96/2013 | Góra Bismarcka i okolica
Nareszcie po kilku deszczowych i zimnych dniach nastal sloneczny i cieply dzien, który można bylo spożytkować rowerowo - nie tak od razu, dopiero wczesnym popoludniem moglem to zrobic. Od pewnego czasu po glowie chodzil Góra Bismarcka k.Krzykos, która kiedyś zdobylem razem z Kkkrajek18.
Napisalem do niego, czy zechce potowarzyszyc ale niesteyty byl w niedyspozycji ale za to uzyczyl mi tracka i moglem sobie samemu zaplanowac dzisiejsza wycieczke. Wyruszylem po obiedzie, Uziel zapierdzielal na szosie gdzies a ja doslownie jechalem na szagę. Pierwszy przystanek zrobilem w Olaczewie, gdzie teoretycznie lezy mój geokesz - w praktyce teren byl tak zarośnięty, ze nie bylo mowy o podejsciu, meh.
Nie pamiętam kiedy ostatnio tamtędy przejeżdżalem, bo wiele się zmienio, choćby zaczęto remontowac rozpadajaca oniegdaj Stodole w Chociczy a w Szlachcinie tradycyjnie pomylilem drogi ale szybko naprawilem wjezdzajac na polna ale utwardzona dróżkę do... no wlasnie ;-). szybko odnajduję drogowskaz na Czarne Piatkowo ale ostatecznie jade do Grójca by przeciac DK15 i uciec do lasu.
I tak jadac przez las zaczalem rozumiem Krajka, dlaczego lubi tędy śmigać - nie liczac babci, która mieszka. Trzeba przyznać ze jest to calkiem fajny teren, z nieco ubitymi dróżkami i o dziwo nie bylo takiego blota jak wyzej. Nieopodal Bronislawia moja uwagę przykul Wigwam i tablica informacyjna o Dolinie Środkowej Warty i Lasach Żerkowsko-Czeszewskich. Znów przecinam ruchliwa drogę krajowa DK11;15 i udaje sie w kierunku Boguslawek, by zdobyc dzisiejszy cel.
Góra Bismarcka, to w rzeczywistosci Góra Konwaliowa ale obie nazwy sa do dziś w użyciu - byla to forma upametniania kanclerza Rzeczy, Ottona Von Bismarcka. Niby 99.8 m npm to jednak trzeba bylo podjechac za jednym razem na sam szczyt hopki, co prawie sie udalo. Prawie, bo finisz by dość piaszczysty i zbyt miękki, istnialo ryzyko wyjebki. Na samym szczycie znajduje sie ~30 m. wieza obserwacyjna, ktorej zadaniem jest wykrywanie pożarów lasu.
Po krótkim odpoczynku, postanowilem przywitac sie z rodzinka w pobliskich Krzykosach, a nastepnie udac sie do Nowego Miasta nad Warta, gdzie mialo miejsce otwarcie nowego portu / przystani jachtowej, która nadzorowa m.in. tato. To dowód, ze turystyka rzeczna / wodna sie rozwija nad malowniczymi terenami, jakimi sa niewatpliwie regiony nadwarcianskie i nadnoteckie. Dla zainteresowanych podrzucam haslo Wielka Petla Wielkopolski oraz poniższy film.:
Robilo sie dosc pozno, wiec trzeba bylo mocniej drepnac w pedaly i wiedzialem, ze na prom w Dębnie to nie ma co liczyć. Zatem trzeba byo skorzystać z awaryjnego mostu kolejowego i mieć nadzieję, ze jego stan jest o niebo lepszy niż ten z wycieczki do Kruszwicy ;-). Z samym dojazdem nie bylo problemu ale sama przeprawa nad Warta dostarczyla sporej dawki adrenaliny. Rozgladam sie raz i dwa, pociagu nie ma, idę... i tak po kilka razy. Nagle slysze, jakis halas, ruch desek... odwracam sie za siebie i niemal nie spadlem z wrażenia! Okazalo sie ze po tych deskach zapieprza koleś na skuterze! Dalej poruszam sie walami, pierwotnie mialem plan jechać do Czeszewa ale ostatecznie odbilem w kierunku basenu Relax i bedacego w rozbudowie Tarkettu, by po chwili wrócić do lasu. Nie bylo latwo, bo widocznosc stale zmiejszala sie, odwrotnie proporcjonalnie rosla adrenalina. Nie byloby nic szczególnego, gdyby nie to, ze w środku lasu nagle huknęlo, jakby ktoś do czegos / kogoś strzelal. WTF? Polowanie o tej porze ale na odpowiedzi nie bylo czasu, trzeba bylo uciekac, poki ktoś we mnie nie trafi ;-).
Miloslaw przywital mnie zmrokiem na rynku - rozregulowaly sie niektorym zegarki. A dalej smignalem przez Lipie, Biechówko i Biechowo do domu, zaliczajac kilka mniejzych i większych kaluz. Staralem być ostrożnym, omijac tego typu przeszkody ale niestety nie udalo mi jednego bagna ominac i epicko wpieprzylem sie do niego....Wiedzialem, ze czeka mnie wczesna pobudka i czyszczenie roweru przed wyjazdem do Poznania. ;-)