Śnieg zimą ? Co to za przyjemna niespodzianka, prawda?
Oczywiście, nie wszyscy lubią śnieżne drogi czy późniejsze breje ale ja należę do tych osób, którzy lubią każdą porę roku i akceptują takie a nie inne warunki.
Zaś te nie były może idealne z powodu rozjezdzonego błota śniegowego (bo pługu nie było) i trzeba było liczyć się z poślizgami ale... dla takich widoków warto.
Po raz kolejny chciałem zrobić sobie wagary w pracy i wykorzystać ów pogodę na maksa.
W temacie dróg, paradoskalnie bezpieczniej jezdziło się na nie do końca odśnieżonych odcinkach na bocznych wiejskich drogach ale gdzieś z tyłu głowie miałem "uwaga lód pod spodem". Żadnych gwałtownych ruchów, przewidzieć następny i obserować wyprzedzających mnie "na zapałkę".
Dosłownie pół godziny później słońce schowało się za chmury i .. skonczyło się dobre. W mięczyczasie pod wpływem endorfinów i dobrego humoru robiłem krótką fotosesję
----- Sytuacja pogodowa z rana utrzymała się - na szczęście bez deszczowych niespodzianek. Niemniej, ryzyko wyjebki było duzo większe niż rano (głownie ze wzgledu na błoto pośniegowe) i tutaj trzeba było mieć obie rece na kierownicy. Najpierw zacinał mocno śnieg, potem przestało, by po chwili była powtórka z rozrywki ;-)
W ostatnich latach to styczniowy miesiąc przynosi duże mrozy. Tak też bylo i dzisiejszego poranka, gdy na garminie odnotowałem najniższą temperature: -10°C. Oczywisćie, dodając (ha matematyka ;-) bo samo urządzenie ciut zaniża i... w rzeczywistośći mogło być znacznie cieplej. Weekend dłużył mi się strasznie, ale nie z powodu braku rowerowej aktywności z przyczyn niezależnych ale jakże rodzinnych (bardzo bliske). Odpuściłem bieganie w ramach WOŚP, kręcenie w sobotę czy tez w niedziele.
Inne priorytety. Czas pokaże.
----
Poranna jazda była krótka, więc popracowa trasa była nieco wydłużona o brakujące 10km do mojej dziennej normy ~30km/dzień. Mocno dokuczał wiatr ale najważniejsze był dobry humor z racji dobrych wiadomości.
Głód kolejnych rowerowych kilometrów był tak silny ze ... nie przeszkadzała mi ta poranna sryta - jak to słusznie zauważył Maniek w rozmowie z CST. Widać doskonale gnieźnieński smog .... bo nie widać miejscowego PECu. ---- Powrót był ... nawet nie pamiętam całej tej jazdy po pracy. nie dośc ze wyszedłem późno z biura, to jeszcze brakowało mi siły na jakiekolwiek kręcenie.
Takiego przymrozku rano nie spodziewałem się - Garmin pokazywał ok. -8*C a w rzeczywistości było poniżej -6. Co prawda nie jest to początek wielkich mrozów (sprzed roku czy dwóch lat) ale zdecydowanie lepiej jechało się w takich warunkach niż w wilgotnych w okolicach zera.
Wstające tuż po 8mej słońce było fenomenalne, że aż żal było jechać do tej pracy. Wahałem się, czy nei wziąć urlopu na żądanie.. Ale obowiązki wzywały. Co do tematu smogowego, to pozwólcie, ze zachowam milczenie ;-) ----- Powrót do domu był trochę na dokrętkę ale w towarzystwie gwiazd, jakie wisiały nade mną . .. szkoda tylko, ze była delikatna mgiełka ale i tak było super.
Po sobotniej jezdzie czułem jeszcze ból nogi i dupska ale ... trening musi zostać odbyty, pomimo obecności małego wmordewindu. Szkoda, ze nie było tak słonecznie jak wczoraj, wręcz było wyraźnie chłodniej i trzeba było uważać, by od potu nie przeziębić się. Ciuchy nie wyschły po wczorajszym mokrym treningu, więc trzeba było poratować się wmordewindową kominiarkę. Podobno moze pomóc podnieść moje moce (predyspozycje oddechowe) ale póki co... nie mam mocy ;-( Trasa - choć kierunek ten sam - troszkę inna niż sobotnia to jednak męczyłem sie z wiatrem; wydawało mi się, ze wieje z południowego zachodu, to męczyłem się jadąc w stronę wschodu. Miałem dość... ale tzw. norma T-Kinga utrzymana. ;-)
Po kilkudniowej przerwie rowerowej znów wsiadłem na jednośladzie - tym razem szosa, pomimo względniej wilgoci, zalegającej na przybocznych ulicach Gniezna. Nie sposób było odmówić małego treningu w dzisiejszych warunkach pogodowych ale to sprawiło, ze zagotowałem się pod kurtką. nie lubie takiego uczucia. Trasa była podyktowana szosówce a kierunek wytyczył wiatr. Jak przebiegał trening? Ciężkawo, bo czułem obolałe mięśnie z czwartkowej siłowni ale mimo wszystko warto było ;-)
Po kilku dniach wolnego (zarówno od pracy jak i od roweru niestety) wreszcie wskoczyłem na swojego 2kolowego rumaka. Dzisiejszy poranek był świetny, złciste niebo okalało gnieznieńską katedrę a ja w międzyczasie miałem wyścig z Zetorem (co widać na zdjęciu nr 1). Miałem nadzieję, ze po pracy pogoda utrzyma się i... niestety ulewa swoje zrobiła. Najgorsze jest to, ze pora deszczowa ma potrwać raptem kilka dni. ---- Jakimś cudem w przerwie między świętami padłem ofiarą przeziębienia i zapalenia gardła .. Resztę to już siła wyższa dopisała. Także Nowy Rok rozpoczynam od zera, wyzerowany kilometraż i forma również :P ---- Przegapiłem wczorajsze Trójkowe Top Wszech Czasów i jestem zdziwiony, że Niemen jest niżej niż utwój Obywatela GC.
Tak czy siak, jedziemy z koksem... a i planów na ten rok nie mam żadnych ale po cichu licze na 70% zeszłorocznego kilometrażu.
Wygląda na to, że z przyczyn niezależnych ode mnie już w tym roku nie pojezdze sobie. Niestety przeziebienie i ból gardła nie odpuszcza na koniec roku, wiec to już jest koniec... nie ma już nic.
A tak poważnie to czas na podsumowanie AD 2017. Powyższa kompilacja zdjęć pochodzi z Instagramu ale w dużym skrócie można podsumować fotograficzny rok ;-) ----- Ten rok jest kapitalny, bo wreszcie zrealizowałem wieloletni plan, zakładający przekroczenie magiczną granicę 10 000 km w jeden rok. Trudno uwierzyć, ze takiego pucharku (osiągnięcia) na koncie jeszcze nie miałem a przecież jeżdżę nieprzerwanie od ponad 8-9 lat.
Na początku tego roku było absolutnie kiepsko i nic nie wskazywało na to, że udao sie dojechać do 10 000 km. Nie wspomnę, że jeszcze w kwietniu miałem praktycznie zerową (nawet ujemną) aktywność a zarazem chęć do kręcenia. Ale w końcu ruszyłem, powoli i konsekwetnie zdobywałem kolejne kilometry, robiłem zdjęcia i zgarniałem kudosy. Nie było gór w tym roku, nie pojezdziłem sobie świetnymi trasami na Gran Canaria i ominęły mnie kilka fajnych tripów ale i tak jest zajebiście.
Dzięki, ze czytacie moje rowerowe wypociny i komentujecie (mobilizujecie).
Czego bym sobie i Wam życzył? Aby Nowy Rok był równie rowerowy co ten a nawet lepie. :)
Zgodnie z przewidywaniami, w święta nie było chwili ani możliwości korzystania z roweru. I dobrze, bo w sumie mogłem odpocząć wśród bliskich mi osób; w zamian kilogramy przybyły i trzeba to w odpowiednim czasie zrzucic. Co prawda miałem wolny dzień w pracy, to jednak musiałem wstać rano i odprowadzić samochód do wymiany czołowej szyby, ktora dalej pękała. Dziś pogoda rewelacyjna, więc z przyjemnością zrobiłem rundkę jadąc w stronę Skorzecina ale odbiłem na Ostrowite Prymasowskie. Po czym do Gniezna wróciłem przez Trzemeszno i Strzyżewa.
Po raz ostatni w tym roku mam przyjemność pojechać rowerem do pracy. I nie jest to jakiś przykry obowiązek, bo ostatnio mam dobrą *tfu tfu* passę i nawet z żalem stwierdzam, że "to juz jest piątek". Pogoda z rana dopisała, choć wszystko skazywało na deszcz ze śniegiem.
-----
A ponieważ nie wiem, czy w nadchodzący weekend znajdę czas na rower, to już teraz pozwólcie, że zloże wam życzenia z okacji Świąt Bożego Narodzenia! :)
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger