27/2014 Kotlina kłodzka - dzień pierwszy: Góry Bardzkie
Tegoroczna majówka znacznie różniła się od tych z ubiegłych lat, kiedy to spędziłem ten czas u siebie w wlkp. Tym razem, wraz z Gnieźnieńską ekipa postanowiliśmy nawiedzić południowe krańce naszej kochanej ojczyzny czyli Tytułową kotlinę kłodzka ,a jako tymczasową hawirę obraliśmy Dziuple u Kazka nieopodal Kamieńca Ząbkowickiego - de facto poleconą przez Marcina i Sebastiana.
W noc poprzedzającą wyjazd Nie mogłem standardowo zasnąć, stad poświęciłem czas na ostatnie przygotowania do wyjazdu. Tuż przed 5 rano wyruszyłem moim obładowanym rumakiem w stronę wrzesińskiego dworca PKP, by z pomocą Kolei Wlkp udać się do Poznania, gdzie czekała za mną pokaźna grupa Gnieźnian. Następny etap podróży to Kamieńczyk w stronę Wrocławia, który niby mógł przewozić rowery w ograniczonym zakresie. W sumie tak było ale sądzę, że gdyby konduktorki się postarały, to problemu by nie było. Niepotrzebnie bałem się, że nie zdążymy na przesiadkę w stronę Kłodzka, bo w praktyce pociąg Sudety czekał na nas na tym samym peronie.
Na miejscu byliśmy przed 12, szybko też trafiliśmy do naszej bazy, a następnie szybkie zakupy, mały posiłek i byliśmy gotów na kolejne wyzwania dnia dzisiejszego czyli atak na Góry Bardzkie.
Pierwszym celem było Bardo Śląskie do którego docieramy przez Ożary i Janowiec, to były pierwsze dla mnie podjazdy górskie, ale nie było tak źle jakby mogło się wydawać. Trafiliśmy na piękną pogodę, dzięki czemu mogliśmy spojrzeć na cudowna panoramę z punktu widokowego położonego na obrywie skalnym. Po czym był pierwszy szybki zjazd do Barda, na którym mogłem wygrzać tarcze.
Po krótkim zwiedzaniu miasta, ponownie udaliśmy się na pojazdy celem zdobycia kilka szczytów Gór Bardzkich. Nie były to łatwe cele, choć dopiero co zaznajomiłem się z jazda po górach. Nie stanowiło to przeszkody w zdobyciu choćby szczytu Wilczak, położonego na wysokości 637 m npm... Skoro wspinaliśmy się w górę to przyszedł czas na długi zjazd - jak się potem okazało szlakiem pieszym. Pff
W ten sposób dotarliśmy do srebrnej przełęczy, równie piękna panorama. Następnie zaś czysta przyjemność ze sporą dawką adrenaliny - mowa o zjeździe. Było tak szybko, że trzeba było zrobić postój w Srebrnej Górze z powodu rozgrzanych hamulców u niektórych osób.
Do bazy docieramy ze sporym zapasem piwnego izotonika, który nabyliśmy po drodze w sklepie. Dużo atrakcji jak na pierwszy rowerowy dzień w górach, zwłaszcza dla przyzywczajonego do płaskiej wielkopolskiej powierzchni jeźdźca.
Trasa: