Nie zastanawiałem się nad celem dzisiejszej wycieczki. Chciałem pokonac 100+ km, wykorzystując wciąż ciepłą i piękną złotą jesień. Mentalnie to było jedno z najcięższych, z jakim miałem do czynienia ale mając doborowego towarzysza, było nieco łatwiej. Dzięki Arturze.
Przy okazji rozwiązała sie zagadka, skad tyle motocykli na drogach było. Okazało się ze ówczesna neidziela to wielki koronny zlot motocyklistów, zamykający sezon 2018.
Przyjechało nowe kółko i musze przyznać ze wreszcie kreci jak powinno. Po zamontowaniu kasety, opony zabrałem sie za pierwszą testową jazdę. A skoro mamy wrzesień to czas na dożynkowe imprezki.
No i otworzyli Decathlon w Gnieźnie ale po wizytacji stwierdzam, ze bieda az piszczy. Tradycyjnie w weekend zaplanowałem dłuższy trip. Tym razem do Wapna i pokręciłem troszę po tamtejszych okolicach wracajac zupełnie innymi dróżkami. Link do trasy
Urlop Urlop i po urlopie. Tak można podsumować moją przerwę rowerową. Ale jak tylko wróciłem do pracy, to wziąłem sie za moje rowerowanie. I tak pośmigałem po zielonej okolicy szosą
by na drugi dzień porządnie się wkurwić na pękniętą szprychę (i to nie byle jaką)
Jakoś dojechałem ale wieczorem okazało się ze problem jest nieco poważniejszy
Jako, że koło było na gwarancji to oczywiście odesłałem... i zostałem przez conajmniej tydzien bez koła. A szkoda bo chciałem przetestować nowy zakup:
Urlopowy gorący tydzień na przełomie lipca i sierpnia. Trwały przygotowania do wakacyjnego wyjazdu (nierowerowego), poprzedzone licznymi rodzinnymi sprawami.
Były głównie 2 poranne treningi jako remedium na upały, jakie nawiedziły nas na przełomie lipca i sierpnia. DO tego stopnia ze trzeba było zaliczyć pobliskie jeziorka. ;-)
Miło jest wrócić do "normalnego" nabijania kilometrów przy jeszcze normalnej pogodzie. Obawy po wczorajszej jezdzie poszły w niepamięc, więc czas nadrobić choć troche zaległości. Miałem ogromny apetyt na Grande Fondo, więc ... zaplanowałem nieco dluższą niż zazwyczaj traskę. I tak o to m.in. pojechałem w stronę Kiszkowa, by odbić w stronę Charbowa.
Polubiłem tamtejsze okolice ze względu na dobrą jakość asfaltu i delikatnie nawiązanie do zeszłorocznego BChallenge. Pierwszy postój przypadł w otoczeniu lipowej alejki z widokiem na pole pełne maków. To kolejny piękny symbol wiosny ( a moze juz lata?). Dalsza droga przebiegała przez Mieleszyn i Modliszewo i im bliżej setki tym gorzej. Zauważalnie forma spadła ale też temperatura poszła mocno do góry. było bardzo bardzo ciepło.
Aż za ciepło.
W kazdym razie Majowe Grande Fondo zaliczone i mogłem z czystym sumieniem jechać do Mamy.
Gdy tylko wykaraskałem sie z domowych obowiazków, uciekłem na szosę. Wstępnie umówiłem się z Uzielem na spotkanie w Kostrzynie Wlkp, gdzie troszke się naczekałem. W ramach przymusowego postoju objeżdżałem lokalne dróżki
Po krótkim powitaniu i zakupie w Biedrze, udaliśmy się w stronę Wrześni przez Gułtowy i Targową Górkę. Pod Wrześnią odłączyłem się w kierunku rodzinnego domu, gdzie czekała za mną porcja prac. Jednocześnie umowiłem sie na wieczorną rundkę - jeśli będzie taka chęć. Jak widać, była ;-) Niemniej zrobiło się chłodno i trzeba było założyć rękawki i oczojebną kamizelkę. Tak właśnie zdobyłem pierwsze w tym roku Grande Fondo ;-) a zarazem nie odczuwałem dyskomfortu związanego z kregosłupem - pobolewał od dłuższego czasu.
Mając wolną sobotę - jedno z ostatnich cieplejszych dni - pojechałem sobie pozwiedzać kilka gmin w odrębie 3-4 powiatów; najpierw solo a potem w towarzystwie Uziela. Przyznam, że miałem w planach 150km+ ale jak zwykle zabrakło mi chęci.
Wpadłem w odwiedziny do rodziców, skorzystając z zaproszenia na obiad i kawę. Po krótkim odpoczynku (trochę wmordewind mnie wymęczył) pojchałem w stronę Wrześni, gdzie czekał za mną Uziel i razem pojechaliśmy w stronę Strzałkowa nową DDR aż do Gonic, gdzie przed Stawami trzeba było włączyć się w ruchliwą drogę DK92. Dużo większy spokój panował między Strzałkowem a Witkowem.
Za Witkowem obserwujemy piękne zachodzące słońce i wjeżdżamy na chwile do Skoja.
Po chwili rozdzielamy się - Uziel w stronę Wrześni a ja do Trzemeszna przez Bieślin i Zieleń. Niezwykle udana sobota. mimo wmordewindu.
Wrzesień to kolejny miesiąc z tysiącem kilometrów na koncie - czego osobiście się nei spodziewałem.
Do mojej granicy 10 000km jeszcze brakuje ale w porównaniu z poprzednim podsumowaniem - niewiele ponad 1400km.
JESZCZE 1400km!!! Jeśli tylko pogoda pozwoli, to ... będę co opijać ;-) Tymczasem trzymajcie kciuki.
ps.: ja wiem, ze 10 000km to w opinii kilku osób malo ale ... cóż ... ;-) dla mnie to dużo.
Niedzielny poranek spowiła gęsta mgła ale im bliżej południa, tym większe rozpogodzenie i z czystym sumieniem mogłem wziąć szosówkę. Umówiłem się z Uzielem na spotkanie w Witkowie, po czym udaliśmy się na molo w Skorzęcinie. Tego dnia było sporo ludzi, co jest zrozumiałe ze wzgledu na pogodę. Dalej do Trzemeszna wróciłem w pojedynkę przez Bieślin i Zieleń.
Po obiadku nastąpiła najprzyjemniejsza jazda z serii #kolarstworomantyczne w towarzystwie Asi.
Najpierw była wycieczka do Biedronki a potem kółko: Trzemeszno - Jastrzębowo - Kruchowo - Trzemeszno. Szkoda ze pogoda sie zepsuła popołudniu; tzn zabrakło słońca
Wieczorem nastąpiło rozpogodzenie i ... skorzystając z przyjających warunków do Gniezna wróciłęm na szosie. A mając nowe oświetlenie, w które ostatnio zainwestowałem, nie bałem się powrotu po ciemku.
Przywiozłem kolejny medal z Bike Challenge na dystancie (uwaga: pełnym dystancie) 120km! Na swoim blogu subiektywnie zrelacjonowałem zarówno przebieg wyścigu (z którego jestem zadowolony) jak i samego klimatu (opóźnienia, bieda strefa Finiszera) - klik na bloga
W skrócie:
* 60km: 01:40:11
* 120km: 03:24:58
* MIejsce: 649 / 1514 (w kat wiekowej 19-34 230)
W porónwaniu do zeszłego roku byłem dużo szybszy, osiągnąłem 2 cele: dojechać do mety w jednym kawałku (ze wzgledu na pogode i liczbe kraks) i zejść poniżej 3:30 (a najlepiej poniżej zeszlorocznego czasu).
Wolny poniedziałek przeznaczyłem - jakże inaczej - na biketripa w towarzystwie Uziela. Aczkolwiek nie byłem pewien, czy plan dojdzie do skutku ze względu na możliwą pomoc rodzicom przy wycince drzewa.
Plan był prosty: 200 km po mniej znanych drogach. a jako miejsce spotkania obraliśmy Kostrzyn Wlkp (na krzyżówce z światłami) Kilometraż wyszedł podobnie ale ja tradycyjnie zaliczyłem spóźnienie. Tuż po spotkaniu, zaliczylismy biedronkę i z napełnionymi kieszeniami batonikami i piciem udaliśmy się w stronę Kórnika a dalej do Śremu.
W Śremie zrobiliśmy postój na kolejne uzupełnienie paliwa w bidonach i zmieniliśmy kierunek: Klęka i dale Żerków.
W Żerkowie w Dino - jak na porę lunchu przystało - kupiliśmy sobie paczkę kabanosów, kilka bułek i banany (niemal jak dieta Małysza). To był ostatni (no prawie) dłuższy postój ale nie sposób było odmówić postoju na punkcie widokowym. A tam niespodzianka, bo nie było widać z powodu wysokiej kukurydzy - czyżby to zemsta jakiegoś miejscowego rolnika albo brak wyobraźni jegomościa? W każdym bądź razie wyszło dość śmiesznie.
Tradycyjnie też był szybki zjazd do Śmiełowa, tym razem video z warstwami info:
Trochę mi się śpieszyło, dlatego nie robiliśmy żadnych postójów po drodze. Z Uzielem pożęgnałem się we Wrześni a sam pognałem na kolacyjkę do Gniezna, gdzie czekała za mną Asia :).
Konkretna szosowa wyrypa, choć wiaterek szkodził delikatnie.
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger