59/2013 | Wielkopolsko-Pałuckie zwiedzenia z rekordem.
O Wapnie niegdyś wspominał Uziel i postanowiliśmy sobie wpisać to miejsce jako cel w tym sezonie. Rano dostałem smsa od Uziela - początkowo miałem wątpliwości, ponieważ jeszcze 2-3 dni temu miałem dość wysoką gorączkę i przebywałem na L4 ale... czułem się już na siłach, więc odpowiedź była pozytywna. W międzyczasie napisałem smsa do chłopaków z Gniezna, wstępnie Marcin wyraził gotowość w ciągu godziny - pasowało.
Szybkie szykowanko, sprawdzenie roweru po dłuższej przerwie i jazda do Uziela, by potem zatrzymać się pod Biedronką w celu uzupełnienia zapasów na drogę. Tuż po wyjeździe z miasta czułem delikatny chłodny wiaterek wiejący z północy - także pasowało mi. Dałem znać Marcinowi, że jesteśmy w drodze i w sumie dość szybko i sprawnie docieramy do punktu spotkania na wlocie do I Stolicy Polski. Pałeczkę przejmuje Marcin, który wyprowadza nas z Gniezna, wzdłuż obwodnicy, obok miejskiego stadionu i oczywiście poprzez Wenecję.
I zaczęły się pierwsze podjazdy wraz z pięknymi krajobrazami, które będą nam towarzyszyć aż do końca wycieczki. Od czasu do czasu Uziel dzieli się z nami wspomnieniami z wycieczki sprzed wielu wielu lat - popierdalał wtedy szosówką, która zresztą do dnia dzisiejszego jest na chodzie.
Pierwszy dłuższy postój zaliczamy tuż przed Janowcem Wielkopolskim (należący do woj. kujawsko-pomorskiego), raz po raz atmosferę psują przejeżdżające obok nas samochody. Janowiec wita nas remontem i kurzącym się nad drogą białym pyłem. Kurcze, trafiając na rynek stwierdziłem, że to biedne miasteczko, pełno ludzi pijących w południe piwka itp.
Chwila postoju na zdjęcia i cała naprzód w kierunku Wapnia. Idzie zauważyć zmianę krajobrazu na bardziej wyżynny, raz na górę, a raz w dół. I tak trafiliśmy do Wapna. Pewnie się zastanawiacie co takiego w tym Wapnie jest? W 1977 roku dochodzi do tragedii poprzez zalanie przez wody podziemne kopalni, wówczas zapadły się budynki w tym bloki mieszkalne. Będąc na miejscu robimy objazd po mieście, które żyje swoim tempem, ale z dala straszą budynki.
Nie wiem czy ryzykowaliśmy wjeżdżając na otwarty teren w pobliżu budynku ale stan opuszczonych budynków był tragiczny. Te wrzesińskie tonsilowskie budynki wyglądały na bardzo solidne.
Będąc w pobliżu jednego z nich, pozwoliłem sobie na eksplorację. Aż dziw bierze, że tyle złomu jeszcze tam było - niby biedne miasteczko...
Byłem pod wielkim wrażeniem konstrukcji, które przetrwały próbę czasu, zwłaszcza tych pochodzących z Górnosląskiego Zjednoczenia Hut Królewska i Laura.
I na koniec krótki materiał filmowy:
Powoli żegnamy się z Wapnem i ruszamy w drogę powrotną z wiatrem w plecy. Zaczynamy kolejny etap wycieczki czyli Tour De Europe. Zaliczamy stolice państw europejskich czyli Paryż czy Rzym, a nawet Mielno się znalazło. Warto nadmienić, że poruszaliśmy się po przepięknych terenach Pałuk.
Było Rogowo, gdzie przywitałem się z Dinozaurem, a także wymoczyłem nogi w jeziorze Kowaleskim - imho bardzo ciepła woda. I w końcu zaliczyłem te Gołąbki, które chodziły za mną kilka ładnych miesięcy. Muszę przyznać że nawet bardzo ładnie tam było.
W Trzemesznie zarządziłem mały postój na porządną ciepłą kolację, bo inaczej nie dojechałbym do domu. Uziel i Marcin wzięli po hotdogach ja zaś tortillę - nie była to taka tortilla z prawdziwego zdarzenia ale smakowała i nie była taka tucząca.
Z Marcinem żegnamy się tuż przed Witkowem, sami zaś po drodze przeżywamy rozmaite przygody od padniętych akumulatorów w oświetleniu, przez cholerne owady za Witkowem, a kończąc na wściekłym bernardynie, który chyba nie lubił cyklistów, nawet Uziela, psiarza.
Do domu zajechałem tuż po 22.00. Za długo nie siedziałem, wiedząc, ze zaraz będę musiał wstać, bo czekała na mnie kolejna atrakcja w postaci MP MTB - Żerków 2013.