Plan na sobotnią wyrypę był prostu - pojechać na lody do Torunia z kolarską ekipą. Gwarantowała ona dużo większę tempo i szybkie przeloty przez mniej znane miejscowości.
OD samego rana pogoda była niepewna; sporo mgły i wilgoci wisiało w powietrzu ale w porównaniu do zeszłego tygodnia, gdy jechałem do Wrocka, było dużo cieplej. W Witkowie dołączam do ekipy i lecimy prosto na Toruń, zaliczająć najgorszy odcinek pomiędzy POwidzem a Orchowem. Nigdy więcej tamtędy jechać!.
Po 12 ruszyliśmy dalej, najpierw do LIdla, by uzupełnić płyny i zapsy a potem obrać kierunek Inowrocław, by odstawić na PKP jednego z naszych współtowarzyszy. Zapadła decyzja modyfikacji trasy powrotnej przez Mogilno i Trzemeszno.
W Trzemesznie chłopacy zrobili kolejną dłuższą przerwę a ja skończyłem dzisiejszą przygodę. Pożęgnawszy się z nimi, podjechałem do rodziców Asi, świetując udaną kolarską sobotę. O ile bałem się wysokiego tempa, o tyle byłem pozytywnie zaskoczony, że dałem radę. Nawet dawałem zmiany, na których trochę chłopacy się zmęczyli. Najważniejsze, że wszyscy dojechali do celu.
ps.: Niektórzy to nawet pociągnęli do 300km... czego im zazdroszczę :)
Galeria
Komentarze (5)
No nieźle wytelepowało nas, choć mogliśmy smignąć inną drogą, od strony północnej. no cóż - nawigatorem to nie byłem. ;-)
@rmk: hehe, tez tak powiedziałem ale o dziwo wszyscy dawali radę, więc Ty również.
Odcinek Przybrodzin - Smolniki Powidzkie jest wkurzający na MTB, a gdzie tu na szosie. Faktycznie musiało Was nieźle wytrząść. Średnia solidna przy tym kilometrażu.
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger