada i uciekamy z Jarocina - w ten sposób z Uzielem zrobiliśmy mala pętelkę.
Strasznie żaluję, ze nie mogliśmy znaleźć wlaściwej drogi do Młyn nad lutynią - OP4AA8, pomimo telefonicznej konsultancji z MikaDarkiem - czasu nie bylo, wiec podjelismy decyzję, ze zdobędziemy w późniejszym terminie ;-). W ten sposób kilka kilometrów dalej zaliczamy Dzwonnica przy kosciele sw Wojciecha - OP4AA7 i jeszcze szybciej opuszcamy Wilkowyję, natrafiajac na Ruiny Pałacu Opalińskich - OP3480 ale nie bylo potrzeby wpisywania, bo dawno widniejemy w logbooku. W Mieszkowie uzupelniamy zapasy wody i śmigamy po kolejna skrzyneczkę, tym razem polozonego niemalze w srodku lasu. Mowa o 006 - Obelisk w Osieku - OP3D64, poświęcony poleglym Polakom, ktorzy 31 stycznia 1945 walczyli z ukrywajacymi sie Niemcami w lesie między Osiekiem a Bielejewem. Tak, gdyby nie geocaching, to w życiu bym nie trafil na takie zapomniane miejsca pamięci (ot, paradoks slowny).
Nie mogliśmy sobie odmówić pamiatkowego zdjecia z Panienka, która wspolnie *zaliczylismy* ;-)) Dalej asfaltem podażalismy w kierunku Chociczy, gdzie zatrzymal nas na chwile przejazd kolejowy a nastepnie skręciliśmy na Rogucko - np wlasnie kilka niebezpiecznych chwil przeżylem :P
W ten sposob, po kilku km znaleźliśmy się przy odnowionym moście kolejowym nad Warta, nieopodal Solca, gdzie zrobiliśmy ostatni przystanek na wszamę. Po glowie chodzi mi pomysl, aby z Krzykos odbić w stronę Góry Bismarcka ale z uwagi na zbyt późna porę, odpuścilem, tym bardziej ze przed nami by bardzo ciekawy i spokojny odcinek do samej Wrześni. Oczywiście nie zapominajmy o ruchu na trasie katowickiej w niedzielny podwiecozrek - masakrator. Potem Witowo, Pięczkowo, Orzechowo, Czeszewo postoj na sikstop) i Miloslaw. Za Miloslawiem, ściemnialo się na maksa i jedynie co nam pozostalo, to bezpiecznie dojechac do domow - a ze zrobilismy to dość szybkim i równym tempem, tylko się cieszyć.
W końcu moglem wyszalec się na Krosnajerze po niecalych dwóch tygodniach przerwy, spowodowane meczacym przeziebieniem, zapaleniem gardla czy wyjazdem weekendowym do Wroclawia. Sobotnie popoludnie nalezalo do mnie, wiec pomyslalem sobie ze skocze sobie nad Wartę, oczywiście zaliczajac po drodze leśne i nadwarciańskie dukty.
Na poczatek nie wiedzialem w ktora stronę udać się nad Wartę. Wiec jade przez siebie az drogę asfaltowa zamienillem na taka polna, ktora za chwile skończyla sie. Hm... nie bardzo chciao mi sie wracac, wiec postanowilem ciut pomóc sobie i jechać polem tak dlugo, az znalazlem sie na wlocie do Winnej Góry, miejsca, gdzie spoczywa general Jan Henryk Dabrowski. Dalej to tylko przeciac DK15 i jestem w lesie, na terenie Szwajcarii Czeszewsko-Żerkowskiej. Radość byla nieziemska, ponieważ moglem szaleć na Krosnajerze bez obaw, ze coś mi pierdolnie ;-). Mimo poznnej pory, bylo sporo grzybiarzy i to z cala rodzinna ekipa.
W Pięczkowie nie zastalem kuzynki, więc uciekam dalej w kierunku Warty, by walami dojechać do Dębna. Okazalo się, ze w soboty prom pracuje aby od 6 do 10, więc aby dostać sie do stolicy tutejszej Szwajcarii, musialem skorzystac z mostu kolejowego, usytuowanego nieopodal nieczynnego promu - tutaj bez żadnych niespodzianek ;-)
Będac w Żerkowie, odwiedzilem punkt widokowy pod wieża telewizyjna a następnie za Żerkowem przy Łysej Górze. Ta przypomnialem sobie, ze neistety prom w Pogorzelicy też będzie zamkniety z powodu późnej pory. Wszak slonce zachodzilo, temp spadala, więc decyzja zapadla, do domu wrocić przez Żerków.