Dzień Matki to bardzo ważne święto a jak wiadomo, matka jest tylko jedna. Stąd nic odkrywczego, że dzisiejsza jazda była uporządkowana pod znakiem wizyty u Mamy zaraz po pracy - a właściwie odebrałem należne mi nadgodziny w ... naturze ;-). Rosół, kawa, placek i z powrotem do Gniezna .. a właściwie do Trzemeszna.
Przy okazji testowałem nowe rozwiazanie w postaci dodatkowego uchwytu na lampkę rowerową ale o tym wkrótce na moim blogu.
kolejny majowy wtoreczek zaplanowałem kolejną "prawie" seteczkę na szosie. Rano nie wiedziałem dokąd podjechać ale po pracy wpadłem na pomysł z Wągrowcem. Udałoby mi się gdyby nie to, ze musiałem czekać za kurierem z uszkodzoną kamerką. Potem kolejny problem ale o tym za chwilę. Jechało mi się dośc rewelacyjnie ale musze przyznać, ze po drodze miałem przymusowy przystanek z racji narastajacego bólu w prawym kolanie. Przystanąłem zmieniłem wysokość siodełka (przypomniała mi się rada Uziela ze warto sprawdzić czy sztyca sie nie obniżyła) i po chwili poczułem delikatną ulgę.
W Janowcu Wllkp jest taki pomnik poświęcony ofiarom faszyzmu - tak bardzo aktualny w obecnych czasach przy odrodzeniu czarnych ludków z zieloną opaską. Nigdy Więcej Faszyzmu! Ciekaw jestem jak długo będzie istniał ten pomnik na rynku? Parę chwil później znalazłem się nad Wełną a w jej otoczeniu utworzyli watę na odpoczynek - zabrakło asfaltu, zeby podjechać szosą. Zrezygnowałem z Wągrowca i chciałem dojechać do Mieściska nową dróżką ale praktycznie bez zadnego ubytku w jezdni. Mordeczka cieszyła się, że znalazłem taki fajny skrót: To była pułapka. I jak sie tu nie wkurwic ? ;-) No nic, cofnąłem sie do Janowca i odbiłem w stronę Łopienna (imho fajne miasteczko) a dalej do Kłecka. Przed Kłeckiem odbiłem w stronę Zakrzewa (moja standardowa trasa treningowa) i godzinę później znalazłem się na gnieźnienskim rynku na małym kubeczku z lodem. Pogoda dopisała na medal, wiatr był na tyle słaby ze można było pojezdzić. Szkoda ze prognoza na następny dzień była mocno pesymistyczna.
Miałem odpoczywać w niedzielę ale jakoś tknęło mnie do jazdy na MTB wieczorową porą - i to pomimo silnego i chłodnego wmordewindu. Na mieście odbiór paczki z paczkomatu, potem szybki deal z kolega na motocross, co kupił ode mnie odpadki nieudanego zakupu xiaoyi 4k.
Miałem nadzieję, że pogoda z piątku utrzyma się do końca weekendu i bedzie okazja do kolejnej kolarskiej opalenizny. NIestety, natura zrobiła nam psikusa i postanowila zafundować zimy prysznic w postaci dużo chłodniejszej temperatury oraz silnego #wmordewindu. Niemniej, plan na sobotę miałem dość prosty - wręcz prymitywny: po prostu kręcić korbą w trybie recovery. w towarzystwie Asi. I tak trafiliśmy m.in. na festyn dla dzieciaków na Winiarach. Wieczorem wpadłem w odwiedziny do rodziców i wieczorem wyskoczyłem na objazd wrzesińskego rewiru, którego tak dawno nie zwiedzałem. Jako cel nr 1 wziałem świezo wybudowany wiadukt, stanowiący połączenie między rondem w Grzymysławicach a rondem w Obłaczkowie (defanto nowe połączenie drogi - południowa obwodnica VW). Wprawdzie zamknięty dla ruchu aut ale dla roweró to żaden problem. Pojawiły sie nowe oznakowania drogowe z zakazem ruchu rowerów po drodze a równolegle budują drogi rowerowe z prawdziwego zdarzenia. Marne to pocieszenie, biorąc pod uwagę ze reszta dróg rowerowych to kostki frezowane (połączone z ruchem pieszych. Ehh. Pożyjemy, zobaczymy. Dalej skontaktowałęm sie z z Uzielem i razem pokręciliśmy po mieście, w tym nową ścieżką rowerową w stronę Węgierek. Wróciliśmy do miasta, pozwiedzaliśmy nowe blokowiska i nowe drogi w mieście. Dużo się zmieniło się we Wrześni, kilka rzeczy zaczyna mnie irytować ale jak już mówiłem - pożyjemy, poczekamy.
Dziś niewiele czasu było na rowerowe kilometry, pomimo faktu ze dziś towarzyszyłem mojej Asi w drodze do / z pracy.
Tak sie złozyło ze zarówno Asia jak i Ja mamy ten sam model opon włoskiej firmy (wcześniej Geaxy). Tyle, ze u Asi wylądowała opona 26 x 2.0 a u mnie 29 x 2.2 ale z opon jesteśmy zadowoleni.
Rano czułem zmęczenie materiału, nogi nie chciały kręcić. Po pracy przemogłem i nabrałem ochoty na nabijanie kilometrów - nie wiedziałem dokąd jechać ale obrałem kierunek: Skorzęcin. Oznaczało to jazdę pod #wmordewind niemal do samego ośrodka, za to powrót był przyjemniejszy i szybszy.
W Skoju sezon rozpoczął się na dobre; sklepy pootwierane (no może nie wszystkie ale podstawe juztak), podobnie jak bary. Amatorów kąpieli nie brakowało (zwłaszcza dzieci pod opieką dorosłych - trochę obawiam sie o stan wody i temperaturę) oraz szanownej młodzieży, prawdopodobnie tegorocznych maturzystów.
Długo nie zagościłem, uzupełniłem płyny i wystartowałem do Czerniejewa przez Witkowo - ot taka długa prosta, delikatnie pagórkowata. NIe zabrakło incydentu z udziałem kierowcy, zajeżdząjącym mi drogę po to, by przyhamować i skręcić w lewo - pani zrobila to bezmyślnie, bo z naprzeciwka jechało inne auto, co doprowadziło do przymusowego postoju ...
A tak to bardzo przyjemny ten maj. o taki miesiąc walczyłem :)
Dzisiejsza jazda to typowe recovery day, więc sobie pokręciłem po miejskich singlach obserwując proces zmian w okolicy. A więc Wiosna pęłną gębą. Po drodze spotkałem p.Jurka - jak się domyślilem - wracał z przejażdżki.
Nareszcie zrobiło sięna tyle ciepło, że można bez obaw jezdzić na krótko. Po wczorajszej burzy nie było śladu (jeśli w ogole była) i w planach był szosowy objazd / trening pomiędzy Gnieznem a Wrześnią i potem z powrotem. Obecna żółć na polach to bez wątpienia symbol majowej części wiosny. I o dziwo zapach rzepaku mnie nie irytuje dość mocno. Powrót przez Czerniejewo, Wierzyce i S5 do samego Gniezna.
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger