Jakoś tak kryzysowo od samego rana, jedynie kawa podstawiła mnie na nogi ale co z tego, skoro nie pojechałem rowerem do pracy? :/
No ale liczyłem ze przejdzie mi to po pracy. Gdzie tam ale skok po zakupy, spacer po mieście z kumpelą i tak dzień minął. Oby szybko wróciła ochota na rower, mimo złej pogody.
O Mistrzostwach Polski w MTB wspominał kilka tygodni temu Micor i już wtedy wstępnie potwierdziłem chęć wyjazdu, zwłaszcza że taka impreza z najwyższej półki była w zasięgu mojej ręki. Poranek nie należał do przyjemnych, bowiem odczuwałem skutki poprzedniego wyjazdu, ale krótka rozgrzewka i dobre śniadanko dobudziły mnie do 80%.
W oczekiwaniu na smsy od chłopaków z Gniezna, podskoczyłem do brata, który wrócił z wakacji i potrzebował pomocy przy swoich rowerach. Otrzymałem smsa od Marcina, że są blisko, zatem podkręciłem tempo i tuż pod Wrześnią przywitałem niczym gospodarz. Po krótkiej rozmowie udaliśmy się DK15 do Miłosławia, gdzie najpierw okupowaliśmy Dino, a potem z bramy podziwialiśmy Fortunkę - cieszy się dobrym uznaniem zarówno u nas jak i w pozostałych regionach kraju.
Następnie zaliczyliśmy park w Miłosławiu, zamek myśliwski “Darzbór” i wzdłuż stawków wróciliśmy na drogę w kierunku Czeszewa. Warta wyraźnie opada ale jak mówił pan przewoźnik prywatnego promu, nadal jest wysoka.
- Wróci pan tutaj? - odezwał się inny biker
- A co ja tam będę robił? - zripostował promowy”
Przez Czeszewski Las a następnie Lutynię i Bieździadów udajemy się do Żerkowa, gdzie z daleka było widać charakterystyczną wieżę telewizyjną, a u jej podnóża wyznaczono tor zawodów. Ilekroć tam byłem, to zawsze widziałem polanę, teraz zmieniła się nie do poznania, wykorzystano walory Szwajcarii Czeszewsko-Żerkowskiej i być może Żerków na stałe zagości w programach mistrzostw i eliminacji MTB.
Bikerzy z Gniezna zauważają szalonych Poznaniaków czyli JPBike i Drogbasa, którzy od rana są na rowerach. Z daleka zauważyłem Radka Lonkę, zaś chłopacy jadą na polankę pod górę - ja im urywam i jadę na spokojnie od tyłu. A co będę się szarpał moim trekkingiem ;-).
I tak w sumie do końca samych zawodów obserwowaliśmy niesamowite zmagania zarówno wśród Pań jak i Panów, będących polską elitą w kolarstwie górskim. Nie mogło zabraknąć Mikadarka, który pojawił się z synem.
Jestem pod wrażeniem każdej zawodniczki, która startowała w tych zawodach, bowiem doskonale było widać jak wiele potu, krwi (dosłownie) i serca włożyły w rywalizację. Pierwsza Trójka była piekielnie mocna, zwłaszcza Maja Włoszczowska, która nie dość, że jeszcze w zeszłym roku walczyła z kontuzją, to jeszcze z trzeciego czy czwartego miejsca przesunęła się na prowadzenie już podczas drugiego przejazdu. Propsy i szacun dla pań, naprawdę!
Ale prawdziwe emocje były przed nami, bowiem ruszyła elita facetów z Markiem Konwą na czele. Ten na samym początku wyrywa do przodu, zostawiając kilkusekundową przewagę, rosnącą z każdym okrążeniem - ostatecznie na oko było ponad 3 minuty luzu. Nie dość, że wyrwał, to jeszcze miał czas na wygłupy. Przepraszam, Konwa nie jechał, on wręcz latał na szalonym Drwalu, gdzie każdy z głową na karku za cholerę by nie zjechał!
Po zawodach, odprowadzamy Poznań do Chrzanu i wracamy do Żerkowa po ostatni dziś prowiant. Tradycyjnie postój na punkcie widokowym i szybki zjazd do Śmiełowa ale niestety rekordu nie było z uwagi na wiejący w mordkę wiatr. Dalej tradycyjny przejazd Tour de Pyzdry i Wartostradą do samej Kolonii Pietrzyków, by w Gozdowie pożegnać się z Gośćmi z Gniezna.
Zdecydowanie udana niedziela. Dzięki za spotkanie, bo jakby nie patrzeć, taki mini terenowy zlocik BS sie zrobił ;-).
Resztę zdjęć z MP w Kolarstwie Górskim znajdziecie na flickr :)
ps: Wybaczcie, że dopiero teraz publikuje ale jakoś tak sie stało, ze nei mam zbytnio czasu w tym tygodniu.
O Wapnie niegdyś wspominał Uziel i postanowiliśmy sobie wpisać to miejsce jako cel w tym sezonie. Rano dostałem smsa od Uziela - początkowo miałem wątpliwości, ponieważ jeszcze 2-3 dni temu miałem dość wysoką gorączkę i przebywałem na L4 ale... czułem się już na siłach, więc odpowiedź była pozytywna. W międzyczasie napisałem smsa do chłopaków z Gniezna, wstępnie Marcin wyraził gotowość w ciągu godziny - pasowało.
Szybkie szykowanko, sprawdzenie roweru po dłuższej przerwie i jazda do Uziela, by potem zatrzymać się pod Biedronką w celu uzupełnienia zapasów na drogę. Tuż po wyjeździe z miasta czułem delikatny chłodny wiaterek wiejący z północy - także pasowało mi. Dałem znać Marcinowi, że jesteśmy w drodze i w sumie dość szybko i sprawnie docieramy do punktu spotkania na wlocie do I Stolicy Polski. Pałeczkę przejmuje Marcin, który wyprowadza nas z Gniezna, wzdłuż obwodnicy, obok miejskiego stadionu i oczywiście poprzez Wenecję.
I zaczęły się pierwsze podjazdy wraz z pięknymi krajobrazami, które będą nam towarzyszyć aż do końca wycieczki. Od czasu do czasu Uziel dzieli się z nami wspomnieniami z wycieczki sprzed wielu wielu lat - popierdalał wtedy szosówką, która zresztą do dnia dzisiejszego jest na chodzie.
Pierwszy dłuższy postój zaliczamy tuż przed Janowcem Wielkopolskim (należący do woj. kujawsko-pomorskiego), raz po raz atmosferę psują przejeżdżające obok nas samochody. Janowiec wita nas remontem i kurzącym się nad drogą białym pyłem. Kurcze, trafiając na rynek stwierdziłem, że to biedne miasteczko, pełno ludzi pijących w południe piwka itp.
Chwila postoju na zdjęcia i cała naprzód w kierunku Wapnia. Idzie zauważyć zmianę krajobrazu na bardziej wyżynny, raz na górę, a raz w dół. I tak trafiliśmy do Wapna. Pewnie się zastanawiacie co takiego w tym Wapnie jest? W 1977 roku dochodzi do tragedii poprzez zalanie przez wody podziemne kopalni, wówczas zapadły się budynki w tym bloki mieszkalne. Będąc na miejscu robimy objazd po mieście, które żyje swoim tempem, ale z dala straszą budynki.
Nie wiem czy ryzykowaliśmy wjeżdżając na otwarty teren w pobliżu budynku ale stan opuszczonych budynków był tragiczny. Te wrzesińskie tonsilowskie budynki wyglądały na bardzo solidne.
Będąc w pobliżu jednego z nich, pozwoliłem sobie na eksplorację. Aż dziw bierze, że tyle złomu jeszcze tam było - niby biedne miasteczko...
Byłem pod wielkim wrażeniem konstrukcji, które przetrwały próbę czasu, zwłaszcza tych pochodzących z Górnosląskiego Zjednoczenia Hut Królewska i Laura.
I na koniec krótki materiał filmowy:
Powoli żegnamy się z Wapnem i ruszamy w drogę powrotną z wiatrem w plecy. Zaczynamy kolejny etap wycieczki czyli Tour De Europe. Zaliczamy stolice państw europejskich czyli Paryż czy Rzym, a nawet Mielno się znalazło. Warto nadmienić, że poruszaliśmy się po przepięknych terenach Pałuk.
Było Rogowo, gdzie przywitałem się z Dinozaurem, a także wymoczyłem nogi w jeziorze Kowaleskim - imho bardzo ciepła woda. I w końcu zaliczyłem te Gołąbki, które chodziły za mną kilka ładnych miesięcy. Muszę przyznać że nawet bardzo ładnie tam było.
W Trzemesznie zarządziłem mały postój na porządną ciepłą kolację, bo inaczej nie dojechałbym do domu. Uziel i Marcin wzięli po hotdogach ja zaś tortillę - nie była to taka tortilla z prawdziwego zdarzenia ale smakowała i nie była taka tucząca.
Z Marcinem żegnamy się tuż przed Witkowem, sami zaś po drodze przeżywamy rozmaite przygody od padniętych akumulatorów w oświetleniu, przez cholerne owady za Witkowem, a kończąc na wściekłym bernardynie, który chyba nie lubił cyklistów, nawet Uziela, psiarza.
Do domu zajechałem tuż po 22.00. Za długo nie siedziałem, wiedząc, ze zaraz będę musiał wstać, bo czekała na mnie kolejna atrakcja w postaci MP MTB - Żerków 2013.
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger