Wczoraj wypadało Boże Ciało i ze względu na ruch i blokady na drogach odpuściłem jazdę. Ale dzisiaj, jako ze piatek wolny od pracy - a jakze inaczej ;-) - nie mogłem dobie darować i pośmigałem. Jedyne "małe ale" dotyczyło prognozowanyhc burz w mej okolicy i rzeczywiście coś wisiało w powietrzu. Na wszelki wypadek wziałem sobie deszczową kurteczkę do sakwy podsiodłowej. Wożę ją od dłuższego czasu, przewożę różne rzeczy (ciuchy do pracy, jedzenie) a nie chcę mieć zajętych pleców. Podjechałem do Wrześni, potem do domu Mamy. Chwile porkęciłem po posiadłości i musiałem obrać kierunek Gniezno. I zaczęło kropić, potem siąpić a następnić regularny deszcz. trzeba było założyć deszczówkę.. Nie muszę mówić ze było porno? Po przekroczeniu granic powiatów nastąpiło rozpogodzenie i ... no własnie musiałem się znów przebrać ;-) ... na szczęście dalsza trasa przebiegała bez większych przeszkód, słuchając podcastów.
Bardzo krótki tydzień pracy, który okazał się dla mnie niezwykle produktywnym. Przynajmniej ze spokojem mogłem wyłączyć korpo notebooka i wyjechać rowerem w siną dal. Rano przed pracą zamontowałem mae usprawnienie w postaci lusterka szosowego, którego zakup zaplanowałem tuż po nocnym expressie do Karpacza. Dupy nie urywa ale przynajmniej widzę, kto mnie wyprzedz i czy bedzie to na tzw. gazetę. I kilku pierwszy jeleni w ten sposob dostrzegłem. Oczywiście, to rozwiązanie absolutnie nie wpłynie na moje bezpieczeństwo, tylko w minimalny sposób je usprawni. Myślę o kolejnym lusterku, tym razem do MTB ze wzgedu na przyczepkę rowerową,w którym zamierzam wozić Synka (de facto skonczył już roczek!)
Afrykańskie klimaty niebawem zagoszczą u nas, więc mozna zacząc narzekać ze gorąco jest, ze brak deszczu.. itp. Ale sorry, taki klimat mamy i nic z tym nie zrobimy. Podziwiam tych, którzy muszą jezdzić autem wszędzie. I choć klimatyzacja z pewnością działa cuda, to nie zamieniłbym roweru na inny wynalazek. To, że jest gorąco - cóż nic z tym nie zrobimy. Jedynie możemy zaakceptować ten stan rzeczy i dostoswać sie do panujących warunków. Podobnie jest z zimą.
Swoją drogą, zacząłem sie obawiać o przyszłość najmłodszych - powiadają ze za 30-40 lat powstanie tutaj druga pustynia Wielkopolska. ... oby nie.. ale patrząc po opadach deszczu, zanikających jeziorach we wschodniej części pojezierza gnieznienskiego, dramatyczna wizja moze być faktem znacznie szybciej..
Planowałem wstać nieco wcześniej z racji garówy na zewnątrz ale upał tak jakby zelżał i można było spokojniej wstać... godzinę później. Plan na dziś to czerwcowe Grande Fondo połączone z odwiedzinami u wągrowiecki kaczek ;-). Staje sie to poniekąd tradycją, bo byłem tam już w 2016, 2017, 2018 i teraz ;-) Lubię te północne rewiry, które posiadają dobry stan dróg (niektóre nawet poprawiono a niektóre wciąż dziura przy dziurze), gdzieniegdzie są lasy i jeziora. Kolejna rzecz, która bardzo fajnie została zrobiona to rowerowa infrastruktura na odcinku Wiatrowo - Wągrowiec (pomijając kiepską końcówkę w samym Wągrowcu).
Jedynym zmartwieniem tego poranka (na pewno nie temperatura) był wiejący wiatr połnocnozachodni, który chwilami spowalniał mnie (a tym samym zmuszał do mocniejszego dępnięcia w pedały). I tak było przez ok. 60% dzisiejszej trasy; wiadomo były odcinki, gdzie wiatr nie dokuczał ale ... no trzeba było jakoś z tym sobie poradzić.
Zaś z Wągrowca do Gniezna jechało się bardzo wybornie, zwłaszcza ze zniknęły dziurawe odcinki (moze nie do końca;-) ) . To już w ogóle bajka. Średnia mocno poszła w górę (tak powyżej 35km/h) i tym samym w pierwszej stolicy zameldowałem się w niecałe półtora godziny później. height="405" width="590" frameborder="0" allowtransparency="true" scrolling="no" src="https://www.strava.com/activities/2453797899/embed/e750b5e7efa0a1f19e28df61d31a8a6aeaface3f">
Poranek był doprawdy dziwny, bo budząc się dostrzegłem jakby brak oczojebnego słońca w salonie. Okazało się, ze na zewnątrz "wartę" trzymała dość solidna mgiełka, dająca chwilowe wytchnienie przed dzienną garówą. Wprawdzie wilgotność w powietrzu była ogromna, to temperatura było fiu fiu niższa niż w poprzednim dniu, dzięki czemu doznałem gęsiej skórki. Fajne to uczucie.
Po niecałej godzinnej jezdzie mgła poszła w cholerę a słoneczko tak jakby zaczęło parzyć. A to oznaczało tylko jedno: czas do pracy.
Nie mogłem doczekać się końca dnia w pracy... Dziś było naprawdę ciężko, czacha dymiła od ciągłego myślenia. etc. Napisałbym "czarny piątek" ale ... zakończył się on sukcesem.
Jak już pisałem na instagramie, Rower to najtańszy i najzdrowszy środek terapeutyczny. By się odchamić, by zluzować zwoje i wrócić do rodzinnej atmosfery.
Chyba mnie leń dopadł... albo zmęczenie nóg, bo kurde nie chciało mi się od rana kręcić. Ale poranne chłodne powietrze otrzeźwiło mój rozum i wzmocniło mój apetyt na poranne kręcenie. Fakt, nóżki dalej bolały ale ... trza podnosić tzw Marginal Gains. Czyli No Gains No Pain ;-)
Gorąc jak gorąc ale kilometry same sie nie zrobią. Od rana sobie słuchałem podcastów - trochę biznesowych, trochę społecznościowych. Daje to kopa na cały dzień w pracy. Po pracy miałem małą misję do wykonania, więc podjechałem na Wierzbiczany a potem powrót przez Dębówiec. Tam znalazłem odrobinę chłodu w lesie.
Straciłem rachubę, czy to najcieplejszy dzień w roku ale ... było gorąco już od samego rana a co dopiero wieczorem. Delikatnie znięchęciło mnie do dzisiejszej eksploracji treningowej po okolicy.. Moj garmin ma chyba gorączkę :O
Wolny poniedziałek od pracy (pierwszy od dłuższego czasu) ale nie od domowych obowiązków. Ale dysponując czasowo wolnym okienkiem poszedłem sobie na rower. Wiało solidnie więc trzeba było pokombinować z dzisiejszą trasą. Tak się złożyło, ze wreszcie miałem czas na mały postój przy drewnianym kościółku w Łagiewnikach Kościelnych. Leży on na Szlaku Kościołów Drewnianych wokół Puszczy Zielonki i ilekroc tamtędy przejeżdżałem, zawsze "spieszyło mi się". .. Nie tym razem ;-). stad pamiątkowa fota.
W drodze powrotnej wjechałem do sklepu ABC i spotkałem tam jegomościa w wieku mojego śp. Taty - również na rowerze. Sympatyczna rozmowa, wymiana doświadczeń ale ... cóż czas naglił.
Nie wiem jak Wy ale trenngi w południe powinny być zabronione. Ale jak się ma wolne okienko o tej porze to trzeba brać, co dają. Szybko sie zajechałem i w połowie drogi musialem zrobić przerwę.
Każdy ma swój rytuał. Tęsknie za porannym szosowanie, które w obecnej sytuacji pogodowej stają się jedyną słuszną opcją (a przynajmniej dla mnie) na zrobienie "nogi" ;-).
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger