Dzisiejszy trip, pomimo sporego wiatru, wyszedł całkiem sympatycznie. Głównie ze względu na wiosenną aurę, jaką zastałem rano. Pomysł wyklarował się w trakcie sobotniej pracy przy budowie w towarzystwie Uziela (dzięki!) z jednym zastrzeżeniem: czy będzie mi się chciało / będę miał siły ;-)
Do Wrześni jakoś dokulałem się, a w stronę Pyzdr dojechałem wspólnie z Uzielem, stosując zmiany w mini-peletonie. Nastąpił mały postój nad Wartą w tym pięknym otoczeniu
Zdarzały się betonówki ;-)
Do Czeszewa jechało się .... jak to pod wiatr. po zmianie kierunku - bo z południa na pólnoc - było wręcz zajebiście :) O taką niedzielę walczyłem.
Gdyby ktoś się pytał, czy nie boję się jezdzić DK15 w stronę Gniezna, to odpowiem: nie. A to dlatego, ze w niedziele ruch jest zdecydowanie mniejszy niż w pozostałych dniach.
Duże zachmurzenie, 6°C, Odczuwalna temperatura 2°C, Wilgotność 68%, Wiatr 8m/s z PłdPłdZ - Klimat.app
Tradycyjnie dzisiejszym celem był cmentarz i grób śp. Taty w towarzystwie Uziela. Pogoda byla iście piękna ale wiatr wiejący ze wschodu troszkę utrudniał dzisiejszą jazdę. Ot taka niedzielna rutyna ale zdecydowanie wolałbym odwiedzać Go w domu... Życie.
Dzisiejszy trip wyszedł całkiem fajnei, na luzie bez żadnych napinek. Free ride.
Urlop ma się bardzo dobrze i po doprowadzeniu do ładu mojego MTB, postanowiłem wyskoczyć na szosową rundkę z jednym ważnym celem. Cmentarz. W najbliższym czasie bede przebywał poza rodzinnym regionem.
Nad Wartą było pięknie, choć susza daje we znaki. nie tylko po obniżonym poziomie rzeki ale także po wysuszonych łąkach - zwykle zielonych. Pogoda - jak widać na zdjęciu - dopisała ale im bliżej południa, tym większe zachmurzenia były, zbierało się na deszcz. A ten dopadł mnie za Wrześnią - tuż po zmianie trasy. Miałem wrażenei ze podjąłem dobrą decyzję, bo ominąłem nie tylko ulewę ale także burzę.
Ostatnia niedziela czerwca okazała się być niezwykle gorąca ale nie znięchęcała mnie do jazdy w ten dzień. Wręcz trzeba było trenować w każdych warunkach (tak, wiem nie za wszelką cenę) a przy tym odwiedzić śp. Tatę. Pierwotnie miał być przejazd tam i z powrotem ale ... jechało się bardzo dobrze i zrobiłem paredziesiąt kilometrów więcej.
Spotkałem sie z Uzielem w Kostrzynie, który towrarzyszył mi w drodze powrotnej do Wierzyc. Dalej jechałem już sam.
Taki mały mindfuck. Temperatura w trakcie postoju spadła a w trakcie jazdy rosła... Autentyk.
Planowałem wstać nieco wcześniej z racji garówy na zewnątrz ale upał tak jakby zelżał i można było spokojniej wstać... godzinę później. Plan na dziś to czerwcowe Grande Fondo połączone z odwiedzinami u wągrowiecki kaczek ;-). Staje sie to poniekąd tradycją, bo byłem tam już w 2016, 2017, 2018 i teraz ;-) Lubię te północne rewiry, które posiadają dobry stan dróg (niektóre nawet poprawiono a niektóre wciąż dziura przy dziurze), gdzieniegdzie są lasy i jeziora. Kolejna rzecz, która bardzo fajnie została zrobiona to rowerowa infrastruktura na odcinku Wiatrowo - Wągrowiec (pomijając kiepską końcówkę w samym Wągrowcu).
Jedynym zmartwieniem tego poranka (na pewno nie temperatura) był wiejący wiatr połnocnozachodni, który chwilami spowalniał mnie (a tym samym zmuszał do mocniejszego dępnięcia w pedały). I tak było przez ok. 60% dzisiejszej trasy; wiadomo były odcinki, gdzie wiatr nie dokuczał ale ... no trzeba było jakoś z tym sobie poradzić.
Zaś z Wągrowca do Gniezna jechało się bardzo wybornie, zwłaszcza ze zniknęły dziurawe odcinki (moze nie do końca;-) ) . To już w ogóle bajka. Średnia mocno poszła w górę (tak powyżej 35km/h) i tym samym w pierwszej stolicy zameldowałem się w niecałe półtora godziny później.
Miałem wątpliwości czy dziś jechać rowerem czy może wziąc auto? A to wszystko ze wzgledu na zapowiadane burze, które miały nadejść wczesnym popołudniem. Ale co tam pojechałem.
Pusto na drodze. i jechało sie rewelacyjnie.
W koncu ciepło zaskoczyło i można było jechać na krótko - prawie, bo rano jeszcze chłodem zalatywało. Dojechałem dobrym tempem na cmentarz. Po dłuższej chwili zrobiło sie ciemno., gdzieś mruczała burza. To znak ze trzeba sie "ewakuować" z nadwarciańskiego rewiru.
Tempo miałem bardzo dobre ale musiałem zatrzymać się na małą czarną.
a Przy okazji popatrzyłem na radar:
FIU FIU. Na szczęście jestem poza możliwymi opadami deszczu ale co nie zmienia faktu, ze trzeba utrzymać tempo.
Po prawej stronie widzimy front burzowy w okolicach Środy Wlkp i Śremu. A im bliżej domu tym się bardziej przejaśnia.
Zrobiła się mała garówa. Kolejny udany kolarsko dzień.
W trasie posłuchałem sobie płytoteki Dżemu a tytuł przewodni to właśnie "W drodze do nieba".
Ostatni utwór, jaki napisał Paweł Berger a nakierował na niego mój brat. Piękny tekst.
Zbliżały sie święta wielkanocne - pierwsze bez Śp. Taty - które były takie ... hmm obce dla mnie. Zamiast święconki - będzie jeszcze na to czas, gdy Synek podrośnie - udałem sie z wizytą do Taty. Wyjechałem ciut później co było dobrym posunięciem ze względu na wciąż chłodne poranki.
Prognozy sprawdziły się, wiało z północy więc wykorzystałem to przy poprawianiu czasu na segmenicie DK15 w stronę Wrześni. Celowo wybraliśmy trasę prostą, bezpośrednio do MIłosławia. Ruch nie był duży ale za Miłosławiem wyfrezowali najbardziej dziurawą fragment wojwódzkiej drogi w tej okolicy ale nie zdązyli położyć asfaltu. Jak się można było domyśleć - nie było zbyt fajnie ;-)
A Warta wciąż płynie ;-)
Po zmianie kierunku jazdy, nie było tak klawo - jako ze jeszcze nie piłem kawy z rana, zarządziłem przerwę na miłosławskim Orlenie. To był dobry pomysł zważywszy na wiatr, z którym przyszło nam walczyć. Celowo zmieniliśmy trasę, by nie jechać bezpośrednio pod wiatr a raczej z boku albo przez las.
Zaległości ciąg dalszy ale ... przynajmniej mam fajną restrospekcję minionych tygodni.
Dawno nie byłem w okolicach Strzałkowa i Powidza więc zaproponowałem Uzielowi Tripa w te strony. Progrnozy pogody były łaskawe ale najpierw trzeba było zmierzyć sie z wmordewindem z południa (czyli DK15 do Wrześni ciągnęła sie niemiłosiernie długo).
Robiło sie coraz cieplej i przyjemniej bo wiało w plecy. Uziel wpadł na pomysł podjechania do Polanicy wzdłuż powidzkiego jeziorka. Oj dawno mnie tam nie było, pierwszy raz na szosie. Całkiem fajny odcinek asfaltowy - szkoda ze dalej jest już piach (na mtb kilkakrotnie tamtędzy jezdziłem).
Więcej zdjęc nie bede wrzucał ale na szybko zmontowałem ów film ;-).
Czas na pierwszą setkę w tym roku i kierunek był tylko jeden. Czyli w odwiedziny do Taty. start coś po 7mej (jak zawsze lekkie opóźnienie) i pierwsze 20km były dość ociężałe - prawdopoodbnie przez wiejący z boku wiatr. Za Neklą było już lepiej a z zachmurzonego nieba zaczęły padać pierwsze promienie słonecznego niedzielnego poranka
Prosta droga w stronę Targowej Górki. NIe pamiętam kiedy ostatni raz tamtędy jechałem a cała droga była moja. Za Targową Górką zostałem otrąbiony przez jakiegoś pana w terenówce. Może dlatego ze jechałem środkiem wąskiej i dziurawej drogi. Dalsza droga przebiegała bez większych ekscesów za to z większą średnią prędkością.
A czego słuchałem na trasie? Kolejny zaległy audiobook kołczingowy: Brian Tracy - Nie tłumacz się. Działaj. Na miejscu spotkałem moją Ciocię, z która zamieniłem kilka słów.
Zdązyłem wystygnąć więc trzeba było na początek mocno się rozgrzać i w sumie do samego Miłosławia jedzie sie świetnie. Nawet słoneczko na dobre wyszło zza chmur.
Na wysokości Biechowa dołącza do mnie @uziel i razem jedziemy do samego Gniezna.
----
Obiecałem sobie kiedyś, że chociaż raz w tygodniu będę na cmentarzu, oddalonym od Gniezna o jakies 50km. Przeważnie jeżdżę autem ale skoro dni są coraz co dłuższe to powoli przechodzę do realizacji planu: raz w miesiacu na rowerze. Warunki pogodowe były w porządku czyli wiatr wiejący z boku (od zachodu) więc nie będę musiał się męczyć jak w zeszlym roku, gdy przez ostatnie 50+km
Tydzien zleciał, nastał weekend i kolejny (już ostatni w tym roku) trip do Taty. Tym razem trochę na okrętkę, bo przez Czerniejewo, Środę i Krzykosy. Pamiętam, że obawiałem się wmordewindu, który miał się wzmocnić w południe. Niestety, przeczucie moje się sprawdziło i praktycznie od Czeszewa do samego Gniezna zmagałem się silnym wmordewindem.
Na szczęście we Wrześni dołączył do mnie Uziel, który odprowadził mnie do samego Gniezna.
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger