Zaplanowałem sobie przejazdzkę wokół jeziora powidzkiego a wiedząc ze bedzie garówa, godzina startu była między 4-5. Niemniej na wskutek negatywnego oddziaływania klimy w firmie, obudziłem się z bólem gardła i zapchaną przegrodą nosową.
Miałem dylemat, bo z jednej strony siedząc w domu, bym nie usiedział w takich temp ale z drugiej strony mogloby pogorszyć sprawę. Aleeee...jednak nie dałem się i we trójkę z Jasiem i Arturem (ten to hardkor, bo pierwszy raz od 7lat ruszył dupsko na rower, pozyczonym od mojego brata; )). Jechaliśmy dość sprawnie, najpierw spotykając odpoczywającą dziewczynę (kręcona brunetka, gimnazjalistka) na przystanku - wtf, o 6tej rano? Z rozmów wynikało, ze poczatek wakacji chciała uwiecznić na rowerze, więc stąd tak rychło rano;). Dalej w Witkowie dłuższy postój i na Skorzęcin.
A tam, nie zastaliśmy pięknych pań na bramie ale też nie robili problemów z wjazdem - rowery za darmo ;) (póki co). pustawo na ulicy, w końcu to coś koło 8mej. Zmiany w Skorzęcinie były dość duże, w końcu OW zainwestowało w siebie i być moze przyciągnie większą wiarę do siebie. Ale...chyba nie wszystko zmienili, bo sanitaria pozostały bez zmian czyli koszmarki są.
Następnie po nieco dłuższym postoju, poruszaliśmy śię szlakami do Wylatkowa a następnie przez Przybrodzin do Powidza - wtedy podjęlismy decyzję o skróceniu trasy i szybsszym powrocie do domu. W Powidzu zdrzemnęło mi się i...to był błąd, bo po pobudzce poczułem się bardzo źle - starałem sie nawadniać, zeby nie paść na drodze, bo wstyd.
W miedzyczasie chmury się pojawiły, umocnił się wiatr, miejscami wiało bardzo ostro. Ale jakoś dokuśtykaliśmy się do domu, co było sukcesem dla mnie jako chorego (38.8C) i dla kumpla, jako ze pierwszy raz w zyciu pokonał taką trasę.
Z Uzielem i Liberkiem, kŧórzy kręcili się po mojej okolicy - miał być odpoczynek od roweru, bo do pracy pojechałem autem ale nie szkodzi. A potem wziąlem pedały na warsztat - skończyło się na awaryjnym :/ montazu bo kulki sie posypały :P
Dziś wstałem z zakwasami nóg i rąk, co oznacza problemy. Na szczęście jechało się w miarę ok a to dlatego, ze nei było klasycznego wmordewindu. Ale co z tego, skoro w powrotnej drodze dopadł kryzys, na tyle powazny ze musiałem chwilowo przystanąć.
We Wrześni na szybko in da kaufland.
Nie wiem cyz jutro pojadę ale to zalezy jak bardzo zregeneruję mięśnie ;) .
Planowałem wstać o 5tej ale niestety budzik mnie nie dobudził i godzinę spóźnienia w plecy. Szybka decyzja ze jadę do pracy rowerem, pomimo silnego wiatru.
Wiatr w jedną strone pomagał bardzo, miejscami było prawie 35-40km/h ale jak się zmieniło kierunek jazdy, to tak kolorowo nie było. NO ale w stronę pracy udało mi się odjechać w 1.5h, co jest świetnym wynikiem dla mnie.
Po pracy tak różowo nie było, miejscami był bardzo porywisty i w pewnej chwili na horyzoncie pojawiły się czarne chmury - zwątpiłem, czy dojadę suchy do domu. I niestety, wiatr ostro zmógł, był kryzys ale dalej kręciłem i dojechałem do Mierzewa i wtem zauwazylem przyzwoitą wiatę ale zdążyło ostro padać. Podczas ulewy wiał tak porywisty wiatr, ze wiata się ciut uginała. Po 20 minutach deszcz przestał padać a wiatr opadł zdecydowanie.
Z Uzielem wybraliśmy się na nieco inną wycieczkę rowerową nad ranem i to było troche dziwne, bo organizmy raczej spały dobre ( jeśli w ogóle spałem:P) W planie była niedłuża trasa do pokonania z racji napiętego planu na resztę dnia. I wyszło nam... jak zawsze ;) ponad 100km - to zaczyna być uzależnieniem.
I ogólnie lubie poranki za rześkie i chłodne powietrze oraz mgiełkę, powstającą znad jezior / stawów - dawno też nie wyjeżdzałem o tej porze dnia. I tak w sumie popierdalaliśmy przez siebie.
Dojeżdzamy do Dębna n/d Wartą i widzimy wędkarzy jak się rozkładają ale prom był nieczynny więc, trzeba było manualnie przekroczyć Wartę. Uczyniliśmy to z pomocą mostu kolejowego, o którym legendy krążyły. Tradycyjnie odbyła się sesja fotograficzna, po czym zeszliśmy z torów a 3min później jechała towarowa bana - fart?!
Co mi zrobisz jak mnie złapiesz?!
A dalej wałami... taa po piaskownicy
Przerwę postanowiliśmy zrobić w punkcie widokowym za Żerkowem, skąd można było podziwiać piękną okolicę - szkoda ze nie wziąłem lornetki. I zjeżdżając do Śmiełowa, pobiłem rekord prędkosci, który wynosi teraz 62.1 km/h ale nie polecam tego powtarzać ani dotykac tarcz hamulcowych, bo można się poparzyć
I wykręciliśmy pod kościół p/w Jana Chrzciciela, gdzie znajdował się kesz OP45B9 ale z racji trwającej sumy odpustowej, podjęcie było dość ryzykowne. w dodatku sieć padła i nie można było się zalogować. Niemniej kesz zdobyty i można było jechać dalej w kierunku Pyzdr a dale do Słupcy przez Ciążeń.
Piękny dzień, choć z rana zapowiadało się zupełnie inaczej. lubię takie niespodzianki. I ogólnie to z pracy wracałem tą samą trasą co ostatnio ale pokonałem ją znacznie szybciej, nizby mogło wydawać.
Rower świetnie dziś wspópracować ale za to kierowcy to nadal banda idiotów.!
Nie ukrywam, że mam pewną tremę, jeśli chodzi o rowerowanie do/z pracy ale powoli sie do tego przekonuję. Początkowo plan zakładał, że rano będę kulal się pkp'em, by po pracy wrócić na kołach.
I prawie by się udało, gdyby nie fakt, ze pociąg relacji jarocin-gniezno zostanie zawieszony na czas wakacji (tak brzmi oficjalne stanowisko). I taki problemik się pojawił. No nic. Trzeba bedzie drałować w obie strony, w sumie koło 80km
Z Micorem umówiłem się po pracy, zeby zajrzał do roweru - coś strzelało od niedzieli - no i ocenił czy łańcuch nowy czy może być;]. Okazuje sie, że do końca sezonu powinien wystarczyć. Czas minał niesamowicie szybko ale i ciekawie. wymiana doświadczeń, opowieści z tras itp.
Rzeczywiście nawałnica z poprzedniego dnia była niesamowicie ostra ale u mnie jakoś skończyło się na soczystym opadzie deszczu. Rano obudziłem się i stwierdziłem, że może lepiej pognać asfaltem do tego Kórnika a dalej do Rogalina.
O 8mej wystartowałem w kierunku miejsca spotkania z Jaśkiem i wspólnie pognaliśmy na Środę, gdzie był pierwszy postój. Następnie z bocznymi ale całkiem dobrymi dróżkami do Kórnika - mijają nas chłopacy z Superior Energy Team ze Środy. Pod zamkiem kórnickim krótki postój na ciepłą herbatę a następnie obraliśmy kierunek Rogalin. Tutaj troche pochodziliśmy po parku i z przykrością stwierdziłem ze dębowi Czech umarło. Dalsza trasa była bardzo ciekawa bo najpierw po łąkach, nastepnie o mokrym piasku, by ostatecznie trafić na utwardzoną gruntową dróżkę. Cudowna okolica Rogalina, w której można był spotkać naprawdę urokliwe i pamiętne dęby, pamiętające niejedne wydarzenia historyczne. Przez Rogalinek i Niwkę dojechaliśmy do Puszczykowa, by uzupełnić płyny a następnie wkroczyć na szlak wzdłuż Warty (bodaj czerowono-niebieski), który ciągnął niemal pod sam most Rocha.
Zaś zwiedziliśmy północno-zachodnie rewiry Poznania, począwszy od Sołaczu, poprzez Golęcin i Kiekrz, kończywszy na Strzeszynie. W międzyczasie wyprzedza mnie JPbike, którego ledwo zauważyłem (rozpoznałem po bs'owej koszulce z podpisem ;)
Trasa może powolna ale zajebista :). I mimo, że dzień wczesniej i w nocy ostro popadało, to i tak było cudownie.
Gdzieś w Poznaniu :D :D
I tak jakoś mi się udało ponad 100tkę przejechać w niedziele :)
W samo południe podleciał po mnie Uziel75 i wystartowaliśmy w przejazdzkę po okolicy. Ja miałem zadanko do wykonania i skoczyłem w odwiedziny do siostry ale po drodze miałem niezbyt przyjemny poślizg na rowerze... Zahamowałem przednim kołem na chodniku, który był cały w piasku i...koło mi uciekło. na szczęście nic się nie stało poza kilkoma draśnięciami na łydce nogi i kierownicy·
Kilkuminutowa przerwa u sis i dalej pognaliśmy po kesza Figura Jezusa Chrystusa w Bugaju - OP51FD. Po czym się zorientowaliśmy, że gromadzą się czarne chmury i należałoby obrać jedyny słuszny kierunek. Obaj zdążyliśmy ;)
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger