A tak dzień sie fajnie zapowiadał. Spotkałem się z kumpelą, której nie widziałem dobre 3-4 lata (bo wyjechała do Londynu, gdzie właściwie mieszka, pracuje i korzysta z życia) a która była w moim byłym LO po papiery. Przyjechała ze swoim chłopakiem, Australijczykiem - Warrenem. Fajnie się gadało, pośmialiśmy się. Zmieniła się, z drobniutkiej dziewczyny, stała się dojrzałą kobietą, instruktorką tańca i przyszłą projektantką wnętrz.
Po spotkaniu, pokręciłem po mieście i...na wrzesińskim deptaku stało się coś..nieprzewidzianego. pewnie efekt kolizji, który kiedyś tam zaliczyłem. Lewa korba była lekko zgięta, z sekcji zwłok zauważyć można osad, co oznacza ze stal sobie tam dogorywał.
No cóż. nowa korba, ściągacz i wezwałem "auto serwisowe" :D
Plus tego dnia to taki, że powoli kompletuję "warsztat rowerowy" :D
Komentarze (4)
Nieźle, nieźle. Oby to była ostatnia pęknięta korba w karierze.
Bobiko chyba masz racje że to po kolizji. Widać tam chyba fragment już pokrytego nalotem starości aluminium, widocznie to się czaiło już na okazje. Nie stałeś akurat na pedałach hmm mogła by się nie za ciekawie zakończyć taka przygoda, lądowanie po złamaniu korby a rura od ramy się pewno by przyczyniła do kilku zdrowych siniaków w pewnych okolicach ;) Zdrówka
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger