92/2013 | Powidz, Wylatkowo i Skorzęcin po raz N-ty
Miałem w planach nieco większy podbój wokół jeziora Powidzkiego ale z uwagi na późną porę trzeba zweryfikować zamierzenia - w zamian obskoczyliśmy tereny okołowojskowe, jeziora powidzkie i Niędziegiel oraz Białe. Ot tak lajcie.
Podesłałem Uzielowi propozycję na dzisiejszą wycieczkę ale nie był do końca w formie - gripeksy, taka sytuacja. Po wszystkich domowych obowiązkach, w końcu wyruszyłem w kierunku Wrześni by potem w asyście Uziela dojechać na spotkanie z Gnieźnianami w Stanisławowie - Kubolsky i MarcinGT zaliczyli pobliską Unię. Chwilę pogadaliśmy a czas naglił, więc wspólnie pojechaliśmy do pobliskiego Gorzykowa, gdzie znajdował się pomnik amerykańskich lotników bombowca B-17 (wspomniałem o tym znacznie wcześniej). Goście w stronę domu a my w stronę Mielżyna przez Jaworowo. Za Ruchocinem wkracamy w teren i praktycznie objeżdżamy lotnisko należące do 33.bazy Lotnictwa Transportowego, z nadzieją ze zobaczymy z bliska samoloty startujące / lądujące. NIestety, wypięły się na nas. Zapomniałbym, ze jadąc w stronę Niezgody / Niezgódki skorzystaliśmy z świetnie oznaczonych tras rowerowych powiatu słupeckiego; i tak najpierw jechaliśmy szlakiem żółtym di Radłowa przez Skąpe, by potem szlakiem czerwonym dojechać do Niezgody. Stamtąd szlakiem niebieskim udaliśmy się w stronę Polanowa.
W Polanowie podejmujemy kolejną próbę zdobycia skrzyneczki keszowej lecz jeszcze nie tym razem. Było blisko, pokrzywy nawet nie przeszkadzały ale teren w lasku był nadal zbyt miękki ;-). Dłuższy postój zaliczyliśmy pod słynnym już grobowcem, gdzie urządziliśmy sesję fotograficzną. Ciekawe czy grobowiec uległ zniszczeniu samowolnie czy ktoś mu w tym pomógł?
W Powidzu namawiam Uziela na Skorzęcin, tym razem przez Wylatkowo z tradycyjnym przystankiem z widokiem na pływające zaglówki i jachty na jeziorze Powidzkim z kłębiącym dymem z Konina w tle.
Do Skorzęcina dojeżdżamy szlakiem czarnym i tradycyjnie meldujemy się na molo. Z czystej ciekawości zaglądam za molo czy upatrzony wczoraj szczur dalej pływa. Okazuje się, ze ktoś się nim zaopiekował (nie chcę wiedzieć w jaki sposób) ale chwilę później byłem świadkiem niezbyt fajnych sytuacji. Była sobie banda penerów, jednemu zbiła się butelka z piwem na molo - koleś w ogóle się nie przejął tym, nie kwapił się do sprzątania a nawet z tego się śmiał. Inny kolo z tej wesołej gromady szczał do jeziora, wprowadzając mnie i innych w osłupienie. Ot taki codzienny widok penerów, nie zdających sobie sprawy z tego, jak wielkie szkody wyrządzają sobie i innym. Dla przykładu obok rozbitej butelki z piwem przebiega beztrosko bosa dziewczynka z pieskiem na smyczy.
Poczuliśmy chłód, więc trzeba było ubrać się nieco cieplej i ruszyć dalej. W Chłądowie obserwujemy chmurę dymu, która pojawiła się tuż po opuszczeniu lasu. Oczywiście, ze wzbudzała ciekawość nas i innych ale nie zignorowaliśmy pożaru, dzwoniąc na 112. Najpierw połączyło mnie z centrum w Poznaniu, które odnotowało zgłoszenie i przekierowało mnie do jednostki w Witkowie - w międzyczasie 2 jednostki PSP z policyjną asystą zdążyły się pojawić. Dyżurny poinformował mnie ze koledzy powinni być już na miejscu i podziękował za zgłoszenie. Przez dłuższą chwilę obserwujemy ich poczynania - zapalił się stóg siana ale trochę w dziwny sposób.
W Witkowie stanęliśmy pod Tesco, by uzupełnić wodę na trasie i doładować energię na powrót do domu.