Ciężko było wrócić do pracy ale poranny dojazd rowerem skutecznie obudził mnie z sennego letargu. Po pracy, z Asią zaplanowaliśmy małą sesję zdjęciową apteczki rowerowej na potrzebygłównego bloga. Po szczegóły zapraszam pod ten link. Po zakończonej sesji udaliśmy się na małą przejażdżkę po okolicy, szukając błękitnego podwórka Nivea na Osińcu. Nie trafiliśmy ale nic nie szkodzi :).
Odespaliśmy powrót znad morza - nie było żadnych problemów na trasie. Wybrałem się w rodzinne strony, przywitać się z rodzicami a także zjeść pyszny deser. Nie powiem, słoneczko ostro grzało i chwilami brakowało świeżego powietrza ale przyzwyczaiłem się do tak dużej temperatury. Odpocząłem u rodziców, pogadaliśmy sobie, pojedliśmy ale trzeba było wrócić do Gniezna. Ruch na drogach był spory, dlatego skorzystałem z alternatywnej drogi, bo przez Sobiesiernie i Jarząbkowo.
Tak jak rano pisałem, dzień był upalny ale rozłożyliśmy się dość blisko brzegu morza i przeżyliśmy plażing. Wieczorem udaliśmy na ostatni rowerowy spacerek, tym razem do Mrzeżyna.
Podobnie jak poprzednim razem, wyruszyłem na Kołobrzeg wczesnym porankiem. Tradycyjnie zacząłem od biedronkowych speciałów na ławce przy plaży. potem otrzymałem wiadomość od Dominika, że zbiera się w moją stronę. Niby wczesny poranek ale już słońce dawało znać, ze bedzie to upalny dzień. Z Dominikiem spotkałem się w Sianożetach, choć zdążyliśmy się pogubić ;-). Wspólnie ruszyliśmy w stronę Kołobrzegu przez Ekopark Wschodni i Park im. Stefana Żeromskiego. Wspólne zdjęcie na molo i rozjechaliśmy w swoje "tymczasowe" strony.
Pogoda z rana nie nadawała się na smażing, więc zdecydowaliśmy na spędzenie dnia na rowerze. Tym razem pojechaliśmy do... Ustronia ;-) ale za to w godzinach popołudniowych, gdzie ludków w cholere było, a o sageway'ach i innych elektrycznych wynalazkach nie wspomnę. O tym napiszę niebawem na moim blogu ale ciśnienie miałem nieziemskie jak widziałem, co wyprawiają dzieciaki bez opieki rodziców. Aha. Wyciągając rower z auta ... zauważyłem, ze musze zmienić dętkę w rowerze :o Drugi RAZw ciagu siedmiu dni! Ale ale... widocznie dętka, którą woziłem 2 lata w plecak, musiała się zepsuć z nudów.
Kolejny tydzień urlopu postanowiliśmy spędzić w Dźwirzynie, tak jak w ubiegłym roku - bardzo przypadła mi do gustu ta miejscowość. Po dniu odpoczynku, kolejny dzień rozpocząłem od porannej trasy w stronię Kołobrzegu ale najpierw śniadanko z Biedronki na plaży ;-) Dalej ścieżkami rowerowymi (no dobra pieszo-rowerowymi bo biegaczy i turystów było w cholerę) dojechałem do Kołobrzegu. Pusto na ulicy ale ludzie w porcie pracowali na pełnych garach. Przystanąłem pod latarnią i odpoczynek przebiegł w towarzystwie komandora Stanisława Mieszkowskiego - zabitego przez Bezpiekę pod zarzutem rzekomej konspiracji w wojsku, później uniewinnionego. Dalej przez park im. Stefana Żeromskiego jadę w stronę Ustronia Morskiego, zaliczając znany z wcześniejszych wpisów Ekopark Wschodni. Chwilowy postój w Ustroniach Morskich i szybki powrót do Dźwirzyna. No i tak można zacząć długi dzień nad morzem.
Po porannym treningu postanowiliśmy wspólnie zdobyć Kołobrzeg i tam poobserwować zachód słońca. Powrót w nocy ale byliśmy dobrze oświetleni, w przeciwienstwie do pozostałych uczestników na ścieżkach rowerowych. Bez komentarza
Niedzielny poranek zapowiadał się dość ciekawie, po Sobotniej niechęci nie było śladu a i apetyt na kolejne kilometry był coraz większy. Umówiłem się z Asią, że pojadę na kawę do rodziców. Początkowo miałem jechać wprost asfaltem ale ... jakoś nie po drodze. Nie obyło się bez niespodzianek; coś mało powietrza w tylnym kole miałem i podjechałem z lenisstwa na Orlen w Trzemesznie. Nadygałem i pojechałem dalej. Po paru kilometrach przymusowy postój bo znów miękko w tylnym balonie, więc wymiana dętki będzie koniecznością. I tu pochwalę się - pierwsza pana po dwóch latach. Jak okazało się, w kole siedział kolec akacji, ot pamiątka po wizycie na Brzozówcu. I pozdrawiam pana, który zatrzymał się z pytaniem, czy trzeba pomóc, czy nic się nie stało - z krótkiej rozmowy wynikało, ze w młodości jeżdził motocyklem i nieraz udzielał pomocy przypadkowym osobom. Szacun. To wszystko działo się za Zielencem No cóż, dalej pognałem w stronę Skorzęcina zaliczając po kolei Ostrowite, Jerzykowo i Raszewy. Tuż przed leśną bramą w Skorzecinie, spotkalem parę, szukającą innych jezior w okolicy. Rozwiałem wątpliwości, rekomendując albo dziką plażę nad Niedzięgiel albo wyjazd w stronę Powidza / Przybrodzina. Nie dziwię się, standardowo OW był przepełniony, ruchem kierowali druchowie z OSP Skorzecin. jednym słowem MASAKRA. Zrezygnowałem z trasy na Witkowo, skręcając polnymi dróżkami na Wiekowo i Ruchocin, gdzie spotkałem przyjaciela na szosie, który też był w Skoju i wracał do Wrześni. I tak do samej Wrześni gadaliśmy o różnych sprawach.
Po obiedzie i kawie u rodziców, wracam do Gniezna przez Neklę i Czerniejewo. Raczej bez większych niespodzianek i z myślami o nadmorskim urlopie :).
Po powrocie z Tatr odnowiło się zapalenie mięśnia gruszkowatego (ten z czerwca) i dodatkowo nadwerężyłem prawe kolano - ponad 60km po Tatrach zrobiło swoje. Mimo początkowej niechęci, wyruszyłem rowerem w stronę Trzemeszna na rekonesans po okolicy.
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger