104/2017 Na lody do Torunia
OD samego rana pogoda była niepewna; sporo mgły i wilgoci wisiało w powietrzu ale w porównaniu do zeszłego tygodnia, gdy jechałem do Wrocka, było dużo cieplej. W Witkowie dołączam do ekipy i lecimy prosto na Toruń, zaliczająć najgorszy odcinek pomiędzy POwidzem a Orchowem. Nigdy więcej tamtędy jechać!.
Po 12 ruszyliśmy dalej, najpierw do LIdla, by uzupełnić płyny i zapsy a potem obrać kierunek Inowrocław, by odstawić na PKP jednego z naszych współtowarzyszy. Zapadła decyzja modyfikacji trasy powrotnej przez Mogilno i Trzemeszno.
W Trzemesznie chłopacy zrobili kolejną dłuższą przerwę a ja skończyłem dzisiejszą przygodę. Pożęgnawszy się z nimi, podjechałem do rodziców Asi, świetując udaną kolarską sobotę. O ile bałem się wysokiego tempa, o tyle byłem pozytywnie zaskoczony, że dałem radę. Nawet dawałem zmiany, na których trochę chłopacy się zmęczyli. Najważniejsze, że wszyscy dojechali do celu.
ps.: Niektórzy to nawet pociągnęli do 300km... czego im zazdroszczę :)