Dzień Matki to bardzo ważne i szczególne święto - w końcu to święty dzień. Dzień wariacki bo od rana praca, w południe zakupy a później Juwenalia w Poznaniu.
A w niedziele lecem na 16.Rowerowy Rajd Radia Merkury.
W weekend miałem przejechać jednorazowo 200km, co byłoby dużym sukcesem ale tak jakoś "noga mnie bolała" i troszku zaniedbałem rowerek. Natomiast wczoraj Keramp zapodał ciekawy pomysł na szybką wycieczkę w niedzielne popołudnie.
Konie uciekły z zagrody i pognały w las.
Pech chciał, ze obiad-grill rozpoczął się później i Keramp wyjechał szybciej - umówiliśmy się, że spotkamy się gdzieś pod drodze. On pojechał lasem do Pobiedzisk, ja zaś gnałem asfaltówką przez Czerniejewo - efekt taki, że spotkaliśmy się na rynku o tej samej porze :D. 36km w 1:40 - jestem z siebie dumny.
Po krótkim odpoczynku pojechaliśmy do Wroczyna na cmentarz i nazad do domu nieco wolniejszym tempem.
Trzeba przyznać ze dzisiejsze popołudnie było naprawdę świetne. Czerniejewo w drodze powrotnej
Trasa: Września → Noskowo → Czerniejewo → Wierzyce → Gołunin → Pobiedziska → Wroczyn → Pobiedziska → Wierzyce → Września
Troszkę poszalałem na rowerze. Najpierw do pani protetyk słuchu po baterie i minikontrole aparatów i do brata. Nastepnie z domu pędziłem na spotkanie z klientem i pierwsze ogródkowe pepsi na rynku.. Świetna pogoda
W końcu pogoda się ustabilizowała i popołudnie było bardzo ciepłe. Miałem jedną misję do wypełnienia więc pozostało wyciągnąć rower. Po drodze zetknąłem na 1 z 4 niskopoziomowych platform, na których znajdowały się kosmiczne pojazdy. Ma to związek z poszukiwaniem gazu łupkowego na terenie gminy Września i nie tylko. Wspomniałem o tym kilkanaście km temu.
Pierwsza setka w tym sezonie dopiero pękła, o 6km od najlepszego wyniku dnia. Jednakże jestem bardzo zadowolony, bo wszystko się udało (humor, pogoda, ludzie a nawet kesze ;-). Wycieczkę można podzielić na 3 etapy: I Rajd Rowerowy "Jantar Września - Powidz, poszukiwanie keszy i objazd wokół jeziora powidzkiego
I Rajd Rowerowy "Jantar" "Jantar" jest to stowarzyszenie AA, do którego oczywiście nie należę , ale jako że komandorem rajdu był znajomy, postanowiłem wziąć udział. Trasa była bardzo fajna, jedyne trudności były w okolicach bazy lotniczej w Powidzu z powodu piachu. Finał rajdu znajdował się w Polanowie (na południu od Powidza). Warto nadmienić, ze zjawiła się także Grupa Rowerowa im.Jana Pawła II z Kościana, którą miałem okazję poznać już w zeszłym rok. Na miejscu częstowano nas Grochówką, Żurkiem, na deser dostaliśmy po drodżowce i kawie/ herbacie a także był grill. Nie zapomniano o nagrodach i upominkach praktycnzie dla każdego.
Poszukiwanie keszy W okolicach Polanowa znajdowały się 3 kesze, które nie sposób było ominąć. Piewszą znalazłem OP127E, następnie nie udało mi się zlokalizować przy Grobowcu koło Powidza (OP1671) - teren może nie tyle bagnisty, co podmokły i zdradziecki, o komarach nie wspominając. Do ostatniego kesza dotarłem jadąc rowerem po polu (po ścieżkach zostawionych przez ciągnik. I tak zrobiłem kółko.
Objazd wokół jeziora + spontaniczny kesz :)) Tradycyjnie, od 3 lat robię rundkę wokół jeziora powidzkiego czyli . Muszę przyznać, że stan wody w jeziorze jest bardzo wysoki i tylko z tego powodu bardzo się cieszyć, gdyż jeziora, zlokalizowane wokół Konina mają tendencję spadkową (z powodu wydobycia węgla).. Tak czy siak, niektóre plaże po prostu zniknęły ;). A skoro jesteśmy przy Anastazewie,to muszę przyznać, ze nie lubię tego etapu - za duży piach i trekkingowce nie dają rady ;-). Dalej jechałem niebieskim szlakiem aż do rozdwidlenia na wysokości Kochowa i tam przypomniało mi się, że w Mieczownicy jest pomnik dedykowany Powstańcom Styczniowym a wraz z nim kolejny kesz (OP1280), do którego nie zaglądano 2 lata!! Kesz był w bardzo dobrym stanie ;) i o dziwo nic a nic nie popsuło.
Potem to tylko powrót do domu szlakiem czerwonym z Kochowa do Młodziejewic (przez las i Strzałkowo), a następnie kierowałem się w kierunku Wrześni przez Gozdowo. Ten etap to był iście sprinterski dla mnie
Po zgrillowanym obiedzie postanowiłem się kopnąc do znajomego, który organizuje rajdzik do Powidza (odbędzie sie w sobotę) - organizacja / bezpieczeńśtwo / trasa etc.
Ale burza krązyła po naszej okolicy, pohukała ale potem przestała. Więc decyzja prosta - nach Września fahren. Dawno tak szybko nie jechałem do Wrzesni - dawno też nie wyprzedzałem tak auta stojące w korkach. I na szczęscie udało mi się uniknąć burzy ;-).
Wcześniej przetestowałem hamulce przednie i tylnie. Jest dobrze.
Dziś wolne na uczelni wiec szybki skok do miasta, do sklepu rowerowego po szprychy, które wstawić trzeba w miejsce poprzednich. Rower został u znajomego dziadka i w zasadzie jutro do odbioru bedzie. :)
Przy okazji testuję nową zabawkę, którą z pewnością wykorzystam do zadań specjalnych na rowerze.
Sobotnie popołudnie było w miarę ciepło, to też postanowiłem się bryknac gdzieś dalej. Wybrałem Skorzecin, gdzie jeszcze w tym roku nie byłem. Przypomniałem sobie, że tam w zeszlym roku znajduje sie kesz i to w pobliżu dzikiej plaży. Krótka piłka do Kerampa i ekipa sie związała. Wyjeżdzając z miasta, przekonaliśmy, że nie bedzie tak łatwo jechać z uwagi na silny, miejscami chamsko - silny wiatr.
Natalia? Po drodze (za Witkowem) minęliśmy piękną dziewczynę na czarnym rumaku, szeroki uśmiech i krótkie az ciepłe przywitanie;-). Obstawialiśmy że była to Nataliza ale ten wpis obalił nasze przypuszczenia.
Wypadek No i zdarzył się mały wypadek; otóż pękła opaska, która trzymała hak od jednej z sakw, w efekcie straciłem nei tylko hak ale i 3 szprychy. Na szczęście koło jeszcze w miarę prosto szło.
Skorzęcin Keramp i jego turystyk
Trafiliśmy do całkiem pustego (jeszcze) Skorzęcina i od razu wjazd na molo, gdzie odpoczęliśmy przy wafelkach i herbatce z termosu - naprawdę woda w Skoju podniosła się na tyle, ze pół plaży niemal zniknęło. Następnie ruszyliśmy szukać kesza i tym, samym trafiliśmy na dziką plażę, której właściwie nie było ze względu na wysoki poziom wody w jeziorze. Obawy Kerampa się sprawdziły, gdyż teren, gdzie kesz mógł się ewentualnie znajdować, był objęty bagnem i w adidasach ciężko było cokolwiek szukać. Nie obyło się bez malutkiej kąpieli w bagnie ;P
A potem tylko powrót pod osłoną nocy i ze sprzyjajacym wiatrem w plecy.
Pierwszy wieczorny wypadzik na rower - wczesniej nie mogłem, bo walczyłem z przeklętym bólem głowy / zatok, do tego stopnia ze zbierało się na wymioty. Na szczeście przeszło. I chyba to był pierwszy dzień który pozwolił na jazdę bez wiatru - stąd taka dobra średnia.
O i po drodze zauważyłem pierwsze ślady geoodkrywców z Krakowa, którzy szukają złóż gazu. I od razu wstawiam linka do mapy, dostarczonego przez przyjaciela .
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger