Nie dość ze godzinę krócej, to jeszcze rano (o 6 wg. starego zimowego czasu) zachciało się pierwszej testowej jazdy na nowych kołach. I ... jestem pod wrażeniem ich działania ale tak naprawde dopiero dłuższe trasy pozwolą ocenić, czy to był słuszny kierunek.
Koła szosowo-przełajowe składające się z następujących komponentów:
Piasty: DT 370 Straight Pull 24h przód i 28h tył Obręcze DT R460 Szprychy Pillar P14 Waga zestawu: 1745 g
Po odbębnieniu prac domowych przebrałem się w szosowe ciuchy i dzida na szosówkę. A już myślałem, że nie uda sie wyrwać na rundkę - jeszcze na starych kołach. Nie planowałem trasy na dziś, więc leciałem tam, gdzie koła mi podpowiedziały, byleby zmieścić się w czasowym deadline.
Korzystając z dobrej pogody, wyskoczyłem na pobliskie Wierzbiczany, w kórych wieki nie byłem. No dobra, może przesadziłem ale z radością odbiłem w tamte rewiry po pracy. Dziś słońce było obłędnie - podobno tego wieczoru była zorza. Powrót w ostatnich promieniach zachodzącego słońca.
Spodziewane ochłodzenie z wmordewindem nadzeszło i trzeba było nieco kombinować z kierunkiem dzisiejszego dojazdu do pracy. Wyszło całkiem fajnie. Odwiedziłem Kanapkownię, bo zapomniałem zabrać pierwsze śniadanie z domu ;P
Podobnie jak wczoraj, miałem dylemat co do ubioru i wyboru pojazdu. Docelowo chciałem wziac szosę ale wybrałem MTB z racji mokrych dróg.. widocznie jakieś opady deszczu w noc byly. Jak sie jechało? Dosłownie się rpzegrzałem, więc ściągnałem zimową wiatrówkę w połowie drogi i dalej śmigałem w softshellu. O niebo lepiej. --- po pracy brak chęci do kręcenia.
Po przejrzeniu prognozy na niedzielny poranek, wiedziałem ze będzie ona stricte szosowa. Co prawda miałem ruszyć już w sobotę ale pewne rzeczy miały wyższy priorytet i trzeba było sie z tym pogodzić. Myślałem o zrobieniu pierwszego grande fondo ale umówiłem się na 60+ km i że wrócę przed południem do mieszkania.
Pogoda taka piękna a ja nie wiedziałem jak się ubrać, bo poranki bywają zdradzieckie i łatwo jest złapać przeziebienie. I zgodnie z przewidywaniami, zgrzałem się niesamowicie.
Ale co tam, najważniejsze ze sobie pośmigałem. Trasa dzisijeszego przebudzenia szosowego przebiegała przez Jankowo, Jastrzębowo, Lubcz Rogowo, Kowalewo, Popowo i przez Zdziechowę wróciłem do Gniezna.
Przez chwile stanąłem w rogowskim Rzymie, które poważnie ucierpiało po sierpniowej nawałnicy.
Zapowiadane ocieplenie wreszcie stało się faktem. Od razu pogoda zrobiła się... i to z wmordewindem w zestawie, co troszke popsuuło mi humor z rana. Ale dobre i to, bo pracy przyszło mi wracać w deszczu :P
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger