24/2013 | Panie Krawczyk, pan mi wybaczy czyli WPN, Poznań i powrót po ciemku
Środa, 1 maja 2013
· Komentarze(3)
Kategoria > 100
1 maja to Święto Pracy, skoro święto to czemu nie spędzić go aktywnie, pracowicie? Wpadłem na pomysł kolejnej długiej wycieczki i taką w nocy zaprojektowałem. Pozostało modlić się o dobrą pogodę.
Obudziłem się ciut później niż zaplanowałem, stwierdziłem, że pogoda jest dobra, asfalt po nocnym deszczu powoli wysychał - decyzja podjęta. Po późnym śniadaniu ruszyłem na podbój Wielkopolski - tym razem szlak po WPN, z kilkoma ważnymi celami: punkt widokowy w Mosinie i szlak wzdłuż Warty od Puszczykowa do Dębiny.
Temp może nie była dość optymalna i wziąłem na wszelki wypadek dłuższe spodnie i cieplejszą kurtkę. Uwaga sporo zdjęć a panoramy są klikalne.
Do Zaniemyśla jechało się bardzo fajnie, średnia prędkość oscylowała w okolicach 30km/h a do tego święty spokój na trasie. Odbiłem na Kórnik, gdzie było wuchta ludzi, zarówno na rowerach i jak pod pałacem. Dla zainteresowanych, zrobiłem plakacik.
Wehikuł w Zaniemyślu
Pięknie pachnąca i kwitnąca droga
W Kórniku było tak:
Droga między Kórnikiem a Rogalinem była w porządku, atrakcją "turystyczną" były panny leśne, uprawiające ponoć najstarszy zawód świata - nie mnie to oceniać, ale kolorowo było. W Rogalinie pozwoliłem zajrzeć pod Mauzoleum i przejechać obok pałacu by odwiedzić słynne rogalińskie dęby - jednemu "umarło" :( Nie wiem co mnie pokusiło ale pojechałem na szagę przez polanę, by podziwiać scenerię rozlanej Warty. A tu niespodzianka: bardzo wilgotne podłoże, przejazd zalany i trzeba było albo cofnąć albo znaleźć skróty przez krzaki - sporo piachu i ostry singielek, idealny dla Grigora.
W Rogalinie:
Tu rzeczka odcięła mi drogę:P
Ot singielek
Hurra, znalazłem w końcu drogę na Mosinę, gdzie czekał punkt widokowy - W zeszłym roku pozazdrościłem Grigorowi, więc nie mogłem tym razem odpuścić. Ale Ale... ile ja musialem nawkurwiać na wujka Google, który nie umiał znaleźć celu. Miasto też ciała dało, skoro nie oznaczyli odpowiednimi tablicami informacyjnymi. Jedynie mieszkańcy wskazali lokalizację - z długim podjazdem (chyba ok.pół kilometra). Ludzi sporo, aut także a rowerzystów jak na lekarstwo (ok, 2 rowery były załadowane na aucie ale to sie nie liczy:P). Za to miejsce pierwsza klasa, sporo przestrzeni na odpoczynek, na grillowanie a przede wszystkim drewniana konstrukcja, znacznie wyższa niż ta w Dusznie - idealne miejsce na nieco dłuższy odpoczynek.
W drodze do Mosiny
a w Mosinie:
W Puszczykowie zacząłem podążać niebieskim szlakiem wzdłuż Warty. Jeden z najciekawszych odcinków z dzisiejszej wycieczki ale z uwagi na nocne opady deszczu bardzo obawiałem się może być mokro, a Warta była nadal dość szeroka, więc czy nie ryzykuję np. kąpielą w Warce? Całe szczęście, były nieliczne problemy, zwłaszcza blisko brzegu rzeki. I tutaj, tak moi drodzy, zgubiłem latarkę :( - nie wiem w którym momencie to się stało i szukanie latarki (zawróciłem) okazało się igłą w stogu siana. Rowerzystów, podobnie jak na trasie Kórnik - Mosina, było pod dostatkiem; czy to kolarze, czy to pojedyncze jednostki ale przeważnie były to zorganizowane grupy prorodzinne.
I w ten sposób trafiłem do Lubonia. W Dębinie(kolejne fajne miejsce do odpoczynku) szybkie uzupełnienie bidonu i odczytałem smsa, ze mogę wlecieć na herbate. Jadąc na Golęcin przez Stare Miasto i Sołacz, stwierdziłem że nie nadaję się na jazdę po mieście, zwłaszcza tak dużym jak Poznań. Wszędzie światła, postoje i łamanie przepisów (och, kaman, seriously?), zwłaszcza irytowali mnie piesi, którzy akurat musieli iść ścieżką ( czemu nei drogą?) rowerową. Trafiłem na herbate, godzina odpoczynku i zrobiła się mega późna pora.
i na zakończenie Targowa Górka
Droga powrotna była raczej spokojna, poza 3 przypadkami.
Przypadek nr 1: Wyprzedzanie na trzeciego - kierowca myslał, ze zmieści się miedzy 2 rowerzystami (w tym jeden jechał w przeciwnym kierunku).
Przypadek nr 2: Grupa Samobójców w ciemnym lesie, bez kompletnego oświetlenia, nawet pieprzonej kamizelki brak, odblasków brak - tępe pipki męskie, bo nawet jechać za bardzo nie umieli.
Ale trzeci przypadek, to już rarytasik: Z powodu sarny, która wyskoczyła mi przed rowerem wjechałem do rowu...fiknąłem koziołka dość konkretnie ale na szczęście, nic się nie stało :D Miękkie lądowisko, miękka i świeża trawka. ;]
Wiecie pięknie pachniało? Stwierdzam, że nocne wycieczki to chyba nie dla mnie :P
Trasa:
PS: z tym Krawczykiem to chodziło o koncert "tego" Krzysztofa, który rozpoczął Muzyczny Weekend we Wrześni ;-)