Skoro pogoda kusiła dobrymi warunkami, to narodził się plan na kręcenie gdzieś pomiędzy Gnieznem a Trzemesznem. Grudniowy zachód słońca
W piątkowy wieczór pojawił się pomysł na wspólnego tripa w towarzystwie trzemeszańskich wariatów ale niestety już miałem zaplanowane popołudnie (wieczór) wiec wpadłem tylko przywitać, potowarzyszyć im wokół jeziora Ostrowickiego a na koniec powrót Solo do Trzemeszna.
Po dłuższej przerwie wróciłem do kręcenia i nie było to łatwe zadanie z racji zakwasów po ostatnich treningach siłowych.
Szosa wyprowadziła mnie na dłuższy spacer, mimo prognozowanych opadów deszczu późnym popołudniem. Tymczasem wyszło nawet słońce i troszkę rozweseliło mój nastrój.
Przystanąłem za Noskowem, gdzie trwa sprzątanie po sierpniowej nawałnicy. Dopiero widok ściętych drzew uświadamia, jak wielkie straty poniosły Lasy Czerniejewskie.
Podjechałem do rodziców, posiedziałem przy kawie, pomogłem przy drobnych pracach domowych.
W drodze powrotnej odpaliłem sobie kolejny odcinek podcastu Michała Szafrańskiego z Arlena Witt na temat nauczania języków w szkołach itp. I niestety do samego Trzemeszna towarzyszył deszcz co oznacza jedno: upierdolony na maksa rower.
Na koniec dnia miałem okazję przejechać przebudowanym odcinkiem między Witkowem a Folwarkiem. W końcu!
Od samego rana było czuć nadchodzące finito Babiego Lata a tym samym koniec kręcenia "prawie na krótko". Dzisiejsza destynacja to rodzinne okolicy - ot mały standardzik - ale dla odmiany wyjątkowo późno i równie wyjątkowo w krótkim czasie. Udało się wykręcic 60 km poniżej 2 godzin, w dodatku zgarnąłem PR na stravie.
Było prawie pięknie ale im bliżej domu, tym większy strach przed deszczem. Z Poznania nadchodziły ciemne chmury
A w okolicy Targowej Górki zaobserowałem smugi deszczu, zapewne nad Środą Wlkp.
Na szczęście wszystko działo się w oddali, więc mogłem pozwolić sobie na wydłużenie dzisiejszego treningu o jakieś 15-20km, odbijając na Miłosław. A to z kolei dało mi możliwość poprawienia wyniku na segmencie między Miłosławiem a Wrześnią.
Tam w oddali, gdzie padają promienie słoneczne (jedyne w tej okolicy) jest rodziny dom. Mozna by rzec: Home Calling. ;-)
Kolejny dzień z deszczem ale po wtorkowej jezdzie nie przeszkadza to tak bardzo jak kiedyś. Po pracy przez chwile nie padąło, co dało mi nadzieję na powrót do domu w cywilizowanych warunkach. Niestety. BYło gorzej niż rano :/ ale ... cóż swoje wykręciłem.
Od samego rana słońce pukało do okna sypialni, zachęcając mnie do porannej jazdy rowerem do pracy. Prognozy pogody były optymistyczne ale kurcze nie wiedziałem, jakie obuwie wziąć ze sobą. Na wszelki wypadek wziąłem właśnie te jesienno-zimowe. W ciągu dnia było ciepło, nawet bardzo - jak na ostatnie dni - i kurde po cichu zacząłem żałować, że nei wziąłem jednak lżejszych SPDków.
Po pracy było stabilnie ale nie tak pięknie a plan zakładał raczej asfaltowe odcinki. Niemniej odbiłem w stronę Jankowa Dln, próbując pobić rekord na tym segmencie ale ostatecznie nic nie wyszło.
Dalej śmignąłem na Kalinę i tam spontanicznie wykręcilem w stronę Wymysłowa a dalej w stronę lasu, skutecznie osłaniajac sie przed wiatrem. Nie był to dobry pomysł z uwagi na błotne odcinki.
Do Niechanowa dojechałem od strony Nowej Wsi Niechanowskiej przez Marysin i zaczęło najpierw kropić a potem padać z malutkimi przerwami. Z jednej strony byłem zły ze zaczeło padać i że do domu wrócę mokry (zastnawiałe się nad wezmawaniem pojazdu technicznego) ale z drugiej strony miałem ze sobą kurtkę i spodnie z nieprzemakalnego materiału oraz buty.
W ten sposób kupiłem kolejną godzinę jazdy rowerem w deszczu.
sobotnia pogoda nie nastrajala do dzisiejszego tripu ale chęć testu butów jesienno zimowych była dużo większa i w południe wystartowałem z pierwszej stolicy Polski. Warunki chyba idealne bo nie musiałem ubierać deszczowki a jeśli już to przez chwilę popadala mzawka. Jedynym problemem byl wiejacy zachodni wiatr ale ostatecznie po zmianie kierunku jazdy (na wysokości Nekli) współpracował aż do samego Trzemeszna. A skoro byłem w okolicy Wrześni to wpadłem w odwiedziny do rodziców. ---- W temacie butów to znów wydatek rowerowy ;) choć mocno dyskusyjny pod kątem zapotrzebowania. Skoro sobie radziłem turystycznym spd wraz z grubymi skarpetami i kondomem na buty, to po co te z goretex? Ano właśnie po to, żeby się zabezpieczyć przed zimnem czy wilgocią i nie martwić się błotem. Czas pokaże, czy to był dobry pomysł. Pierwsza jazda zakończyła się bardzo pozytywnie.
Dla odmiany grafika 8.bitowa - wprost z pierwszych komputerów, jakie miałem w życiu. .. Żartuję to tylko wyniki działania aplikacji na Androidzie.
Oryginał wygląda tak:
Zdjęcie z okolic Czerniejewa przy stawie Kąpiel.
Pogoda z rana absolutnie nie zachęcała do jazdy rowerem (do pracy) ale po pracy było o niebo lepiej - mimo wyraźnego wmordewindu, który rozpychał deszczowe chmury tak, bym miał czysto na drodze. Przy wspomnianym stawie zrobiłem krótki postój techniczny, celem sprawdzenia czujnika kadencji od Chińczyka Pana z Bangkoku - bateria padła ale na szczęście w zestawie miałem dodatkową i na szybcika wymieniłem.
Całość wyniosła mnie jakieś 83 złote, a podobny zestaw garminowskich czujników to circa 300-350zł; czy się opłacało, to się okaze ;-) I na koniec postoju taki to widoczek:
Kolejny kolarski czwarteczek w wydaniu SOLO i choć na dzisiejszą trasę pomysłu nie miałem, to wyszło mi całkiem fajna trasa. Trochę męczenia się z wmordewindem na początek, by potem wykorzystać jego moc. I podobnie jak ostatnim razem, znów słuchałem podcastu Niebezpiecznika i po częsci JS4Fun, które dotyczy mojego roboczego obszaru.
Nieliczny kontakt z miejscową fauną - Argucowski Koziołek. ;-)
Tegoroczne lato było pod wieloma względami bardzo udane, mocno rowerowe ale najważniejsze, że bez większych losowych przypałów. Przed nami rownie interesujące dni, co prawda krótsze ale mocno intensywne - przynajmniej taką mam nadzieję. Z racji wolnego piątkowego wieczoru, wyskoczyłem sobie na małą rundkę po okolicy. A odkąd mam porząne szosowe oświetlenei, nei mogę się dziur nocą ;-)
Nie ma dnia, kiedy to krowy za kierownicą aut nie psuły mi humoru. Codziennie są okazje, są proby zamachu na moje życie ale jak widać, wychodzę z tych opresji calo w 100%. Niedaleko gnieźnieńskiego mieszkania jest przedszkole i pominę fakt, ze rodzice dzieciaków zagrasają nieporadnie ulice tak, ze może w jednej chwili może jechać jedno autko. Jadę sobie szosą i ... słyszę ze jedzie krowa z tyłu (wtedy jescze nie była), jakimś cudem mnie wyprzedza ale po to, by za 50m skręcić w prawo a tym samym wytrącić mnie z rytmu. Odpowiedziałem środkowym palcem i za każdym razem obiecuję, ze ... będę nagrywał i wysyłał odpowiednim jednostkom. Dzisiaj byłem kurierem i miastem docelowym była moja rodzinna Września, do której dojechałem w ciągu godziny.
Trochę teskno za tym wrzesińskim rynkiem ale na szczeście jest relatywnie blisko. Paczkę miałem dowieźć pod bramę niemieckiego koncernu samochodowego.
Zastanawialem się czy podjechać do Rodziców (było naprawde blisko) ale czas gonił mnie a temperatura spadała i trzeba było mocno grzać w stronę Gniezna. Nie omieszkałem zajrzeć na tereny nad Zalewem Wrzesińskim, gdzie od pewnego letniego dnia istnieje prawdziwa asfaltowa infrastruktura; można powiedzieć, ze pod tym względem Września dogoniła częściowo Środę Wlkp i Gniezno ale włodarze miasta mają nad czym jeszcze pracować.
Dalej pomknąłem drogą na Czerniejewo a więc przez las, który po 11 sierpnia został mocno uszkodzony. Zdaje się, ze wycinka jeszcze nei ruszyła bo nic sie nie zmieniło; tzn drzewa jak leżały po ostatniej wizycie (klik i jeszcze klik), tak leżą do dziś a zakaz wejścia do lasu dalej istnieje. Zauwazyłem też, że pomiędzy Radomicami a Czerniejewem (na wysokości Eldorado pewnego pana) wycinąją całkowcie lasek - co prawda był delikatnie uszkodzony ale nie na tyle, zeby go zrównać do ziemi.
I na zakończenie tego dnia taki o to zachód słońca, widziany jeszcze przed Czerniejewem.
Nie zauwazyłem, że bateria w opasce od pulsometru zdechła, tzn. nie rejestrowała pracy mojego serca... a moze ... rejestrowała a ja nie żyję? Na (nie)szczęście wystarczyło wymienić płaską baterię CR2032, by powrócić do świata żywych. ;-)
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger