Po dniu przerwy od roweru, ponownie udałem się nim do pracy. W drodze wyprzedził mnie Radek Lonka na szosie i postanowilem posiedzieć mu na kole. Początkowo nie bylo łatwo utrzymać prędkość na wysokich biegach ale mięśnie obudziły się na czas i do samego Gniezna miałem go w zasięgu oka i ręki. Gdyby nie to, że stałem na światłach, to może i bym z nim pogadał. a tak... odjechał w stronę centrum.
Po pracy spotkanie z A. i zeszło tak do wieczora. Powrót nastąpił ponownie DK15 i na pełnym spidzie.
Osz w mordę, nastał poniedziałek - czas powrotów do pracy ale dobrze ze rowerem z rana. Po pracy i po spotkaniu z A śmignąłem w stronę domu i na wysokości Mnichowa ogarnął mnie lekki niepokój z powodu ciemnych burzowych chmur ...
Postanowiłem sobie przeczekać na przystanku: Za jakiś czas znów ruszyłem, mając taki o to widok: W międzyczasie dostałem telefon, ze we Wrześni jest armagedon i że świata nie widać... a w drodze do Czerniejewa było bardzo sympatycznie, jak to po burzy.
Rzeczywiście musiało byc ostro w rodzinnych stronach, bo między Neklą a Wrześnią leżały połamane gałęzie i drzewa. Tradycyjnie zabrakło prądu i wody :x
A. zaprosiła mnie na rajd rowerowy po gminie Trzemeszno , w którym udział bierze jej chrześniak, więc wcześnie rano leciałem z Gniezna przez Lubochnię i Kujawki by do Trzema dostrzeć przez Święte - całkiem fajny teren.
A w imprezie wzięło udział 60 osób w różnym wieku, którzy pokonali trasę od parku “Baba” przez Miaty, Miatki, Gaj, Bieślin i Zieleń. Punktem docelowym było Gospodarstwo Agroturystyczne “Dom Stara Chata” u państwa Danuty i Jerzego Semrau w Popielewie. Wcinaliśmy kiełbaski, panie postarały się o picie i słodkości dla wszystkich. Całkiem fajna i spokojna impreza.
Po obiedzie zdecydowaliśmy się uciec do Skoja, tym razem A. dojedzie autem a ja rowerem i tutaj zmieniłem troszkę trasę, żeby zaliczyć taki mały objazd po okolicznych jeziorkach i zapoznać się z lokalnymi trasami, ktorych dotychczas nie miałem okazji poznać.
I tak oto najpier pojechałem nad Popielewskie:
by polnymi drogami dojechać nad Szydłowskie:
Następnie szybkim zjazdem po piachu znalazłem się w okolicach jeziora Kamienieckiego:
Potem obrałem kierunek Skorzęcin, zaliczając po kolei mniejsze większe jeziora i pagórki
Za Skurbaczewem zacząłem sobie pluć w brodę i na innych, ponieważ sporo ludzi wracało ze Skorzęcina, generując kupe piaskowego dymu. Istna Sahara, dobrze ze w samym Skoju było luźniej, dużo spokojniej.
Do Gniezna bez żadnych kombinacji wróciłem przez Piaski i Lubochnę.
Z A. podjeliśmy decyzję, ze ruszymy tyłki w sobotni upał do Skoja ale przedtem trzeba bylo załatwić kilka spraw na mieście. Tempo rekreacyjne i było o dziwo dość spokojniej - wszak jechaliśmy przez Wierzbiciany, Lubochnie i Piaski. Na miejscu okazało się, ze odbywaja się regaty żeglarskie sterowane pilotem i większość tłumu generują właśnie zawodnicy i osoby towarzyszące.
I nastał ukochany dzien w tygodniu czyli piątek. od rana na rowerze gnałem do pracy, by potem zostać na cały weekend w Gnieźnie. Rowerowo ofkors. Popołudnie należało do Łazienek i Wenecji w towarzystwie A. :)
Ot kaprys. Zachciało jechać się rowerem do pracy DK15 i tak się o to stało - w niecałą godzinę między PWR a PGN. Po pracy spotkanie z A. i powrót przez Czerniejewo i Neklę
Dzisiejszy podwieczorek był niezwykle przyjemny ze względu na brak wiatru ale także piękne słoneczko, które miało się ku zachodowi. MIałem ochotę na nieco dłuzszą trasę ale poczułem zmęczenie materiału i zdecydowałem się na nieco lżejszą i także ciekawą wersję.
Tak fajne światło było, że aż zal było nie robić zdjęć
A potem wleciałem zobaczyć tor motocrossowy "Magiera" w Opatówku.
Po przecięciu DK92 pojechałem - jak się mi wydawało - w stronę Psar. Im głębiej w las, tym bagna zaczęły ujawniać swoje prawdziwe oblicza
Niedziela od samego rana zapowiadała się ślicznie, dlatego też postanowiłem wybrać się rowerem do A. ale przedtem zadzwonił do mnie Jasiu z pytaniem czy przejchałbym się do Skoja. I tak oto wspólnie wczesnym przedpołudniem udaliśmy do Skoja, by potem lasami dojechać do Trzemeszna przez Bieślin.
Sobota zapowiedziała się wręcz upalna, dlatego nie mogłem nigdzie nie jechać i zgodziłem się na propozycję Uziela - wypad do Poznania. I tak po 15 pojawił się u mnie i wspólnie podążaliśmy w stronę Poznania przez Targową Górkę, Gułtowy i Gowarzewo - ot taka standardowa trasa.
W trakcie pedałowania stwierdziłem, ze z chęcią bym napił się dobrej kawy, choćby z McDrive'a. Jedyną odpowiedzią była Galeria Malta, pod którą podjechaliśmy i zrobiliśmy dłuższy odpoczynek. Po odczekaniu kolejki na górze, wziąłem to, co trzeba i rozłozylismy sie na trawce - oj było ciężko ruszyć dupska ;).
Ale w koncu trzeba było ruszyć w drogę powrotną i wybrałem mój ulubiony wariant: przez Swarzędz, Promno i Pobiedziska. W sumie bardzo lajtowa sobota.
Od samego rana było piękne słoneczko, więc z czystą przyjemnością podjechałem rowerem do pracy. Oczywiście pamiętałem, że dziś jest Dzień Matki, dlatego też zaraz po pracy ruszyłem w kierunku domu. Jako, ze mam zwyczaj zmodyfikowania trasy pod wpływem chwili, to zamiast przez Neklę, to wyskoczyłem w lasy czerniejewskie.
A tam jeszcze dość wilgotno, miejscami wielkie kałuże. Tak wielkie, że miałem problemy z przejazdem :D
Po powrocie do domu, kolacji i kawce zabrałem się przednie hamulce tarczowe, które doprowadzały mnie do furii swoim piszczeniem. Sprawdziłem klocki, tarczę i ułożenie aparatu względem klocków. Mam nadzieję, ze tym razem będzie dobrze - na wszelki wypadek wyczyściłem tarcze.
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger