Coś ostatnio mam zniżkę formy i coraz częściej wygrywa niechcemiś ale z racji wolnego wieczoru w piątek, wyskoczyłem sobie na przejazdkę po okolicy. Najpierw na lody z dziewczyną a potem w stronę Kiszkowa, załapać trochę świeżego powietrza i nacieszyć się widokami dojrzałego lata.
Trasa dzisiejszego biketripu wyszła mi inna niż planowana ale przynajmniej poznałem nowe skróty, które z pewnością wykorzystam w niedalekiej przyszlości.
Wracając przez Mieleszyn nadziałem na kolejny przykry widok ostatnich nawałnic. Był las i go nie ma teraz.
Z racji dobrej pogody w godzinach popołudniowej, wyskoczyłem na szosowy rekonesans w rodzinnych stronach. Zobaczyć na własne oczy to, co sie stało po pamiętnej nawałnicy z 11 sierpnia. To ciąg dalszy poprzedniego rekonesansu ale tutaj serce jeszcze bardziej zabolało. Tuż za Czerniejewem a dokładnie Noskowem zaczyna się to, czego się bałem; fragment lasu zmienił się nie do poznania. W powietrzu czuć zapach spalin pił motorowych, duchota jako pamiątka po piątkowej nocy. Ilekroć tamtędy przejeżdżałem, to zawsze narzekałem na kiepską jakośc drogi ale tym razem nie zwarałem uwagi na to.
Im głębiej w "las" tym gorzej:
Pojechałem wyasfaltowaną ścieżką rowerową wzdłuż zalewu wrzesińskiego, nad którym też nieźle zaszalało. Aż dziwne, że zabytkowy kościółek drewniany na Lipówce był nietknięty.
Zatrzymałem się na mieście, zamówiłem coś do jedzenia i obrałem kierunek na Gniezno z zepsutym humorem.
Wolny dzień od pracy, więc idealny moment aby się wyspać i po obiedzie wyruszyć na rowerowy spacer po okolicy. W tym przypadku, standardowo do Trzemeszna i powrót do Gniezna. Cieplutko aczkolwiek czuć, ze jesień się zbliża; szybciej zmrok zapada, robi się chłodniej...
Wolny poniedziałek przeznaczyłem - jakże inaczej - na biketripa w towarzystwie Uziela. Aczkolwiek nie byłem pewien, czy plan dojdzie do skutku ze względu na możliwą pomoc rodzicom przy wycince drzewa.
Plan był prosty: 200 km po mniej znanych drogach. a jako miejsce spotkania obraliśmy Kostrzyn Wlkp (na krzyżówce z światłami) Kilometraż wyszedł podobnie ale ja tradycyjnie zaliczyłem spóźnienie. Tuż po spotkaniu, zaliczylismy biedronkę i z napełnionymi kieszeniami batonikami i piciem udaliśmy się w stronę Kórnika a dalej do Śremu.
W Śremie zrobiliśmy postój na kolejne uzupełnienie paliwa w bidonach i zmieniliśmy kierunek: Klęka i dale Żerków.
W Żerkowie w Dino - jak na porę lunchu przystało - kupiliśmy sobie paczkę kabanosów, kilka bułek i banany (niemal jak dieta Małysza). To był ostatni (no prawie) dłuższy postój ale nie sposób było odmówić postoju na punkcie widokowym. A tam niespodzianka, bo nie było widać z powodu wysokiej kukurydzy - czyżby to zemsta jakiegoś miejscowego rolnika albo brak wyobraźni jegomościa? W każdym bądź razie wyszło dość śmiesznie.
Tradycyjnie też był szybki zjazd do Śmiełowa, tym razem video z warstwami info:
Trochę mi się śpieszyło, dlatego nie robiliśmy żadnych postójów po drodze. Z Uzielem pożęgnałem się we Wrześni a sam pognałem na kolacyjkę do Gniezna, gdzie czekała za mną Asia :).
Konkretna szosowa wyrypa, choć wiaterek szkodził delikatnie.
Sobotni dzień spędziłem na uporządkowaniu rodzinnej działku poprzez usunięcie leżących drzew, gałęzi etc. Liczyłem się z ewentualnymi stratami ale na szczęście braku prądu i kilku(nastu) drzew skończyło. Ale patrzać na to, co się stało z czerniejewskim lasem i po części królewskimi (a potem na Kaszubach) to ... mieliśmy szczęście.. ogromne.
Gniezno i Września były mocno poszkodowane, widać to na zdjęciach i materiałach video, nakręconych przez amatorów i profesjonalistów (w tym z drona). Maniek udokumentował to już podczas sobotniego tripu zaś Uziel drogą prywatną przesyłał zdjęcia z pobojowiska (Małpi Gaj czy park im. Piłsudskiego przestał istnieć)
Dlatego też w niedzielne przedpołudnie postanowiłem zrobić własny rekonesans i w tym celu pojechałem pozdzwiedzać pobliskie gnieźnieńskie cmentarze, park miejski i w stronę Cielimowa i Żydowa, gdzie trwało udrożnienie drogi.
Dojechawszy do Żydowa obrałem kierunek Trzemeszno, gdzie nie było żadnego śladu piątkowego Armagedonu. Do Mieszkania wróciłem wieczorową porą, będąc pod wrażeniem szkód, jakie wyrządziła burza.
Coś wisiało w powietrzu, zapowiadali ostrą burzę w ciągu dnia ale wszystko przesunęło się na godziny wieczorne. Razem z Asią po pracy wyjechaliśmy poza miasto, by zobaczyć nadchodzący armagedon. Pierwsza myśl: ee to pewnie zwykła burza (choć z radaru wynikało jedno: bardzo energetyczna burza). Na zdjęciu z wyżej widać poświatę - w trakcie robienia panoramy pojawiła się błyskawica.
Po drodze wstąpiliśmy do Biedronki, właściwie Asi trochę zeszło a z każdą minutą alertów burzowych było coraz więcej... Gdy wreszcie Asia wyszła, po kilkuset metrach ujrzałem za siebie i zobaczyłem nadchodzącą wielowarstową burzę.
Mówię, bedzie ostro.. gdy montowałem kamerkę na balkonie (timelapse), moim oczom ukazało się takie monstrum:
Wspomniany timelapse:
BYła prawdziwa jatka, może nie tak jak na Kaszubach ale w pobliskch lasach było ostro. Kilka ujęć burzy:
Ot standardowy standardowy szosowy trening oraz test nowego komputerka GPS. Częściowo odcinkiem tegorocznego POznan Bike Challenge, które odbędzie się we wrześniu.
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger