W piatkowy dzień ponownie jechałem rowerem do pracy z nadzieją, ze popopłudnie będzie bardziej rowerowe. I tak właśnie było, choć nie mialem pomysłu, gdzie by pojechać. I tak Właśnie pojechałem przez Wierzbiczany do trasy Trzemeszno - Witkowo, by potem w Folwarku skręcić do Trzuskołonia i obrałem cel pałacu w Arcugowie. I po drodze znalazlem przebiśniegi ;-)
Ano tak się złożyło, że razem z moja Dziewczyną wyskoczyliśmy na tygodniowy urlop na jednej z Wysp Kanaryjskich - Fuertaventura. OT tak dla odmiany zimowej aury w Polsce. Naszą bazą było Corralejo, położone w północnej części wyspy - będącym największym ośrodkiem wypoczynkowym na wyspie. I nie mogło zabraknąc i rowerowego akcentu. Nie zabrałem roweru ze sobą, więc miałem sposobność skorzystać przy hotelowej wypożyczalni roweru, w którym mozna było wybrać doslownie każdy typ roweru, niezależnie od wieku i płci. TO była kwestia pieniędzy i szczęścia, bo zasoby były ograniczone a i liczba wolnych i prawie nowych modeli była zawsze równa zeru ;). Wypożyczyłem 29era w rozmiarze L o nienagannym wyglądzie i dobrej klasie osprzętowej oraz kask - całość kosztowało 10EUR/dzien + 3EUR za kask, w gratisie dorzucali pompkę i zestaw naprawczy. Dzień można podzielić na 2 etapy / kółka. I etap: Corralejo - La Jares - La Oliva - Vallebron - Caldereta - El Habito - Dunas de Corralejo - Corralejo (~64km) I etap: Corralejo - Majanicho - La Jares - Corralejo (~30km) A teraz na zdjęcia czas :) Tyle dobrego z wiatrem w plecy, by potem mieć taka scianę Potem było juz łagodniej pod górkę. Wysiłek został wynagrodzony arę minut poznej: Ale potem było już z górki, więc mogłem podkręcić tempo. Dłuższy postój zrobiłem na rynku w Caldereta Za La Caldereta przeciąłem drogę FV-1 łączącą Corralejo z Puerto Del Rosari i od tego momentu jadę terenowo, skalistym wybrzeżem. Nieziemski widok. Za El Jablito wróciłem na szosę i powoli zmienia się sceneria, z wulkanicznego na saharyjski, co oznacza ze jestem na terenie Parque Natural Dunas De Corralejo. 10km wzdłuż wydm, piasek na drogach oraz niestety wciąż silny ale ciepły wmordewind. Parę minut później dobiłem do Corralejo i zdążyłem na porę obiadową. Odpocząłem i nabrałem ochoty na kolejny ale już mały trip - skoro rower oddaje na drugi dzień, to trzeba wykorzystać w pełni dzień rowerowy. Tak więc skoczyłem na miasto, obejrzeć jeszcze raz port w Corralejo A potem za miasto :) A dzień zakończył się właśnie tak ;-) Fuertaventura jest zdominowana przez szosowców, jadących solo abo w zgrupkach. Nie dziwię się, bo drogi są rewelacyjne a i podjazdów i zjazdów było co chwilę. Oczywiście terenowych wariantów nie brakowalo i to całkiem świetnych ale wydaje mi się, że nie były ta dobrze oznaczone jak chociazby w czeskich horach. Infrastruktura rowerowa w dużych miastach jest wysoko rozwinięta ale najważniejsze jest to, że tubylcy okazują szacunek zarówno rowerzystom jak i pieszym - to, czego można zazdrościć. Podsumowując, to prawie tygodniowy pobyt na Fuercie uważam za bardzo udany, pogoda dopisała choć pierwszego dnia było mocno zachmurzone niebo no i silny wiatr, co jest całkiem normalnym zjawiskiem na WYspach. Temperatury w ciągu dnia przekraczały 22-25° zaś noce były chłodne. Fuertaventura zrobiła świetne wrażenie, zupełnie inny krajobraz o charakterze wulkanicznym (nazwalbym pustynno-księżycowym) ale za to z cudownymi plażami i widokami na błękitny ocean. A że nonstop wieje wiatr, to też jest ostoją surfingu i kitesurfingu w tej części świata.
Po dluższej przerwie wracam na chwilę do rowerowania. Dzisiejszy dzień nie za ciekawie się zapowiadał ale na szczęście z każdą godziną wypogadzało - do takiego stopnia, że słoneczko się pojawiło na horyzoncie. Jedynie ten wmordewind starał popsuć dzisiejszy dzień. Patrząc na kierunek wiatru, obrałem kierunek Skorzęcin, by móc wracać z wiatrem w plecy. Nie było większych problemów, ot standardowy trip ale jakże potrzebny. W Skoju tradycyjnie postój na ciepłą herbatę i małe wszamanko a potem trasa na Witkowo, Nechanowo i przez Żydowo do Gniezna. Pierwsz kwartał tego roku będzie najgorszym od kilku sezonów ale co zrobic? NIby jest pogoda na rower, to jednak obowiązki zawodowo-domowe nie pozwalają na kilka(naście kilometrów.)
Rano pogoda zapowiadała się dość piękna, więc sobie pojechałem krótszą trasą do pracy. Niestety popołudniu pogorszyło się, a w zachodnich krańcach Wielkopolski były burze z gradobiciem.
Skoro w zeszłym tygodniu byłem na północy od Gniezna, to dla odmiany postanowiłem zwiedzić południowe rewiry Gniezna. Nie był to łatwy wyjazd z uwagi na dość silny wmordewind ale tak obrana trasa pozwoliła czerpać radość wiatru w plecy. ;-) Na koniec zawitałem na gnieźnienskie Łazienki
Na nowo odkrywam przyjemność jazdy na rowerze do Pracy i z Pracy, gdy reszta w autach stoi w korku. Chociaż w drodze powrotej obawiałem się nadciągającej burzy gradowej ale na szczęście zdążyłem :)
Po całym roboczym tygodniu bezrowerowym wyprowadziłem rower na spacer. Początkowo myślałem o śmignięciu do Skoja i objechać zeszłoroczny Winter Race ale z uwagi na mglistą pogodę, wybrałem wariant szosowy - północno-zachodnie rewiry powiatu gnieźnieńskiego. Najpierw do miasta na małe zakupy, m.in po nową dętkę, którą musiałem zużyć w zeszłą niedzielę. Ruch w mieście był niesamowity, wszędzie pełno aut, stojących w korku - coś szczególnego dziś bylo? No ale w końcu wydostałem się z miasta w stronę Wierzbiczan i tak przez Jankowo Dolne i Dębówiec docieram do Goślinowa. Za Krzyszczewem zastanawiałem się czy aby już wrócić do bazy, czy lepiej dołożyć 'tylko godzinkę' i pojechać w stronę Kłecka? ;-) I tak trafiłem do Kłecka ale jakoś nie zauroczyło mnie to miasto, więc tym prędzej udałem się w drogę powrotną do Gniezna. Tym razem obrałem przez Dzieźmiarki i Waliszewo, skąd podziwałem piękne widoki Lednickiego Parku Krajobrazowego oraz tereny rekreacyjne, ktorych było sporo aż prawie do samego Siemianowa. Dzisiejsza traska
W niedzielne przedpołudnie z Uzielem wybraliśmy się na mała wycieczkę po okolicy. Zaproponowałem mu, żebyśmy zaczeli od obwodnicy dla VW (między Obłaczkowek a Grzymyslawicami). a potem standardowo Trójkąt. Ale żeby tak różowo nie było, to złapałem pierwszą panę w tym roku - zachciało się jechać po ścieżce rowerowej w okolicy Statoil we Wrześni. Okazało się, ze ładny kawał szkła wbił się w oponę :/ grrr. Za Czerniejewem z Uzielem zdobywamy kesza - Kirkut OP8AH8 - który wyróżnia się ciekawym logbookiem. Pierszy udany weekend rowerowy AD2016.
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger