Z Uzielem umówiłem się na dłuższy mtb'owy trip w stronę PK Promno, choć miałem mocno ograniczony czas. Spotkaliśmy się w Czerniejewie, skąd ruszyliśmy w stronę Wierzyc. Pogoda zaczęla robić się piękna, nareszcie było czuć wiosnę w słońcu.
Przekroczyliśmy DK92 i przez Kostrzyn, Klony dotarlismy do Targowej Górki a stamdąd w stronę Wrześni. Dzięki Uziel za jazdę! Ale w sumie to jeszcze nie koniec dzisiejszego rowerowego dnia, bowiem po grillu u rodziców, razem z Asią wystartowaliśmy do Wrześni, obejrzeć wieczorne przygotowania do koncertu Edyty Górniak. Zrobiło się dośc chłodno, więc szybko wrócilismy do bazy.
Prognozy pogody nie były zbyt optymistyczne. Z jednej strony #wmordewind, z drugiej pojawiajace sie spodki z deszczami. Nie chciałbym, aby spotkała mnie taka niespodzianka ze Skoja. Mając ok. 3h wolnego czasu, wziąłem BT'wina na spacering i pojechałem stronę Pól Lednickich, a potem przez Kamionek, Gorzuchowo trafiłem do Kłecka.
Swoją drogą bardzo fajna trasa na szoówkę - mało ruchu, sporo zakrętów, dobre widoczki no i dobre drogi. Dalej od Kłecka uciekłem w stronę Modliszewka i tamtejszy odcinek pozostawia wiele do życzenia.
Im bliżej mety, tym coraz co ciemniejsze chmury sie pojawiały - to był sygnał, zeby skrócić trasę. Wjechalem na chwilę do centrum, by zobaczyć trwający tam od samego rana odpust Św. Wojciecha. Za dużo tłumu.
Dziś było o niebo lepiej, pogoda w miarę stabilna ale wiatr dalej szalał. Przyjemnie jechało się w jedną stronę, za powrotna była małą katorgą. Do tego złapał mnie deszcz, o grozo.
W planach, sobota miała być totalnie rowerowa ale nalezało zając się wymianą opon w rodzinnej flocie. Ale znalazłem czas na parenaście kilometrów, spotkałem Uziela wracajace ze Skoja, sam zaś postanowiłem pokrecić po okolicy, pomiędzy Wrześnią a Neklą.
Ponownie z Uzielem udaliśmy sie w stronę Czeszewa po wielkanocnym śniadaniu i kawie. Dla odmiany pojechaliśmy w stronę Pyzdr, by potem do Wrześni wrócić z wiatrem w plecy. I udało się poprawić wyniki na segmencie między Pyzdrami a Wrześnią. Dziś była prawdziwa wiosna, zastanawiałem się czy jechać na krótko ale nie zaryzykowałem. POdobnie jak Uziel. Drugi dzień z rzedu i coraz co lepsze doznania ;)
Zapowiadała się ciepla i słoneczna pogoda, więc mogłem zaplanować pierwszy dłuższy trip. Ale najpierw sporo obowiązków, związanych z przygotowaniami do Wielkanocy - Święconka, zakupy, sprzątanie. Wyrobiłem się przed czasem i z Uzielem umówiłem się na dłuższą jazdę na szosie - w końcu jeszcze się uczę jeździć w dodatku z opornymi pedałami SPD. Jako pierwszy cel obraliśmy Czeszewo i przystań nad Wartą. Następnie udaliśmy się do Orzechowa, gdzie odwiedziłem groby bliskich, po czym cofneliśmy w stronę Wrześni, pod wiatr. Odprowadziwszy Uziela pod chatę, stwierdziłem ze do domu wrócę przez Marzenin, Czerniejewo i Neklę. Do domu dotarłem praktycznie po ciemku. Jakie wrażenia po pierwszym dniu jazdy? Jest zupełnie inaczej, czuć każdą dziurę, każdą zmianę prędkości czy podmuchy wiatru. Zobaczymy co dalej ;-) Póki co, czuję po kręgoslupie ;)
Sobota upłyneła pod znakiem pracy koło domu ale popołudnie należało już do mnie. NamówiłemUziela na przejazdzkę do Powidza. Powrót do domu nastąpił tuż po zachodzie słońca
Ano tak się złożyło, że razem z moja Dziewczyną wyskoczyliśmy na tygodniowy urlop na jednej z Wysp Kanaryjskich - Fuertaventura. OT tak dla odmiany zimowej aury w Polsce. Naszą bazą było Corralejo, położone w północnej części wyspy - będącym największym ośrodkiem wypoczynkowym na wyspie. I nie mogło zabraknąc i rowerowego akcentu. Nie zabrałem roweru ze sobą, więc miałem sposobność skorzystać przy hotelowej wypożyczalni roweru, w którym mozna było wybrać doslownie każdy typ roweru, niezależnie od wieku i płci. TO była kwestia pieniędzy i szczęścia, bo zasoby były ograniczone a i liczba wolnych i prawie nowych modeli była zawsze równa zeru ;). Wypożyczyłem 29era w rozmiarze L o nienagannym wyglądzie i dobrej klasie osprzętowej oraz kask - całość kosztowało 10EUR/dzien + 3EUR za kask, w gratisie dorzucali pompkę i zestaw naprawczy. Dzień można podzielić na 2 etapy / kółka. I etap: Corralejo - La Jares - La Oliva - Vallebron - Caldereta - El Habito - Dunas de Corralejo - Corralejo (~64km) I etap: Corralejo - Majanicho - La Jares - Corralejo (~30km) A teraz na zdjęcia czas :)
Tyle dobrego z wiatrem w plecy, by potem mieć taka scianę
Potem było juz łagodniej pod górkę. Wysiłek został wynagrodzony arę minut poznej: Ale potem było już z górki, więc mogłem podkręcić tempo. Dłuższy postój zrobiłem na rynku w Caldereta Za La Caldereta przeciąłem drogę FV-1 łączącą Corralejo z Puerto Del Rosari i od tego momentu jadę terenowo, skalistym wybrzeżem. Nieziemski widok. Za El Jablito wróciłem na szosę i powoli zmienia się sceneria, z wulkanicznego na saharyjski, co oznacza ze jestem na terenie Parque Natural Dunas De Corralejo. 10km wzdłuż wydm, piasek na drogach oraz niestety wciąż silny ale ciepły wmordewind.
Parę minut później dobiłem do Corralejo i zdążyłem na porę obiadową. Odpocząłem i nabrałem ochoty na kolejny ale już mały trip - skoro rower oddaje na drugi dzień, to trzeba wykorzystać w pełni dzień rowerowy. Tak więc skoczyłem na miasto, obejrzeć jeszcze raz port w Corralejo
A potem za miasto :)
A dzień zakończył się właśnie tak ;-)
Fuertaventura jest zdominowana przez szosowców, jadących solo abo w zgrupkach. Nie dziwię się, bo drogi są rewelacyjne a i podjazdów i zjazdów było co chwilę. Oczywiście terenowych wariantów nie brakowalo i to całkiem świetnych ale wydaje mi się, że nie były ta dobrze oznaczone jak chociazby w czeskich horach. Infrastruktura rowerowa w dużych miastach jest wysoko rozwinięta ale najważniejsze jest to, że tubylcy okazują szacunek zarówno rowerzystom jak i pieszym - to, czego można zazdrościć. Podsumowując, to prawie tygodniowy pobyt na Fuercie uważam za bardzo udany, pogoda dopisała choć pierwszego dnia było mocno zachmurzone niebo no i silny wiatr, co jest całkiem normalnym zjawiskiem na WYspach. Temperatury w ciągu dnia przekraczały 22-25° zaś noce były chłodne. Fuertaventura zrobiła świetne wrażenie, zupełnie inny krajobraz o charakterze wulkanicznym (nazwalbym pustynno-księżycowym) ale za to z cudownymi plażami i widokami na błękitny ocean. A że nonstop wieje wiatr, to też jest ostoją surfingu i kitesurfingu w tej części świata.
Po dluższej przerwie wracam na chwilę do rowerowania. Dzisiejszy dzień nie za ciekawie się zapowiadał ale na szczęście z każdą godziną wypogadzało - do takiego stopnia, że słoneczko się pojawiło na horyzoncie. Jedynie ten wmordewind starał popsuć dzisiejszy dzień. Patrząc na kierunek wiatru, obrałem kierunek Skorzęcin, by móc wracać z wiatrem w plecy. Nie było większych problemów, ot standardowy trip ale jakże potrzebny. W Skoju tradycyjnie postój na ciepłą herbatę i małe wszamanko a potem trasa na Witkowo, Nechanowo i przez Żydowo do Gniezna.
Pierwsz kwartał tego roku będzie najgorszym od kilku sezonów ale co zrobic? NIby jest pogoda na rower, to jednak obowiązki zawodowo-domowe nie pozwalają na kilka(naście kilometrów.)
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger