Ten rok spisałem na straty. Ograniczenie aktywności – szczególnie wiosną – miało odbicie w tegorocznych statystykach. Z drugiej strony, było miejsce na eksperyment z wirtualnymi wyścigami, który z mieszanymi uczuciami kontynuuję do dziś. Tym razem, zamiast piwnicy i problemów z internetem, mam komfortowe biuro z dużym monitorem, pod który podłączam smartfon. Udało się zmienić szosówkę na nowszy model – RC520. O tym ostatnio pisałem, żeby nie powtarzać się, to zapraszam właśnie tam. Jeśli chodzi o ultrawyprawy, to w tym roku zaliczyłem aż jedną: tradycyjnie do Gdańska na koniec wakacji. Ostatnie 20 km pokonałem w towarzystwie ww. Sebastiana, który oprowadzał mnie po mniej znanych zakątkach Gdańska i Sopotu. Wspomnę, że w sierpniu miałem okazję go poznać w trakcie 10-dniowej wyprawie po Polsce. Ten rok był kluczowy dla rowerowego świata. Z jednej strony wybuch pandemii i ograniczenie w funkcjonowaniu publicznego zbiorkomu sprawił, że rowery przeżywały kolejny złoty renesans. Z drugiej, ta wielka popularność ma drugie dno w postaci liczby wypadków z udziałem rowerzystów – szczególnie zatrważające są liczby śmiertelnych ofiar. O tym pisałem w lipcowym wpisie. Nie mogło zabraknąć przyczepkowych mikro przygód, które w większość odbywały się w okolicy Gniezna – jedyny wyjątek to czerwcowy urlop nad polskim morzem. W tym roku licznik stanął tuż przed granicą 8000 km, w większości pokonanej na szosówce (starej i nowej). W statystyce zostały ujęte też wirtualne treningi, ale stanowią suplement do mojego rowerowego świata. Zamiast podsumowania Stravy – Veloviewer
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger