Wpisy archiwalne w kategorii

> 200

Dystans całkowity:5093.69 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:194:48
Średnia prędkość:26.15 km/h
Maksymalna prędkość:67.32 km/h
Suma podjazdów:4730 m
Maks. tętno maksymalne:199 (100 %)
Maks. tętno średnie:137 (69 %)
Suma kalorii:18996 kcal
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:282.98 km i 10h 49m
Więcej statystyk

104/2017 Na lody do Torunia

Sobota, 22 lipca 2017 · Komentarze(5)
Kategoria > 200
Plan na sobotnią wyrypę był prostu - pojechać na lody do Torunia z kolarską ekipą. Gwarantowała ona dużo większę tempo i szybkie przeloty przez mniej znane miejscowości. 

OD samego rana pogoda była niepewna; sporo mgły i wilgoci wisiało w powietrzu ale w porównaniu do zeszłego tygodnia, gdy jechałem do Wrocka, było dużo cieplej. W Witkowie dołączam do ekipy i lecimy prosto na Toruń, zaliczająć najgorszy odcinek pomiędzy POwidzem a Orchowem. Nigdy więcej tamtędy jechać!. 

przed Powidzem
W drodze do StrzelnaWreszcie Toruń

Lody u Lankiewicza

Po 12 ruszyliśmy dalej, najpierw do LIdla, by uzupełnić płyny i zapsy a potem obrać kierunek Inowrocław, by odstawić na PKP jednego z naszych współtowarzyszy. Zapadła decyzja modyfikacji trasy powrotnej przez Mogilno i Trzemeszno.

Jeszcze W Toruniu
W oczekiwaniu na przejazd. Obok motocyklistów
W Trzemesznie chłopacy zrobili kolejną dłuższą przerwę a ja skończyłem dzisiejszą przygodę. Pożęgnawszy się z nimi, podjechałem do rodziców Asi, świetując udaną kolarską sobotę. O ile bałem się wysokiego tempa, o tyle byłem pozytywnie zaskoczony, że dałem radę. Nawet dawałem zmiany, na których trochę chłopacy się zmęczyli. Najważniejsze, że wszyscy dojechali do celu. 

ps.: Niektórzy to nawet pociągnęli do 300km... czego im zazdroszczę :) 

98/2017 PGN - DW czyli szosowy najazd na Wrocław

Sobota, 15 lipca 2017 · Komentarze(5)
Kategoria > 200
Uczestnicy

Oczekiwany od dawna biketrip powyżej 200km - do Wrocławia! Pierwotnie miał być Gdańsk ale z racji zmieniających się warunków pogodowych, razem z Marcinem i Grzegorzem podjeliśmy decyzję o zmianie celu.

Poszło gładko - pełna relacja na blogu niebawem ;-)
Start o 5 rano:

W Niechanowie dołączył do nas Grzegorz i wspólnie jechaliśmy w stronę Pyzdr

W Pyzdrach pierwszy postój a potem paredziesiat kilometrów dalej zaliczamy terenowy odcinek

a potem zatrzymujemy sie przy zacnej tablicy
Nastepnie musieliśmy pokonać 7kilometrowy najgorszy odcinek dróg

zaczynaly sie pierwsze podjazdy i zjazdy... ogólnie było zajebiście... no prawie bo po drodze zaliczyliśmy gradobicie i zmuszeni byliśmy do postoju pod Mokrym Dębem. Z przypadkowo napotkanym Szosowcem - Adamem. 

Pierwsze pół godziny były takie:
Potem już tak

A to okolice Prababki 


Reasumując było warto! ;-)  wiecej komentarzy na blogu - wkrótce podam linka :) 

Trasa:

ps.: Tak większość trasy przebiegała identycznie jak u Kubolskiego ale ominęliśmy Milickie Stawy i z pomocą kolegi Grzegorza zrobiliśmy objazd i zaliczyliśmy całkiem fajne okolice, zwłaszcza Prababki. 
---
strava: 
https://www.strava.com/activities/1084675795
https://www.strava.com/activities/1085267679
https://www.strava.com/activities/1084636444



102/2016 Gniezno - Kołobrzeg - Dźwirzyno czyli 300+ w jeden dzień

Poniedziałek, 25 lipca 2016 · Komentarze(1)
Kategoria > 200
Uczestnicy

Podobnie jak w zeszłym roku, podjąłem kolejną próbę przekroczenia bariery 300+ km. Naturalnie planowałem uderzyć w tym celu na Gdańsk, ale była niepowtarzalna okazja zdobycia Kołobrzegu i okolic, gdzie zamierzałem z moją Lepszą Połową spędzić tegoroczny urlop.

Zapraszam na fotorelację, opublikowaną na moim głównym blogu

z tego miejsca chciałbym podziękować Mariuszowi za wspólną jazdę :)

75/2015 solo do Gdanska

Piątek, 3 lipca 2015 · Komentarze(7)
Kategoria > 200


Miało być 300+ ale wyszło mniej niż 280 i absolutnie nie jest to powód do wstydu,  zwłaszcza w  upale.  

Wyjazd po 4, w Gdańsku zawitałem tuż po 19, prosto na dworzec PKP,  kupić bilet powrotny i skorzystać z prysznica a potem do Brzeźna na plażę. 
Mniej niż 24h i z powrotem w Gnieźnie ;) 

Pełna relacja na blog.bobiko.pl

69/2015 Atak na wieże widokowe + Życiówka

Sobota, 20 czerwca 2015 · Komentarze(5)
Kategoria > 200
Uczestnicy

Dzisiejsza wycieczka była planowana od dłuższego czasu (za pośrednictwem grupy BS) przezMariusza. Zainteresowanie wykazały kilka osób (w tym ja) ale ostatecznie pojechaliśmy sami. Prognozy pogody nie były zbyt ciekawe, zwłaszcza na początku tygodnia (full deszczu) ale na koniec tygodnia były zgoła inne, na naszą korzyść.
Wystartowałem z Gniezna z lekkim opóźnieniem (na 7. planowaliśmy spotkanie w Piaskach) ale to tradycja w moim wykonaniu - trzeba było nasmarować łańcuch ale przesadziłem. PO drodze na Tumskiej mijam 3 wozy PSP a chwilę później dołącza Pogotowie Gazowe - na przeciwko Empiku był pożar kosza na śmieci. I dalej leciałem na Lubochnę spokojnym tempem, starając wybudzić się z sennego letargu - na miejscu pierwszy byłęm ja, chwilę później ubrany na długo Mariusz.

Gruby Dąb
W drodzeJeszcze jeden zakręt
Mariusz użyczył kawałek szmatki i musiałem wyczyścić łańcuch, z którego kipiał smar - przesadziłem ale sam smar jest jakiś kiepskiej produkcji. I odtąd jedziemy razem przez Gaj i Ostrowie Prymasowskie do pierwszego punktu wycieczki czyli Grubego Dębu. Wspomniany dąb ma w obwodzie 560 cm i często jest nazywanym Dębem Napoleona.
żywy Gruby Dąb zwany Dębem NapoleonaCzyżby to ten kamień
"Według opowieści mieszkańców tutejszych okolic właśnie w tym miejscu przy Grubym Dębie miał odpoczywać Napoleon Bonaparte podążający wraz ze swymi wojskami na podbój Rosji. Zmęczony podróżą Napoleon zobaczywszy piękny duży, rozłożysty dąb zachwycił się jego pięknem i nakazał swym wojskom postój na popas koni i odpoczynek maszerujących. Sam zaś usiadł na dużym polnym kamieniu znajdującym się naprzeciwko dębu. Od tego czasu kamień nazywany jest kamieniem Napoleona Bonapartego".
Przy okazji cieszy mnie, że wiata ufundowana przez fundację All For Planet jest w dobrym stanie.

Księżycowe Eldorado w Zbierzynie
Księżycowy krajobraz
Kolejnym puntktem jest odkrywkowa kopalnia węgla brunatnego, należąca do PAK KWB Konin SA w okolicach Zbierzyna, która niezmiennie od kilku lat robi na mnie wrażenie. Tak duży obszar, takie maszyny - po prostu coś nieogarniętego. I dalej mamy okazję obserwować jak wiele domów jest opuszczonych, przeznaczonych do rozbiórki - tak jak wspominał Sebek, wszystko zostanie pochłonięte przez kopalnię.
nieowybrażalne połacie terenu przeznaczone pod odkrywkowe kopalnieAle to także praktyczna wiedza o geologii z geografiitransport węgla odbywa się w taki sposób

Kleczew
Ilekroć bywam w Kleczewie, to zwracam uwagę na górę, która powstała obok cegielni w Kleczewie - postanowiliśmy z Mariuszem zdobyć ją i urządzić pierwszy dłuższy postój na jedzonko. Nie było łatwo podjechać ze względu na stromy podjazd połączony z zaschniętym błotem. Na górze były świetne widoki na okolice dalsze i bliskie. Oczywiście nie sposób było nie zauważyć bazylikę w Licheniu czy 320.metrowy masz antenowy RTCN, o którym opowiadał Mariusz. Robi wrażenie.
Widok z hałdyCo widać z oddaliTak, lichenska bazylikaSpojrzenie na kleczewskie budynkiMariusz dokumentuje wszystko
Obok wspomnianej góry, na terenach pokopalnianych, jest ulokowany Park Rerkeacji i Aktywności Fizycznej. Inwestycja robi wrażenie, bo można znaleźć: tereny treningowe dla quadów, pomosty pływające, slip do wodowania lekkich łodzi, wiata grillowa, wypożyczalnia sprzętu wodnego, park linowy na palach, plac zabaw, zielona szkoła z tarasem widokowym, chodniki, ścieżki rowerowe i plac rekreacyjny. Tylko szkoda, że tak blisko transformatorów i miejsc przeładunkowych węgla brunatnego.
Plaża w Parku

Pątnów / Konin
Titanic
Docieramy do Pątnowa, gdzie tradycyjnie robimny zdjęcia pod elektrownią. A dalej lecimy na Błękitną Lagunę. Tak, miałem okazję z bliska zobaczyć te niezwykłe zjawisko w okolicach przemysłowego Konina, którego tak bardzo obawiałem się. Samo zjawisko nie ma nic wspólnego z naturą, jest składowiskiem odpadów paleniskowym. Więcej informacji można przeczytać tutaj. Dodam, że mieliśmy szczęście, ze trafiliśmy na słoneczne okienko pogodowe, co wzmocniło efekt turkusowo-oczojebnego koloru.
na brzegu LagunyCzekamy na sloneczkooj wali po oczachmimo wszystko rosliny na brzegu sobie rosnaOstatnie zdjecie pokazuje biala maź
Po kilkunastu minutach byliśmy w prawobrzeżnej części Konina, zwanym Bulwarem Nadwarciańskim, otwartym w 2011 roku. Miejsce klimatyczne, z dala od giełku miejskiego idealne na odpoczynek. Nas gnało w kierunku Paprotni.
Nad bulwaremNiski poziom Warty

Głowny Cel nr 1: wieża widokowa w Paptrotni
Wałami do Paprotni
Z Konina do Paprotni można spokojnie dojechać utwardzoną drogą na wale nadwarciańskim - jechało się świetnie, ruch był praktycznie zerowy a widoko na zakola Warty średniawe z uwagi na bardzo niski stan Warty w całym regionie. Nie bylo tak źle od kilku lat.
Ciekawy kszalt wiezy
Sama wieża w Paprotni jest drugą w gminie Krzymów, mająca wysokośc 22 m i jest zlokalizowana na wzgórzu 118m npm. I tak jak na hałdzie w Kleczewie, nie sposób dostrzec Licheń (mimo kiepskiej widoczności ze względu na deszczowe chmury) czy elektrownie w Pątnowie.
A tak w srodkuTor quadowyJedna stronaKoninskie elektrownie i bazylika z prawejZ bliskaZ bliskaPanorama
Wiatr też dawał o sobie znać - za przeproszeniem, wręcz piździało - więc szybciutko zeszliśmy na dół do pobliskiej wiaty na kolejną przerwę na jedzenie i picie. Pogoda zaczęła sie psuc ale deszcz dalej nas omijał.
Palenisko i nasze rowery

Cel nr 2: Wieża widokowa na Złotej Górze
Wieża na Złotej Górze
W odległości kilku kilometrów znajdowała była inna, jeszcze wyższa wieża widokowa (25m) na wzniesieniu 191 m.npm, ulokowana w rezerwacje Złota Góra). Dojazd był miksem piaszczystych i polnych dróg oraz asfaltowych. Na miejscu miałem mały kryzys - zrobiłem się bardzo senny a Mariusz zgubił kluczyki od linki ;-). Problem rozwiązaliśmy tak: ja zostalem na dole, zaliczyć drzemkę a on poszedł na szczyt wieży, co dało mi kilka minut snu. Taka krótka regeneracja postawiła mnie na nogi i po zmianie mogłem być na górze i podziwiać przepiękne panoramy lasu, Lichenia (tja), elektrowni (zarówno z Pątnowa jak i Turka) czy tą więżę z Paprotni.
z bliskaz góryi w środkuPanoramaDostrzegalnia przeciwpożarowaLicheń po raz ntyW drodze do Konina natkęlismy na taką góreee piasku

Powrót
DK92 wróciliśmy do Konina, gdzie zrobiliśmy postój na gorące jedzenie (rollo z frytkami) i uzupełniliśmy zapasy (Lidl był praktycnzie pod ręką). I w zasadzie to byłą ostatnia najdłuższa przerwa a czasu za wiele nie zostało. Z Konina wydostaliśmy się przez Posokę w kierunku Zagórowa towarzysząc Warcie (były to tereny Nadwarciańskiego PK).
Pomnik w ZagórowieNiski stan Warty w LądzieKlasztor Cysterców nad Wartą
Minęliśmy Ląd, Słupcę i trafiliśmy do Powidza, gdzie na świeżo wyremontowanym deptaku w Łazienkach, robimy pożegnalny postój i każdy rozjeżdża do swych domów.
Nad jeziorem powidzkim

Podsumowanie
Zarówno Mariusz jak i ja poprawiliśmy swoje rekordy w dniu (moja wynosi 235km), pogoda dopisała w 100% mimo towarzyszących obok nas granatowych ciemnych chmur i osiągneliśmy cele dzisiejszej wyprawy. Niech żałują Ci, którzy nie chcieli / nie mogli, bo było świetnie. :)
Filmy wstawię późnie na moim głównym blogu.
Tedy to chyba nie przejada


height="405" width="590" frameborder="0" allowtransparency="true" scrolling="no" src="https://www.strava.com/activities/329550324/embed/c421837221e68eb5dca098c6429ef1989b6b32d3">

57/2014 Puszcza Zielonka + WPN (Ring Poznański)

Sobota, 5 lipca 2014 · Komentarze(1)
Kategoria > 200
Uczestnicy
Czas na nadrobienie zaległości rowerowych. Nie mam tyle czasu co kiedyś lecz nie narzekam i staram każdą możliwą chwile przeznaczyć na rower. Tym razem postanowiłem caly dzień spędzić na rowerze, szukając kierunku dokąd mógłbym się udać. Nie spieszno do domu, więc mogłem zaszaleć jadąc przez Puszczę Zielonkę, WPN i Kórnik. 
Skrzynkę trza dorwać :)
Namówiłem kumpla pracy na tą wycieczkę startując tuż po 5 z gnieznieskiego rynku śmigając w stronę Pól Lednickich. Dalej na Dziewiczą Górę i przez Bolechowo w stronę Biedruska. Tutaj kumpel zasygnalizował, ze nei jest w stanie dojechać  klejnych 100km, więc obraliśmy kierunek PKP POznan Garbary czyli z Biedruska przez Morasko i długiee Piątkowo. 




Ja z kolei chciałem jechać dalej lecz nie wiedziałem jak wrócić do trasy Pierścienia Poznańskiego. Wziąłem Garmina i telefon do ręki i po krótkim looknięciu znalazłem trasę rowerową nad jezioro Lusówko. Trochę dalej niz się spodziewałem ale przynajmniej pozwiedzałem Poznań i okoliczne gminy. W Dopiewcu spotykam JPBike'a który mnie odprowadza do Dopiewa, gdzie wyjaśnia mi 2 możliwe drogi powrotu: przez Mosinę albo dalej Ringiem Poznańskim.

Jeszcze nie miałem przjemności przjechania Ringiem tej części Wielkopolski, więc po odpoczynku pod sklepem ruszyłem dalej. Trzeba przyznać, ze była to niezwykle trafna decyzja. Jadąc Ozami i lasami natrafiłem na dośc ciekawe miejsce, będącym fenomenem w tej części Polski. A mianowicie górskie źródełko w Żarnowcu, które uratowało mnie prze totalnym padem w panującym upale. Niesamowicie zimne ale rześke powietrze w okolicy źródełka :) Kilka kilometrów dalej postanowilem zjeść obiad, który przygotowała A. :)







Dalej przez Stęszew mijam jezioro Witobelskie i praktycznie wjeżdzam do Wielkopolskiego Parku Narodowego, gdzie kieruję się nad Góreckie, by singletrackiem dojechać na Osową Górę. Osowa Góra była oblężona, rozstawione leżaki na miniplaży, mnóstwo aut więc odpuściłem sobie i podjechałem pod Dino. Dalej śmignąłem przez Puszczykowo, Kórnik i Środa Wlkp.



62/2013 | Z wizytą w Obrzycku - kolejna życiówka

Niedziela, 14 lipca 2013 · Komentarze(11)
Kategoria > 200
Uczestnicy

W nocy z soboty na niedzielę wpadłem na pomysł by skoczyć na Morasko - w tej sprawie odezwałem się do Anks, która zna tamten fyrcel. W odpowiedzi otrzymałem jeszcze lepszą propozycję - dojechać do Obrzycka, celem obczajenia terenu nad Wartą.
Przejrzałem mapę, dorysowałem potrzebne trasy i wgrałem do telefonu. Jedynie prognoza pogody nie zapowiadała się zbyt ciekawie; wmordewind na pozimie 6-7m/s i przelotne deszcze. Ale słowo się rzekło, pobudka przed 6, śniadanko i ostatnie sprawdzenie prognozy pogody, a potem wio na poznań, standardową i raczej najkrotszą trasą. Pomimo wmordewindu, do samego Poznania dojechałem stosunkowo szybko, raz czy dwa razy spojrzałem do Locusa, żeby obrać właściwy kierunek. Tuz przy krzyżówce Chartowo/Dymka miałem niespodziewaną kontrolę policyjną, niczym poszukiwany przestępca. Sprawdzono czy rower i telefon nie zostały skradzione i czy nie jestem poszukiwanym Cyklistą :D. Ogólnie całą sytuację opisałem u siebie na blogu.
Po kilku minutach sprawdzania i rozmów z przedstawicielami prawa, w końcu ruszyłem pod blok Anks i ustaliliśmy dalszy przebieg wspólnej wycieczki rowerowej. I odtąd do samego Obrzycka już ona prowadziła / nawigowała ;-). Po drodze zaliczyliśmy Tesco Extra, kupując banany na całą wycieczkę i oczywiście... narzekałem jak bardzo kocham jeździć po mieście; nonstop światła, zjazdy, podjazdy, kostka bauma, płytki chodnikowe, mamusie z wózkami, biegacze itp.itd ;) Ale na szczęście obyło się bez ofiar w ludziach i sprawnie wyjechaliśmy z centrum na Morasko w kierunku Biedruska. Piachów nie lubię, ale nie było tak przesadnie źle, w wielu przypadkach trzeba było podprowadzać ale tak to drogi szutrowe i polne były dość przejezdne. Ale za to jakie piękne krajobrazy tuż za Poznaniem! Typowy rolniczy krajobraz z enigmatycznie pofałdowanymi zbożami.
@Anks we wsnej osobie
Singielek Im gębiej tym lepiej (Morasko) Na poligonie Wszedzie piachy :P
Do Obornik dojeżdżamy drogą alternatywną do gęsto uczęszczanej z Południa na Północ naszego kraju DK11 i robimy przerwę na obiad w restauracji Zamkowa. a potem tylko jechać wzdłuż Warty do Obrzycka - czasem miałem wrażenie, że nie jestem w Wlkp, a gdzieś na pogórzu. Ruch samochodowy był naprawdę znikomy, ale niestety zmagamy się dość z silnym wmordewindem, skutecznie utrudniającym jazdę. :/ W pewnym momencie zaczęło mnie boleć prawe kolano, co zmusiło do zwiększenia obciążenia tego lewego.
Polska Szkoa Inżynierii Drogowej
Anks wyczaiła nieruchomy most kolejowy nad Wartą w okolicach Stobnicy, należący niegdyś do linii Oborniki - Wronki, a sponsorem całej linii był hrabia Raczyński, który był właścicielem pobliskich dóbr. O tym możecie przeczytać tutaj, ja zaś dopiszę, że most jest w opłakanym stanie i to tak bardzo, że porównując do tego z Dębna (budowany w podobnym czasie) jest nówka funkiel. A mimo to, tutejsza młodzież i tak siedziała na murze pod przęsłami.
By @anks Samojebka w wykonaiu @anks ;-) To także ;-)
Jadąc przez Zieloną górę trafiamy do celu dzisiejszej wycieczki czyli Obrzycko-Zamek, położone tuż nad Wartą, niczym Pyzdry. Znajduje się tam pałac Raczyńskich, wybudowany w II poł XIX wieku, z dostawioną charakterystyczną wieżą zegarową. W obecnej chwili jest własnością UAMu i tutaj urządzono Dom Pracy Twórczej i Wypoczynku czyli defacto organizowane są sympozja, zjazdy czy konferencje oraz imprezy na świeżym powietrzu. Trzeba przyznać że okolica jest bardzo zadbana, a całość dopełnia groźna i wciąż szeroka Warta - nie było widać jej koryta. Z tablic informacyjnych wyczytaliśmy jeszcze o pałacu w Kobylnikach, ale z uwagi na późną porę, musieliśmy odpuścić.
@Anks w akcji ;-)
Obieramy powrotny kierunek, całe szczęście wiatr się nie odwrócił i wiał w plecy, co wyraźnie przełożyło się na średnią prędkość, a także mniejszy ból kolana (tzn. większa kadencja). Właściwie nie wiem kiedy, ale dość szybko dojechaliśmy do Brączewa, przez które przebiegały niegdyś tory (dziś zdemontowane) linii Wronki - Oborniki i docieramy do mostu. To nie był dobry pomysł na sesje zdjeciowe.
"Zakaz? Jaki zakaz?"
Jadąc w kierunku Szamotuł leśnymi duktami, zauważyłem że na mapie jest droga pozwalająca mi na odbicie na DW187 w kierunku Obornik, a dalej do Murowanej Gośliny. Z wiadomego powodu, średnia prędkość nie schodziła poniżej 27-30km, przez co z biegu zdobyłem ponownie Obornik,i a niewiele później wspomnianą Murowaną Goślinę, którą pamiętam z zeszłorocznego wypadu. Tutaj pozwolę na taką refleksję; ponieważ trasa Szamotuły - Oborniki była dość obfita w ścieżki rowerowo-piesze, co się bardzo chwali, to jednak ich wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Tak wiele, że mogę podsumować poniższym filmem:
W Murowanej Goślinie zatrzymuję się na rynku, by zrobić sobie kolację; banany, kanapki, cola + izotonik. Ostatni raz spojrzałem do Locusa, by sobie odświeżyć pamięć, jak to się jechało przez Zielonkę, Bednary i Pobiedziska. Puszcza okazała się łaskawa dla mnie i pomimo wilgoci to jednak trasa nie była obfita w owady czy błota. I tak tuż po 22 zameldowałem się w domu, marząc o gorącym prysznicu, świeżo ugotowanym ryżu i … spać, bo niestety spałem tylko/aż 3h..
W Zielonce Żegnaj Puszczo, do zobaczenia wkrótce!
Kolejna ponad 200tu kilometrowa i rekordowa wycieczka, pełna pozytywnych wrażeń, z pięknymi krajobrazami, poniekąd realizująca moje cele czyli zwiedzić Wlkp wokół Warty. Teraz pozostaje dać odpocząć kolanom, przejrzeć i wyczyścić rower.
Dzięki Anks za towarzystwo! Czuwaj.
Pozwolę na mala reklamę. Jeśli spodobay się zdjęcia w wykonaniu @Anks, to zalajkujcie @Anksfoto na Fejsuniu :).

59/2013 | Wielkopolsko-Pałuckie zwiedzenia z rekordem.

Sobota, 6 lipca 2013 · Komentarze(8)
Kategoria > 200
Uczestnicy

O Wapnie
niegdyś wspominał Uziel i postanowiliśmy sobie wpisać to miejsce jako cel w tym sezonie. Rano dostałem smsa od Uziela - początkowo miałem wątpliwości, ponieważ jeszcze 2-3 dni temu miałem dość wysoką gorączkę i przebywałem na L4 ale... czułem się już na siłach, więc odpowiedź była pozytywna. W międzyczasie napisałem smsa do chłopaków z Gniezna, wstępnie Marcin wyraził gotowość w ciągu godziny - pasowało.

Szybkie szykowanko, sprawdzenie roweru po dłuższej przerwie i jazda do Uziela, by potem zatrzymać się pod Biedronką w celu uzupełnienia zapasów na drogę. Tuż po wyjeździe z miasta czułem delikatny chłodny wiaterek wiejący z północy - także pasowało mi. Dałem znać Marcinowi, że jesteśmy w drodze i w sumie dość szybko i sprawnie docieramy do punktu spotkania na wlocie do I Stolicy Polski. Pałeczkę przejmuje Marcin, który wyprowadza nas z Gniezna, wzdłuż obwodnicy, obok miejskiego stadionu i oczywiście poprzez Wenecję.



I zaczęły się pierwsze podjazdy wraz z pięknymi krajobrazami, które będą nam towarzyszyć aż do końca wycieczki. Od czasu do czasu Uziel dzieli się z nami wspomnieniami z wycieczki sprzed wielu wielu lat - popierdalał wtedy szosówką, która zresztą do dnia dzisiejszego jest na chodzie.


Pierwszy dłuższy postój zaliczamy tuż przed Janowcem Wielkopolskim (należący do woj. kujawsko-pomorskiego), raz po raz atmosferę psują przejeżdżające obok nas samochody. Janowiec wita nas remontem i kurzącym się nad drogą białym pyłem. Kurcze, trafiając na rynek stwierdziłem, że to biedne miasteczko, pełno ludzi pijących w południe piwka itp.

Chwila postoju na zdjęcia i cała naprzód w kierunku Wapnia. Idzie zauważyć zmianę krajobrazu na bardziej wyżynny, raz na górę, a raz w dół. I tak trafiliśmy do Wapna. Pewnie się zastanawiacie co takiego w tym Wapnie jest? W 1977 roku dochodzi do tragedii poprzez zalanie przez wody podziemne kopalni, wówczas zapadły się budynki w tym bloki mieszkalne. Będąc na miejscu robimy objazd po mieście, które żyje swoim tempem, ale z dala straszą budynki.


Nie wiem czy ryzykowaliśmy wjeżdżając na otwarty teren w pobliżu budynku ale stan opuszczonych budynków był tragiczny. Te wrzesińskie tonsilowskie budynki wyglądały na bardzo solidne.

Będąc w pobliżu jednego z nich, pozwoliłem sobie na eksplorację. Aż dziw bierze, że tyle złomu jeszcze tam było - niby biedne miasteczko...

Byłem pod wielkim wrażeniem konstrukcji, które przetrwały próbę czasu, zwłaszcza tych pochodzących z Górnosląskiego Zjednoczenia Hut Królewska i Laura.




I na koniec krótki materiał filmowy:


Powoli żegnamy się z Wapnem i ruszamy w drogę powrotną z wiatrem w plecy. Zaczynamy kolejny etap wycieczki czyli Tour De Europe. Zaliczamy stolice państw europejskich czyli Paryż czy Rzym, a nawet Mielno się znalazło. Warto nadmienić, że poruszaliśmy się po przepięknych terenach Pałuk.

Było Rogowo, gdzie przywitałem się z Dinozaurem, a także wymoczyłem nogi w jeziorze Kowaleskim - imho bardzo ciepła woda. I w końcu zaliczyłem te Gołąbki, które chodziły za mną kilka ładnych miesięcy. Muszę przyznać że nawet bardzo ładnie tam było.

W Trzemesznie zarządziłem mały postój na porządną ciepłą kolację, bo inaczej nie dojechałbym do domu. Uziel i Marcin wzięli po hotdogach ja zaś tortillę - nie była to taka tortilla z prawdziwego zdarzenia ale smakowała i nie była taka tucząca.

Z Marcinem żegnamy się tuż przed Witkowem, sami zaś po drodze przeżywamy rozmaite przygody od padniętych akumulatorów w oświetleniu, przez cholerne owady za Witkowem, a kończąc na wściekłym bernardynie, który chyba nie lubił cyklistów, nawet Uziela, psiarza.

Do domu zajechałem tuż po 22.00. Za długo nie siedziałem, wiedząc, ze zaraz będę musiał wstać, bo czekała na mnie kolejna atrakcja w postaci MP MTB - Żerków 2013.