Po pracy przy remonce domu i po odpoczynku / drzemce ruszyłem w stronę 3ma. Ruch Września - Witkowo spory, choć zastanawiająca jest ilość wracając z Powidza / Skoja.
Poranek nie należał do przyjemnych, ponieważ odczuwałem nocne skurcze łydek ale pospać to pospaliśmy. Jak się okazało, Centrum Singltreku to całkiem spokojne i rodzinne miejsce, gdzie rzeczywiście można odpocząć nad jeziorem.I kolejne wyzwanie przed nami: Rundka po Singltreku ;)
Na ten dzień zapowiedzieli załamanie pogody, której bardzo obawiałem się. Gdy wracałem do domu wieczorem, zastanawialem sie czy jechać w stronę Nekli czy może DK15 - bo tak bedzie najprościej. Wyjeżdzajac z Gniezna widziałem czarne chmury jako preludium tego, co będzie działo wkrótce. I tak cały czas napieprzałem tyle, ile sił w nogach by w połowie drogi przystanąc z powodu początkowej fazy deszczowej i schować wszystkie ważne szpeje elektroniczne wraz z aparatami słuchowymi do plecaka, po czym smignałem dalej w stronę Wrześni. Zaczęła walka z bocznym wiatrem i piorunami nad głową. Przemoklem do suchej nitki ale gdy dojechałem do Wrześni, opady ustąpiły...ale im bliżej domu, tym kolejna burza dała o sobie znać i to nie byle jaka. co chwilę widzialem korzenie burzy ...
W czwartkowy wieczór postanowiłem wyskoczyć po okolicy inwestycji VW, gdzie działają ciężkie i drogie sprzęty oraz zamknęto drogę. Owy odcinek drogi został wyłączony z ruchu, jak również wymazany z map Google - trochę smuteczek. Z drugiej strony zżera ciekawość, co to dalej będzie. Póki co, to pustynna burza za miedzą. Nie dokończyłem jazdy, ponieważ coś zablokowało tylne koło i trzeba było ściągnąc Assistant :/
W ostatni dzien naszego nadmorskiego urlopu znów udaliśmy się na keszowanie ale tym razem nieopodal tymczasowej rezydencji. Na złość zrobiła się pogoda i naprawdę ciężko było się spakowac i odjechać - o tym na koniec. Po śniadaniu udaliśmy po OP3F39, leżącego nad Błotnicą ale mieliśmy wątpliwości, czy cokolwiek tam znajdziemy, ponieważ ostatni log był z zeszłego roku. Na miejscu okazało się, ze przeczucia się sprawdziły, po keszu pozostąły jedynie ślady rozerwanego czarnego worka i nic więcej - przynajmniej zweryfikowaliśmy stan. Wróciliśmy na plażę i w sumie robilismy plażing - niestety wiał dość porywisty wiatr, piasek mielismy dosłownie wszędzie. Patelnia Dżwirzyńska jest ciekawym miejscem, gdzie można ukryć się przed wiatrem i spalić, niczym kiełbaski. Robilsmy zawody na lądowanei na piasku ;)
Mając niewiele czasu, postanowilem wyskoczyć na małą rundkę w stronę Mrzeżyna, zeby poszarpać się z wmordewindem - czyli pomęczyć i wrócić spoconym po treningu.
Pogoda nas nie rozpieszczała zbytnio ale i tak nie przeszkadzało Nam w planowaniu przejażdżki po okolicy oraz w zdobywaniu skrzynek w okolicy - warto podkreślić, że trzeba było liczyć się z silnym wmordewindem (ponoć 8m/s).
Od rana poleżeliśmy w tzw. patelnii, by potem późnym popołudniem wrócić po rowery. Pierwsza skrzynka [OP05D1] była zlokalizowana na pobliskim opuszczonym lotnisku w Rogowie. Powyższe zdjęcie zostało zrobione nad jeziorem Resko Pomorskie . Znaleźliśmy dość szybko.
W Mrzeżynie zmarnowaliśmy trochę czasu na znalezienie skrzynek: OP6AF0, OP5828 czy OP5826 ale żadnego z nich znaleźć nie mogliśmy. O ile na ostatnią wybraliśmy zdecydowanie za późną porę, o tyle w przypadku pozostałych znaleźć nie mogliśmy - podejrzewam ze ktos zainteresował się i nie oddał :/
Powrót nastąpił tuż po północy, zaliczając po drodze niezbyt apetycznego hotdoga. ;/
Osz w mordę, nastał poniedziałek - czas powrotów do pracy ale dobrze ze rowerem z rana. Po pracy i po spotkaniu z A śmignąłem w stronę domu i na wysokości Mnichowa ogarnął mnie lekki niepokój z powodu ciemnych burzowych chmur ...
Postanowiłem sobie przeczekać na przystanku: Za jakiś czas znów ruszyłem, mając taki o to widok: W międzyczasie dostałem telefon, ze we Wrześni jest armagedon i że świata nie widać... a w drodze do Czerniejewa było bardzo sympatycznie, jak to po burzy.
Rzeczywiście musiało byc ostro w rodzinnych stronach, bo między Neklą a Wrześnią leżały połamane gałęzie i drzewa. Tradycyjnie zabrakło prądu i wody :x
I nastał ukochany dzien w tygodniu czyli piątek. od rana na rowerze gnałem do pracy, by potem zostać na cały weekend w Gnieźnie. Rowerowo ofkors. Popołudnie należało do Łazienek i Wenecji w towarzystwie A. :)
Dzisiejszy podwieczorek był niezwykle przyjemny ze względu na brak wiatru ale także piękne słoneczko, które miało się ku zachodowi. MIałem ochotę na nieco dłuzszą trasę ale poczułem zmęczenie materiału i zdecydowałem się na nieco lżejszą i także ciekawą wersję.
Tak fajne światło było, że aż zal było nie robić zdjęć
A potem wleciałem zobaczyć tor motocrossowy "Magiera" w Opatówku.
Po przecięciu DK92 pojechałem - jak się mi wydawało - w stronę Psar. Im głębiej w las, tym bagna zaczęły ujawniać swoje prawdziwe oblicza
Od samego rana było piękne słoneczko, więc z czystą przyjemnością podjechałem rowerem do pracy. Oczywiście pamiętałem, że dziś jest Dzień Matki, dlatego też zaraz po pracy ruszyłem w kierunku domu. Jako, ze mam zwyczaj zmodyfikowania trasy pod wpływem chwili, to zamiast przez Neklę, to wyskoczyłem w lasy czerniejewskie.
A tam jeszcze dość wilgotno, miejscami wielkie kałuże. Tak wielkie, że miałem problemy z przejazdem :D
Po powrocie do domu, kolacji i kawce zabrałem się przednie hamulce tarczowe, które doprowadzały mnie do furii swoim piszczeniem. Sprawdziłem klocki, tarczę i ułożenie aparatu względem klocków. Mam nadzieję, ze tym razem będzie dobrze - na wszelki wypadek wyczyściłem tarcze.
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger