Trzeba wykorzystać ostatnie mroźne chwile przed zapowiedzianą odwilżą. Mam wątpliwości, czy to w oddali jest mgłą czy jednak smogiem. No cóz - moze jestem przewrażliwiony. Za to wieczorem nie ma czym oddychać.
W piątek zgadalem się z Mariuszem odnośnie dzisiejszej wycieczki. Okazało się, że zebrał ekipe Kacpra i Grzegorza i w sumie w ostatniej chwili podłączyłem pod ich koło.
Pierwotnie planowaliśmy objazd dookoła jeziora powidzkiego ale szybko przekonałem się, że plan ten jest nierealny ze względu na skute lodem ścieżki leśne i polne. Przekonałem się osobiście, zaliczając 2 gleby w drodze między Wierzbiczanami a Krzyżówka. Z początku było śmiesznie ale im dalej w las, tym mniej powodów do śmiechu.
J Ustaliliśmy, że jedziemy asfaltem ale i tak musieliśmy pokonać leśne odcinki. Cóż, pocieszające jest fakt, że nie tylko ja glebę zaliczyłem - na szczęście bez większych urazów.
Powidz mieliśmy bez postoju, witkowo też. Niestety moja forma pozostaje wiele do życzenia - wyraźnie odstawalem od reszty, która wręcz zapierdalala. Odlaczylem się w Folwarku i przez Trzuskolon dotarłem do Gniezna swoim tempem. Pogoda dziś dopisała, pomimo niesprzyjającego zimnego wiatru.
Dziś poranek był przepiękny - aż żal byłoby nie przejechać się rowerem przed pracą i pofocić. Po pracy, podobnie jak w środę, prosto do domu, co by nie zatruć się tym smogiem :/
Jako, że dziś była środa, to postanowiłem ruszyć rowerem do pracy. Przy okazji testuję nowy nabytek - kamerkę. Po pracy skróciłem sobie trasę, zaliczając paczkomat po drodze Ogolnie pojezdziłbym sobie dłużęj ale jakoś mam dosć wszystkich smogów w mieście, dymów z pobliskich domów jednorodzinnych. Gryzie mocno w gardło.
Wczorajsza mgła była sprawczynią dzisiejszego pięknego rowerowego poranka. Nie mogłem nie jechać rowerem do pracy i czerpać radość z otoczenia. Taką zimę to ja wręcz uwielbiam i nawet temperatura nie była uciążliwa - wszak bez wiatru i troszkę cieplej bo "tylko" -12.2*C ;-)
Jedynym minusem dodatnim tego dnia była gęsta mgła, skutecznie skrywająca to, co zrobiła natura przez mroźną noc. Ale im bliżej 9tej, tym mgła zaczęła opadać i coraz więcej światła ujawniło się. Az zazdroszczę tym, którym niespieszno było do pracy (zmiana popołudniowa) i wykorzystali ten dzien na dłuższe przejażdzki.
---
Droga powrotna do domu byłą niemal identyczna, tyle ze zamiast na gnieźnienskie Winiary pojechałem w stronę Łazienek. I podobnie jak rano, zrobiłem kilka fotek. ---- Ehh ;-) w pracy nowi koledzy i koleżanki pytają się o to, czy nie jest mi zimno na rowerze / czy nie zamarznę / jak robię, ze jest mi tak ciepło na rowerze.
Odpowiedz mi tak: silna chęc kręcenia robi swoje ;-) a ze dzisiejsze warunki temu sprzyjały, to tylko cieszyć się :)
Tak się złożyło, ze mogłem wreszcie ruszyć rowerem do pracy pomimo trzaskającego mrozu. No własnie jak sie tutaj ubrać, biorąc pod uwagę warunki pogodowe i samopoczucie (zeby sie nie zapocić przed pracą)? Na szczęście doświadczenie, jakie udało zebrac na przełomie ostatnich kilku lat rowerowania pomaga i intuicyjnie podpowiada, w co warto sie ubrać. I udało się.. no prawie bo palce w spd'ach dalej marzły ;-)
Zanim pojechałem, spuściłem powietrze z opon, by zwiększyć przyczepność na drodze, fragmentami oblożonym. Na szczęscie do pracy nie miałem "okazji" się wyłożyć ;-) Byłem ciekaw, jaka będzie temperatura w piękny i pogodny poranek. Zaczęła stopniowo spadać aż ociągnęło minimum. Najpierw na piewszym postoju było -13.8*C ale ostatecznie najniższą, jaką odnotowałem to -14.5*C - co zrobiło na mnie wrażenie
Nie jest to prawda nie jest to najniższa, w jakich miałem "przyjemność" jeździc - patrz styczeń 2016 - ale jak na pierwszy raz w tym roku to spory termiczny szok.
Obawiałem się solidnych opadów śniegu, jakie zapowiadano na koniec dnia roboczego. Było dużo cieplej niż rano ale za to był dużo większy wiatr i nieprzyjemnie sie wracało. Tym bardziej, ze trzeba było uważać na oblodzone ulice a i na fragmenty pseudościeżek rowerowych w Gnieźnie.
A wyglądało to tak:
Masakra.. -------
Mam nadzieję, ze przeziebienie w koncu ustąpi i ... zacznę regularniej kręcic kilometry. Kilogramów ciut przybyło, forma wyzerowała sie do zera ale nad tym od jakiego czasu pracuję, choćby poprzez ćwiczenia na siłowni. Pierwsze progressy są - zobaczymy czy to przełoży sie na rower.
Prawie połowa miesiąca a dopiero pierwsza jazda w tym roku - wstyd - ale cóż, takie jest życie.
Nie zdążyłem wszystkiego zrobić przed sylwestrowo-noworocznym urlopie, który spędziłem w górach z dala od internetowych, blogowych i rowerowych spraw - ale żeby nie było, to na głównym blogu znajdzecie podsumowanie 2016 roku ;-)
Rokl 2016 przechodzi jako niezwykle bogaty w rowerowe atrakcje. Fuertaventura, zakup szosówki, majówka w Izerach, jednodniówka do Dźwirzyna z Mariuszem czy też epicki weekend szosowy w polskich Tatrach z rowerowymi koksami. Nie zapominajmy o rowerowych upgrade'ach zarówno w świecie elektroniki jak i mechanicznych
Były tez chwile wypalenia i wątpliwości oraz zdarzenia losowe, które sprawiły ze rower poszedł w odstawkę, przez co osiągnięcie granicy 10 000km rocznie poszlo się pieprzyć. Ale... biorąc okoliczności, zwłaszcza ostatni kwartał, cieszę się, że tak wyszło - w 2017 roku będę miał większą motywację do kręcenia. I to jest cel na ten rok.
Wszystkim tu zaglądającym dziękuje za komentarze, koleżankom i kolegom, współtowarzyszom różnych mniejszych / większych wypadów - serdeczne dzięki za wspólne kilometry. I również życzę wszystkiego najlepszego na nowy rok AD 2017 :)
Po niemal miesięcznej przerwie, spowodowanej niemałym self-wypadkiem wróciłem do regularnego kręcenia. No dobra, regularne to za dużo powiedziane ale w końcu czuję się na tyle dobrze a rower przywrócony do życia (zmiana obręczy, opon czy manetek przerzutki) to można sobie małe dystance zrobić w grudniu. I choć 10000km nie przekroczę (a wg. strava było blisko), o i tak jest dobrze.
Poranek względnie pogodny, więc mozna było ruszyć do pracy rowerem, co uczyniłem z wielką radością. Przejrzystość moze nie była idealna ale w sam raz do klimatycznego porannego ładowanai endorfin, którego tak mało było w ostatnich dniach. Po praci totalna ciemność ale nic nie stało na przeszkodzie, by móc wykręcić kilka kilometrów. Pomyślałem, ze sobie zrobie małe kółko przez Pustachowską, Gębarzewo i powrót przez Mnichowo i Dalki. Gdy wjeżdżalem do Gębarzewa mgła była tak gęsta, ze musiałem spowolnić i sprawdzić wszystko mi świeci. Wygląda na to że wszystko było git.
Parę chwil później leżałem na torach, ból niesamowity, chwilowo oszołomiony. Jakiś pan sie pyta, czy wszystko ok - skoro ruszalem nogami, rękami czy głową wsio było ok.
Co się tu stanęło?
Tego sie nie spodziewałem. Przejeżdżając przez tory i oślepiony przez nadjeżdżające auto, pośliźnąłem na torach a przednie koło wpadło w szparę i .. zapewne napompowane balony, niezbyt dobra przyczepność opon swoje zrobiło
Na szczęscie poza obdartymi kolanami i łokciem nic poważniejszego sobie nie zrobiłem. Ale są za to straty finansowe.
Do wymiany - obręcz - manetka tylnej przerzutki
Jak już zmieniać, to od razu przejdę do wymiany opon - te aktualne zostawię na nieco cieplesjsze dnie.
Miałem ambitne plany na poniedziałkowego tripa, takiego na setkę - w sam raz na listopadowe Grande Fondo - ale nie wyszło. Niechcemiś był silniejszy, wygrał bitwę ale nie wojnę bo w końcu poszedłem coś pokręcić. Poudawać kolarza.
Popołudniwa jazda była mocno klimatyczna, pomimo chłodu było ciepło. W Kłecku zrobiło się mocno mgliście i miałem pewne obawy o swoje bezpieczeństwo - w dodatku powoli padały mi akumulatorki w oświetleniu, co nie było mi do śmiechu.
Wróciłem zadowolony z dziejszej trasy w jednym kawałku, - jak na niechcemisia przystało.
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger