Nareszcie zrobiło sięna tyle ciepło, że można bez obaw jezdzić na krótko. Po wczorajszej burzy nie było śladu (jeśli w ogole była) i w planach był szosowy objazd / trening pomiędzy Gnieznem a Wrześnią i potem z powrotem.
Obecna żółć na polach to bez wątpienia symbol majowej części wiosny. I o dziwo zapach rzepaku mnie nie irytuje dość mocno. Powrót przez Czerniejewo, Wierzyce i S5 do samego Gniezna.
W końcu dobra pogoda na czwartkowe kręcenie po fyrclach i dzisiejszym celem było odtworzenie zeszłorocznej trasy, którą zaliczylem w sierpniu 2016 - różnica taka, ze odcinek S5 otworzyli, ruch na dawnej "5" zmiejszył się na tyle, ze dużo przyjemniej się kręci w stronę Mielna. Pogoda zaś znacznie uspokoiła się ale za to wmordewind swoje robił - zwłaszcza na odcinku Braciszewo - Gniezno.
Znów była przerwa chorobowa ... ale nie mogłem odpuścić pierwszomajowego dnia i z katarem wyskoczyłem na objazd po okolicy, zobaczyć co sie dzieje w okolicy. O ile droga do Czerniejewa była świetna, o tyle zmiana kierunku w stronę Witkowa był taktycznym blędem - nonstop dymanie pod wiatr. A jak już doczołgałem do WItkowa, to wpadłem do Skoja, gdzie była wuchta wiary..
Dalej pojechałem do Trzemeszna przez Ostrowite Prymasowskie i Jerzykowo - dawno nie byłem w tamtych stronach a że wiatr wreszcie wiał w plecy to jechało sie przyjemniej.
Wczesnnym podwieczorkiem dziewczyna namówiła mnie na małą rege-jazdę po okolicy Trzema.
W niedzielny poranek wstałem i stwierdziłem ze wyskoczę na jakś szybką rundkę po okolicy Wrześni i Środy. Planowałem stówkę ale miałem mocno okrojony czas, zatem nie bedzie za dużo zdjęć. Najpierw udałem się w nadwarciańskie rewiry: Czeszewo, Orzechowo, Piećzkowo, Krzykosy, Solec gdzie za Sulęcinkiem odbiłem na Środę Wlkp.
W Środzie Wlkp zatrzymałem się na dłużej, by zgodnie z obietnicą sprawdzić nową ścieżkę rowerowo-piewszą nad jeziorem Średzkim o długości 8-9km. I jestem pod wrażeniem tego, co tam się stało, w jakim kierunku rozwinęli jedno z najciekawszych miejsc rekreacyjnych w tej części Wielkopolski. Po prostu WOW.
Plan na sobote był jak najbardziej oczywisty ale niestety kiepsko było z jego realizacją ze wzgledu na osobiste zadania do wykonania. Przez co pierwotny plan poszedł w pisdu ale coś tam jednak sie udało zrobić.
Wystartowałem z Trzemeszna, gdzie na rozwidleniu w centrum spotkałem Mariusza i Grzegorza - ich relacja tutaj. Wcześniej umówiłem się z Uzielem na spotkanie w okolicy Witkowa ale ten zdążył podjechać po mnie aż do Piasków. Po krótkim przywitaniu, przebraniu w lżejsze ciuchy ustaliliśmy kierunek Powidz a wiec jazda z wiatrem w plecy i tak właśnie wpadło mi drugie miejsce na segmencie między Witkowem a Powidzem.
Dalej udaliśmy się do Strzałkowa koszmarnym betonowym odcinkiem nieopodal jednostki wojskowej przez Niezgodę iBabin - nigdy więcej tamtędy. W międzyczasie zrobiło się dość ciemno, jakby miało padać ale gdy doraliśmy do Strzałkowa, zdążyło sie wypogodzić.
Obraliśmy kierunek Września a więc w większości jazda pod cholerny #wmordewind, przez co miejscami tempo było wręcz powolne. Pod Września zrobiło się dość zimno i ponownie musiałem się przebrać w cieplejszą softshellową kurtkę i dojechaliśmy wspólnie do Wrześni. Zastanawialiśmy się, czy która wycieczka byłą tak mocno wmordewindowa: dzisiejsza czy ta w stronę Konina 4 lata temu?
Na jednym z wielu rond w mieście pożegnałem kompana i solo nową obwodnicą dostarłem do rodzinnego domu - w sam raz na gorący rosołek.
PO niemal całym tygodniu zapieprzania do / z pracy autem, nastał dzień jazdy rowerem do pracy i to w przepiękny poranek jak towarzyszył w piątek. Niby coraz cieplej ale jednak jeszcze wiosna szczuje chłodem zimy. Poranny wariant trochę odbiegał od standardowej trasy - nieco dłuższa i trochę więcej terenu - w sam raz na zabawy przed pracą ;-)
Po pracy spotkałem Sebka, który wracał do swej gnieźnieńskiej posiadłości - chwilę porozmawialiśmy, powspominaliśmy i odprowadziłem go pod sam blok. Dalsza trasa przebiegała zupelnie spontanicznie i tak jak rano, rownie dobrze się bawiłem. Pogoda była niemal perfekcyjna jak na początek Wiosny przystało.
Fotki robione rano i podwieczorem - z kijka ofkors. ;-)
Kilku z nas było; Ekipa z Miłosławia, Wrześni i z Gniezna czyli: Fortuna, Renault Sanok i rodzynki takie jak ja ;-). Tak naprawdę to miałem nie jechać z nimi a jedynie tylko przywitac się w Czerniejewie. Wyszło inaczej ale nie mogłem odmówić wspólnej "rekreacyjnej" jazdy ;-) Tylko 50+ km ale lepsze to niż wcale w napiętym dniu.
Na kilka dni przed weekendem Maniek zagadał do mnie z propozycją wycieczki do Śnieżycowego Jaru - rezerwatu, położonego nieopodal Starczanowa nad Wartą.
Ostatni raz byłem w 2012 roku wraz z KTR Wrześnianie, którego wówczas byłem członkiem. Zatem była to znakomita okazja, żeby odświeżyć sobie pamięć i “upolować” wiosnę w terenie. Prognozy pogody nie przewidywały ani deszczu ani dużych przejaśnień ale należało się spodziewać ujemnych temperatur z rana.
Mariusz zebrał mocną ekipę: Kacpra, Grzegorza i Krzycha - którzy dojechali z niewielkim opóźnieniem na miejsce spotkania w Gnieźnie; zabrakło Karola, który zaspał.
I zgodnie z moimi obawami (po sobotniej jezdzie), od samego początku było bardzo wysokie tempo jazdy (wiatr w plecy), narzucone przez Mariusza ale na szczęscie noga mi dawała. Dość szybko mineliśmy Lednogórę, Bednary a pierwszy dłuższy postój zrobiliśmy u progu Puszczy Zielonki.
Puszcza Zielonka była łaskawa o tej porze roku - nie było śladów po błotnistych terenach, jakie można zaobserwować u Grigora a jechało się wybornie. Zaczęły się delikatne górki, trzeba było być ostrożnym by np. nie trafić na sarny i jelenie. Minęliśmy Zielonkę i tamtejsze arboretum i trafiliśmy do Murowanej Gośliny. Wiedzieliśmy, że jestesmy coraz bliżej celu bo ruch na lokalnej drodze był spory - przybywało aut, rowerzystów i spacerowiczów. W koncu to niedziela, więc idealny czas na rodzinne spacery.
Pobyt w rezerwacie nie zrobił na mnie super wrażenia, może faktycznie przyjechaliśmy o tydzień za szybko i zabrakło słońca. Przy wyjeździe z rezerwatu załapaliśmy na ciepłą grochówkę i dłuższa kolejna przerwa na wszamę, po której udaliśmy się w drodze powrotnej - w stronę stacji PKP pomiędzy Biskupicami a PObiedziskami (zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami - większośc z nas dysponowała z ograniczonym czasem na niedzielę).
W drodze powrotnej grupa rozbiła się na częsci pierwsze; ja z Mańkiem cisnąłem przez las lesnymi duktami międz Pławnem a Dębogórą i dojechaliśmy nad jezioro Kowalskie, gdzie zrobiliśmy krótki postój na zdjęcia
Ustaliliśmy wspólnie, ze do pociągu wsiadziemy w Pobiedziskach. Zaś Kacper, Grzechu i Krzychu asfaltem dojechali do Biskupic. W Trzemesznie czekała mnie kolejna niespodzianka w postaci czkejacych na mnie rowerowych supporterów, którzy oprowadzili mnie nową scieżką rowerową, zlokalizowaną wzdłuż DK15.
Dzięki Mariuszu za pomysł z niedzielną wycieczką w takim towarzystwie.
Kolejna sobota upłynęła pod znakiem szosówki. Tym razem wybrałem mniej inwazyjną wersję bo z wiatrem w plecy ale i tak na niektórych odcinkach było mi ciężko; rozgrzany na maksa obrywam zimnym wmordewindem :/, zwłąszcza na trasie Środa Wlkp - Września. Głównym celem były odwiedziny rodziców. Przy okazji, Środa Wlkp znów mnie zaskoczyła. Nad zalewem pojawiły się asfaltowe drogi rowerowe i ścieżki piesze poprowadzone dookola średzkiego akwenu. Robi wrażenie i chyba następna 100tka musi przebiec przez Środę, z obowiązkowym objazdem wokół jeziora czy tam zalewu.
W piątek zgadalem się z Mariuszem odnośnie dzisiejszej wycieczki. Okazało się, że zebrał ekipe Kacpra i Grzegorza i w sumie w ostatniej chwili podłączyłem pod ich koło.
Pierwotnie planowaliśmy objazd dookoła jeziora powidzkiego ale szybko przekonałem się, że plan ten jest nierealny ze względu na skute lodem ścieżki leśne i polne. Przekonałem się osobiście, zaliczając 2 gleby w drodze między Wierzbiczanami a Krzyżówka. Z początku było śmiesznie ale im dalej w las, tym mniej powodów do śmiechu.
J Ustaliliśmy, że jedziemy asfaltem ale i tak musieliśmy pokonać leśne odcinki. Cóż, pocieszające jest fakt, że nie tylko ja glebę zaliczyłem - na szczęście bez większych urazów.
Powidz mieliśmy bez postoju, witkowo też. Niestety moja forma pozostaje wiele do życzenia - wyraźnie odstawalem od reszty, która wręcz zapierdalala. Odlaczylem się w Folwarku i przez Trzuskolon dotarłem do Gniezna swoim tempem. Pogoda dziś dopisała, pomimo niesprzyjającego zimnego wiatru.
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger