203/2017 Piernikowa Jazda po Wrzesińsku
Z pewnych powodów nie mogłem w sobote wyruszyć na podbój Torunia z Mariuszem, ale za to w niedzielne przedpołudnie udałem się po po pierniki z rodzinnego domu autorstwa mojej Mamy.
Pogoda była nawet ok, śniegu w mieście nie było a jedynym zmartwieniem był wmordewind, wiejący z południa / południowego zachodu ale skoro kości zostały rzucone to trzeba było ruszyć nazad.
Zawitałem do Czerniejewa pod pałac:
a następnie udalem się w stronę Wrześni.
Dalej jestem przerażony widokiem z sierpniowej nawałnicy i dopiero teraz, gdy widzę ilość ściętego drewna, powstałe pustkowia, uświadamiam ogrom tragedii.
Skorzystałem z nowej ścieżce rowerowej, która powstała nad zalewem Wrześnicy (z drugiej strony) i mogę napisać: WRESZCIE. Chociaż mankamentów nie zabrakło: część ścieżki to kostka, potem błoto (i stary asfalt) a potem dobry asfalt.
I ostatnie spojrzenie na wrzesiński Zalew
Po czym udałem się do rodzinego domu.
---------------------
Po niedzielnej kawie z Rodzicami trzeba było ruszyć w stronę Trzemeszna. Warunki jeszcze były ok, temperatura spadła poniżej -2C ale nie przeszkadząło mi to zbytnio. Obawiałem się zapowiadanych na wieczór opadów śniegu ale nieco większym problemem stanowiły powstałe oblodzenia na lokalnych drogach.
Zawitałem na chwile na wrzesinski rynek:
i cała na przód z wiatrem w plecy (No prawie) w rymie tego utworu
czujesz ten biznes? ;-) to rusz dupsko i cho no na rower ;-)