Od samego rana pogoda niepewna a drogi mokre, wiec nie pozostało nic innego jak tylko zalozyc blotniki na szosę i dzida do pracy. Tradycyjna trasa do / z pracy. Niedługo rowerowe maintenance. w koncu ;-)
Od samego rana niezły armagedon z wiatrem, ledwo w pionie utrzymałem rower do momentu zmiany kierunku jazdy. Potem było bardzo szybko. Jeśli chodzi o deszcz czy tam śnieg, to "ta" przyjemność mnie ominęła. Po pracy też "prawie" ominęło mnie co widać na powyższym zdjęciu.
Dziś powtórka z poniedziałkowej trasy. Myślę, że to bedzie optymalna trasa na poranny rozruch zwojów. Najlepsze z tego jest moment wyprzedzania wszystkich aut, stojących w korku - przejazd kolejowy na Winiarach zamknięty ;-)
Wreszcie piątek.. i w koncu nie pada ale za to troszke wieje i temperatura jest jeszcze na minusie. Zabieram szosówkę i wybieram krótki wariant dojazdu do pracy w trakcie którego konczę pierwszego audiobooka w tym roku.
Mowa o 4godzinnym tygodniu pracy i wbrew pozorom nie chodzi o to, zeby pracować przez 4h w tygodniu. Kontekst książki Tima Ferrissa ma szersze znaczenie i zupełnie inaczej podchodzi sie do tematu bogactwa. Przede wszystkim Tim zwraca uwagę na możliwości, jakie mamy pod ręką, nie są w pełni wykorzystane: dbanie o budowanie relacji w offline, delegowanie zadań (czas jest najcejniejszym kapitałem), Lista TODO czyli priorytety czy umiejętność postępowania wg. zasady Pareto (20% naszych działań generuje az 80?ektów).
Kołczing z pełną gebą ale w wielu kwestiach otworzyło oczy i zacząłem zwracać uwagę na nie.
---
Po pracy była dłuższa wolna chwila na pokręcenie korbą. Wiaterek zniechęcał ale mając "na słuchawkach" kolejne ciekawe podcasty, jechało się fajnie. Najpierw odcinek Tygodnika Powszechnego o Kubie Błaszczykowskim a potem 2 kolejne 7 metrów pod ziemią: życie tęczowych rodzin w Polsce oraz o praca na luksusowych jachtach. Swoją drogą to był piękny zachód.
Od samego rana padało i padało a głód rowerowy trzeba w jakimś sposób zaspokoić. I se pojechałem do pracy rowerem. Fakt, że byłem uwalony błotem jak świnia ale przynajmniej poziom endorfin znacząco wzrósł.
Poniedzialkowy poranek zaczął się bardzo wcześnie i to była okazja do dłuższej trasy po pracy. Na zewnątrz była wszechobecna mleczna mgła, ograniczając widoczność miejscami do 100m. Szybko przekonałem się, ze jest też ujemna temperatura (szadź na spodenkach, kurtce czy lampkach).
Zdarzył sie tez mały wypadek. Mogło skończyć się źle. Otóż wyje..lem sie na dziurze, którą nie zauważyłem przez psa. Straty to rękawiczki do naprawienia (a dopiero co nowe kupiłem :P) oraz bede musiał pomyśleć o zmianie owijki. Zaś koła o dziwo proste. W pracy zorientowałem się, ze obdarłem skórę i zaczęła mnie boleć szyja.
Po pracy zoirentowałem sie, ze tylne koło jednak oberwało i trzeba bedzie na szybko ją wycentrować...
Pomimoo wszystko - poranek był świetny. bezwietrzne warunki, tajemnicze światła.
Zapowiada sie słoneczny dzień, więc nic nie stanęło na przeszkodzie aby wziąć szosówkę. Szkoda tylko ze ... tak znów ten wmordewind, który zmusił mnie do zmiany trasy na krótszą i mniej męczącą pod wiatr. Dalej słucham audiobooka i zbliżam sie do końca. --- Po pracy również mała rundka ale tym razem nie słuchale nic. a to dlatego że byłem wkurwiony na kierowców i ich lekkomyślność.
I po weekendzie, trzeba wiec tygodniowy limit na nowo nakulać. Zastanawiałem się nad pojazdem ale uznałem ze skoro pogoda ma być taka se, to wezmę na wszelki wypadek MTB.
Na gnieźnienskich Łazienkach ktoś odważył na chodzenie po niepewnym lodzie. Co prawda temperatury oscylowały na granicy 0C to mimo wszystko komuś sie pokickako zdrowo z pojęciem odwaga. Bo to jednak głupota.
Po pracy okrutny wiaterek wiał, więc nie ma co - wróciłem szybciutko do domu. Bo jakoś tak brakowało chęci na jazdę w takiej szarudze. ---- Z innych rutyn to dale słucham audiobooka o 4.godzinnym tygodniu pracy i im bliżej końca materiału, tym więcej ciekawych zagadnień. No i odkurzyłem e-czytnik bo chciałbym min 1 książkę na miesiąc skonczyć. :)
Uwielbiam śnieg, który jeszcze leżał od niedzielne / poniedziałkowego opadu. CO prawda, większość to zamarznieta skorupa śnieżna a na lokalnych dróżkach było dość ślisko, to nie zaliczyłem gleby. Widoki z rana były wprost przepiękne.
Kolor wchodzącego słońca. To jest właśnie to.
Z innej perspektywy ;-)
Po pracy prosto do domu, bo trzeba było zaopiekować się Synkiem na czas nieobecności mamy. Dajemy radę.
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger