Niechcemiś atakuje wtedy, kiedy chce.. w najmniej spodziewanej chwili. Ale biorąc pod uwagę nadchodzące zmiany w najbliższym czasie, to jakoś przemogłem i zrobiłem swoje. Może dystans nie jest imponujący ale wystarczający do codziennej rekreacji.
Spotnanicznie pojechałem w stronę ośrodka wypoczynkowego niebieskim szlakiem, który polubiłem z uwagi na "stromizmy". Z jednej strony akcję przyśpiesza zdjazd po kamieniach a z drugiej hamuje wałęsający kundelek, który goni mnie za każdym razem. Gdy przyhamuję to ... nie szczeka.
Dalsza droga do OW jest nieprzejezdna a rower trzeba było przenosić ponad konary - i tak kilka razy w różnych miejscach. W samym ośrodku spokój.
Do tego stopnia spokój, że pod nieobecnością ludzi i gości OW zaczęła rządzić Fauna.
Dużo większą niespodziankę sprawiły sarny, które niezrazone moją obecnością, korzystały z gościnności tutejszego ośodka.
Nie chcąc im przeszkadzać, pojechałem dalej singlem wzdłuż jeziora ale i tu były problemy z przejazdem z uwagi leżące konary. Dalej to już standardową drogą polną z odbiciem na gnieźnienskie Łazienki dotarłem do mieszkania.
I finalnie zdjęcie wpisu, lekko zmodowane w mobilnym snapseedzie.
Szczerze nie lubię zmian pory roku, przyzwyczajony do jazdy na lekko muszę znów przyzwyczaić organizm do kolejnych warstw ciuchów a więc większa potliwość, mniejsza oddychalność a tym samym ... wieksze ryzyko zachorowalności. I nie trzeba dodawać, że ... trzeba pamiętać o cieplejszych ciuchach. Ale dość narzekań, bo póki co jest pięknie :)
Niedzielny poranek spowiła gęsta mgła ale im bliżej południa, tym większe rozpogodzenie i z czystym sumieniem mogłem wziąć szosówkę. Umówiłem się z Uzielem na spotkanie w Witkowie, po czym udaliśmy się na molo w Skorzęcinie. Tego dnia było sporo ludzi, co jest zrozumiałe ze wzgledu na pogodę. Dalej do Trzemeszna wróciłem w pojedynkę przez Bieślin i Zieleń.
Po obiadku nastąpiła najprzyjemniejsza jazda z serii #kolarstworomantyczne w towarzystwie Asi.
Najpierw była wycieczka do Biedronki a potem kółko: Trzemeszno - Jastrzębowo - Kruchowo - Trzemeszno. Szkoda ze pogoda sie zepsuła popołudniu; tzn zabrakło słońca
Wieczorem nastąpiło rozpogodzenie i ... skorzystając z przyjających warunków do Gniezna wróciłęm na szosie. A mając nowe oświetlenie, w które ostatnio zainwestowałem, nie bałem się powrotu po ciemku.
Od rana zakupy a popołudniu test serwisowy szosówki: zmiana klocków hamulcowych wraz z centrowaniem koła. Odwiedziłem w tym celu Grzegorza, który zajrzał do supportu i tylnej piasty na szybko, oceniając stan zużycia. Miałem jechać do Rodziców ale zaczęło padać... i dobrze, bo było niezbyt ciepło.
Za zmianą pogody w środę stał Sebix - znaczy się Niż Sebastian - który swoją obecną zmienił moje plany na resztę popołudnia i wieczoru. Korciło mnie, zebym jechał dalej, pomimo niezbyt fajnego wmordewindu ale alerty burzowe z regiony noteckiego i widoczne w oddali smugi deszczowe uświadomiły mnie jedno: lepiej zwiać przed wiatrem.
Dziś wtoreczek a to oznacza szosowanie po pracy. Ale z racji uziemnienia po niedzielny Bike Challenge (koło + hamulce) to do Wrześni pojechałem na pancernym MTB ;-) A trzeba korzystać z pogodnych dni, bo tuż tuż bedzie wiało chłodem.
Jest taka wieś na skraju powiatu gnieźnienskiego i wrzesińskiego, która wbudza zainteresowanie swoją nazwą:
No co? ;-) Wtorek to prawie środa a to z kolei oznacza ze bliżej weekendu ;-)
Przywiozłem kolejny medal z Bike Challenge na dystancie (uwaga: pełnym dystancie) 120km! Na swoim blogu subiektywnie zrelacjonowałem zarówno przebieg wyścigu (z którego jestem zadowolony) jak i samego klimatu (opóźnienia, bieda strefa Finiszera) - klik na bloga
W skrócie:
* 60km: 01:40:11
* 120km: 03:24:58
* MIejsce: 649 / 1514 (w kat wiekowej 19-34 230)
W porónwaniu do zeszłego roku byłem dużo szybszy, osiągnąłem 2 cele: dojechać do mety w jednym kawałku (ze wzgledu na pogode i liczbe kraks) i zejść poniżej 3:30 (a najlepiej poniżej zeszlorocznego czasu).
Nareszcie zrobiło się cieplej, ba nawet bardzo ciepło i żal nie wykorzystać tego na całodzienny rowering - w myśl ostatniego wydania Szosy: Fast & Slow. Nigdzie się nie spieszyło się, obiad na mieście, objazdy po okolicznych wsiach - po prostu total relax przed niedzielnym kolarskim świętem :)
Na szybko do / z pracy, bo trzeba było jechać do Poznania po odbiór pakietu.
W czwarteczek chciałem pojechać rowerem do pracy a tu klops, bo ... pana. Po pracy poszedłem do sklepu kupić dętki i opaskę na koło w razie W. Wieczorem rozebralem koło szukając igły w stogu siana. I znalazłem..
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger