Zastanawiałem się nad konkretnym pożegnaniem września a po głownie od dawna chodziły dwie nazwy: Puszcza Zielonka i Duszno. Toteż w sobotę wieczorem zadzwoniłem do Uziela z propozycją i wybraliśmy to pierwsze. Niedziela, zgodnie z prognozami, zapowiadała się bardzo pięknie, prawie idealnie. Prawie bo wyjezdzajac z chaty (Uziel75 podjechał po mnie wcześnie) poczułem spore wmordewind i to to takiego zimnego.
Pomimo chłodnego wmordewindu, droga do Poznania przebiegła nam dość sprawnie, mogłem cieszyć się zarówno z pogody i jak z owoców (jabłek), które matka natura zasponsorowała. Sporo rowerzystów można było spotkać, podobnie jak biegaczy, zwłaszcza w miejscu pierwszego dłuższego przystanku (Kobyle Pole / Antoninek). Także dla mnie nastał sezon na herbatę z termosu.
Następnie wzdłuż Cybiny i jeziora swarzędzkiego jechaliśmy do Wierzenicy (przez Swarzędz, Gruszczyn, Kobylnicę) i tutaj pozdrawiam Cię, Grigor ;]. Po drodze był podjazd pod kątem 8% ale... na moje szczęście szybko się on skończy. Dalej kocimi łbami i polnymi dróżkami do Kicina by tam odbić na punkt widokowy na Dziewiczej Górze - o ile dobrze pamiętam to od Kobylnicy podążaliśmy za żółtym szlakiem.
Trochę zabaw z kamerką było :D
Oczywiście, ze wszedłem na samą wieżę. Podziwiałem piękno okolicy Puszczy Zielonki a zarazem przeklinałem, że tak mi zimno było - wmordewind był znacznie silniejszy niż mogłoby sie wydawać.
Po kolejny odpoczynku, pobłądziliśmy trochę po lasach i zrobiła się dość późnawa godzina. Trzeba było wracać, toteż uczyniliśmy to jadąc przez Mielno, Zielonkę i Bednary w kierunku Pobiedzisk. Dalej to typowo szosowa szybkość w kierunku Wrześni.
Nie zabrakło czerwonego dywaniku, popisywania czy głupawki... :D
I tak w zasadzie minęła Niedziela :) ostatnia wrześniowa. A na koniec
Dzisiejszy poranek by bardzo ciepły, o wiele w stosunku do dnia wczorajszego a zarazem brzydszy. I niestety wcale sie nie zanosiło na poprawę pogody - w miedzyczacie padało i wiało.
I powrót to była masakra - walka z wiatrem i skurczami.
Niby mam samochód do dyspozycji i mógłbym później jechać do pracy, to jednak jazda rowerem daje mi większą frajdę. Zwłaszcza w tak piękny poranek, jak dziś - czego dowodem jest powyższa fotka, opublikowana na instagramie. Niby było chłodnawo (bo coś koło 8*C) to jednak wystarczyło dobrze sie ubrać, żeby jechać z dobrą prędkością.
W takie dni, to ja z całą pewnością będę do pracy jeździł - niech tylko pogoda sie utrzyma przez kilka następnych dni ;]
Niedziela zapowiadała się pięknie ale niestety było bardzo wietrznie i dlatego też po prostu wolałem pospać dłużej. Po obiedzie i deserze wskoczyłem w ciepły rowerowy strój i nazad do Wrześni.
Drobne zakupy i tel do Uziela czy chętny na kolejną przejazdkę. I tak oto wspólnie przywitaliśmy dzisiejszą Jesień z nadzieją, żę bedzię ona bardzo łaskawa dla cyklistów. Bo jakby nie patrzeć, w zeszłym roku była bardzo piękna.
Miałem wybór: pociąg albo rower i dla odmiany wybrałem to drugie, wiedząc ze ma być pogodnie. Oczywiście wszystko było kwestią ubioru. Poranek był wprawdzie chłodnawy ale miał klimat - szron połączony z wstającą mgiełką znad bagna. Wyjeżdżając z domu, odnotowalem temp 6*, w pracy było coś ponad 10* a z powrotem zaledwie 16. Do tego wiał chłodny lekki wmordewind, co niezbyt umilał mi czas.
Ale tempo nadal na wysokim poziomie, co mnie bardzo cieszy. I kurde.. uświadomiłem sobie, ze wkrótce lato odejdzie na dobre, ustępując bardziej kolorowej jesieni. Życie.
[i][/i]Ogólnie ciepły dzień był, miałem jechać do pracy rowerem ale zaspałem i trzeba było ruszyć się autkiem. Za to wieczorem nie było mowy, zeby nie jechać, zwłaszcza ze był to wieczór bardzo spokony, zero wiatru.
Po drobnych zakupach, razem z Uzielem udalismy się do pobliskiego lasu czerniejewskiego. :) efekty świetne. I statystyki spotkanych rowerzystów, dobrze oświetlonych w końcu pozytywne - 2/9 nie miało pełnego oświetlenia.
Niedzielny rajd odbywał się w mojej okolicy, stąd też nie spieszyło mi się ani też nie brałem udziału - po prostu jechałem z wolnej stopy. Muszę przyznać ze GTR zrobiło kawał dobrej roboty (jak zawsze zresztą) i podobnie jak w zeszłym roku, spisali się Goście. I przy okazji spotkałem pana Jurka, z którym umówiłem się na spotkanie przy Amfiteatrze. Nie bede więcej pisał, polecam relację z Nowej Wrześni i klik oraz Radia Merkury
Dorzucę tylko kilka zdjęć ;]
Po całym finale w amfiku, postanowilem odprowadzić pana Jurka, najpierw do Czerniejewa by potem kopnąć sie do Gniezna. I tak trafiłem na rundkę wokoł Wenecji, następnie Rynek i ostatecznie zaliczyłem żużlowy stadion, gdzie trwały ostatnie przygotowania do finałowego meczu, w którym stawką był awans do e-ligii. Jak się później okazało, Start Gniezno wygrał na swoim terenie :) Swoją drogą, dziwnei sie jezdzi po wymarłym mieście ;)
Poranek znacznie cieplejszy, to też lżejsze ubrania na sobie miałem i w gruncie rzeczy lepiej sie w jedno stronę jechało. Z powrotem już było gorzej a to dlatego ze gorąco i wiał spory wmordewind.
Niemniej spotkałem się z MarcinGT i chwilę pogadaliśmy i popatrzylismy na rowery. Następnie trza było się pomęczyć. Za Niechanowem była prawdziwa walka z kryzysem energetycznym.. I udao mi sie dojechać do Wrześni bez spotkania 3.stopnia z burzą ale ... pustynna burza tez rządziła na polach
Zabalowałem ostro w sobotnio-niedzielną noc ale nawet to nie mogło mnie powstrzymać przed jakąkolwiek wycieczką w tym dniu. Wstałem, ogarnąłem się i cekałem za obiadem. W miedzyczasie Uziel sie odezwał i umówiliśmy sie na wypad. Tym razem kierunek Powidz:)Trasa przebiegła dość szybko i sprawnie, oraz z niespodziankami :)
Rowerzysta to też przyjaciel zwierząt ;]. Brawa dla psiaka za odwagę, który ufundował Nam niezłą dawkę śmiechu.
Taką wodę uwielbiam.
Zdecydowanie najpiękniejsze zachody słońca są właśnie we wrześniu.
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger