Po nierowerowym weekendzie przyszedł czas na szybki i konkretny trening. I padło na Wał Wydartowski w wiosennym klimacie, gdyż dawno mnie nie było a widoki są zacne. Szkoda, ze tego samego nie można napisać o lokalnych drogach. Nie wiem jak niektórzy mogą tutaj ogarniać komy na zjazdach po tych dziurawych jak ser szwajcrskich drogach. Poprawiłem raptem kilka wyników i mogłem ze spokojem udać na zasłużony odpoczynek ;-)
Znów mnie burza wyrolowała i zamiast szosą to popykałem sobie MTB. Ale nie ma nic złego, co by na dobre nie wyszło, bo okoliczności przyrody były bardzo sprzyjające. Ot terenowa pętelka wokoł jezior.
Niby zapowiadali burze w godzinach wieczornych, to ta odpaliła na godzinę przed moim wyjściem z biura. Patrząc na wektor ruchu burzowych chmur stwierdziłem, ze ucieknę w stronę Trzemeszna i najwyżej wrócę mokrym asfaltem.
Burza przeszłą bokiem a ja spokojnie wróciłem do mieszkania. Trening wszedł na 100% ;-)
Oj złapałem lenia po wczorajszym wieczornym szosingu, więc na spokojnie dziś polatałem po okolicy Gniezna i po samym mieście. Najważniejsze, ze było bardzo ciepło, aż nawet za ciepło.
TFU TFU
podobno burze znów sie czają na południowych krańcach Wlkp.
Troche urwany dzień z cyklu miejski commuting ale .. to, co miałem załatwić na mieście, to zrobiłem. Przystanąłem na Wenecji, posiedziałem na ławeczce i ruszyłem do mieszkania z nadzieją na wieczorną rundkę. --- A jednak udało się wyrwać na małą szosową rundkę w stronę Kłecka z nawrotem na Gniezno przez ... Czechy. Muszę napisać, że droga na Kłecko jest wolna od TIRów z racji trwającego remontu mostu nad Wełną. Co więcej, na wysokości Kłecko Kolonia wymieniono nawierzchnię. Jestem z tego powodu bardzo kontent bo mogłem skupić się na jezdzie a nie na slalomie między niepoważnymi kierowcami.
Ruch ten został przekierowany m.in na odcinek Gniezno - Kiszkowo - Skoki, którym miałem sposobność wracać do mieszkania.. nie było tragicznie ale ... trzeba obmyślić alternatywne rozwiazania dla popołudniowego szosowania.
Już na początku tripu namęczyłem się z przebraniem z powodu zimnego wiatru a zarazem parzącego słońca. W koncu wybrałem odpowiedni zestaw i pośmigałem w stronę dawno nieodwiedzanego przeze mnie Skoja. Skorzęcin tętni życiem, niczym na kołobrzeskim molo. Wszak, mamy ciepły maj, więc ludzi co niemiara, zwłaszcza młodzieży z piwerkiem i fają w ręku. Pięknie było ale trzeba było zebrać się do drogi powrotnej. Objechałem sobie okolice jeziora Ostrowickiego. Jak widać wszędzie rzepak, więc #kolarstworzepakowe pasuje jak ulał ;-)
--- Za mną wolny dzień od kręcenia, który poświęciłem na szybki techniczny przegląd szosówki. Trochę roboty były przy czyszczeniu ramy, która była mocno zaniedbana ale z pomocą przyszedł m.in Plak i juz błyszczy niczym nówka sklepowa ;-)
Dziś na szybko wyskoczyłem w stronę Wrześni, gdzie odbywał się coroczny 21. już Rodzinny Rajd Rowerowy z ponad 7000 uczestnikami (+ niezarejstrowani). Z pewnoscią ta liczba robi wrażenie, bo nigdzie w Polsce takiej krytycznej masy nie odnotowano. Pogoda była nawet świetna, gdyby nie chwilowy deszcz, który złapał mnie na wylocie z Gniezna. Przeczekałem na stacji w Cielimowie ale w sumie i tak miałem mokre plecy czy buty od kałuży, stojących w koleinach na DK 15.
We Wrześni czekałem za Mariuszem i Krzychem, jadących z Trzemeszna ale nie miałem tyle czasu i poleciałem z powrotem do Gniezna. Tradycyjnie postój na Dalkach. I tym samym szosa do generalnego mycia ;-)
Dziś Święto Flagi RP, stosunkowo młode robocze święto narodowe, więc trzeba było to w sensowny sposób uczcić. Po wolnym - nierowerowym wczorajszym dniu - przyszedł czas na nieco dłuższą rundkę szosową po okolicy.
Gdzieś nad jeziorem Kłeckim, całkiem fajny widoczek w soczystej zieleni. Ta sama zieleń pięknie łączyła się z świeżą żółcią rzepaku - z tym o to krajobrazem kojarzy mi sie zawsze ciepła majówka. I tak właśnie powstało #kolarstworzepakowe.
Parę kilometrów dalej, tuż przy drodze S5 (dawny odcinek DK5), widać pozostalości Królewskiego Lasu po sierpniowej nawałnicy.
Zaskoczyła mnie pogoda, bo nie było słońca a temperatura była dużo niższa niż wczoraj i przedwczoraj ale ... wiaterek nie był tak tragiczny jak ów w poniedziałek.
Tak się złożyło, że nadchodzący tydzien jest wolny od wszelakiej umysłowej pracy, co z przyjemnością spożytkuję m.in. na szosowanie (o ile będą ku temu warunki pogodowe). No własnie, jazda w stronę Wrześni przez Czerniejewo była istną tragedią - to chyba jedna z najwolniejszych jazd na szosówce (nie licząc górskich etapów). Warunki jak na Fuercie: Gorący wiatr, palące słońce. Brakowało saharyjskiego piasku w zębach i wygasłych wulkanów jako góry . Z dużym opóźnienie zameldowałem się u rodziców.
Obawiałem się nieco powrotu do domu, bo warunki pogorszyły się (znaczy się zapowiadali burze) ale wiatr nadal solide dmuchał i ciskał. Miałem do wyboru: Gniezno albo Trzemeszno i wybrałem to drugie z racji przyjającego wmordewindu w plecy. Była to okazja do poprawienia kilku rekordów (i zgarnięcia pucharków). We Wrześni trwały przygotowania do muzycznego weekendu, w których kolejny raz nie biorę udziału. Miałem dokręcić do 100km ale ... dojechawszy do Trzemeszna straciłem zapał na dokręcenie zaledwie 10km :P ...
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger