Poranek to nawet chłodny był ale nie przeszkadzało jechać na krótko do pracy. I znów poniedziałek i znów korpo problemy ;) Po pracy spotkanie z Asią i po odprowadzeniu do mieszkania, ruszyłem w stronę domu, tradycyjnie przez Czerniejewo i Neklę.
Po urlopie trzeba było wrócić do szarej rzeczywistości. Niestety w ciągu dnia dopadła mnie dziwna rzecz, skurcz lewej nogi, przy biodrze a potem poszło w niepamięc. Po pracy postanowilem wyskoczyć na małą rundkę wokół Gniezna. Pogoda nie zachęcała do jazdy ale co to dla mnie.
Polubiłem sobie skrót Spokojna - Zamiejska, taki drogowy singelek. a dalej wzdłuż DK15 i tutaj postanowilem skrócić drogę ze wzgledu na warunki pogodowe i nasilający ból / ucisk lewej nogi. No własnie, ostatnie 5km to była walka z bólem, która zakończyła się remisem.
Dojechałem ale potem było gorzej. postanowilem zrobić przerwę od roweru, twierdząc że przejdzie. Niestety, tak nie było i poszedłem na krótkie L4 - jak się okazało, było zapalenie mięśnia gruszkowatego.
Leń niesamowity nas ogarnął a w dodatku pogoda się ciut zepsuła i mało zachęcała do planowego wyjazdu do Ustronia. Zatem postanowiliśmy udać do Mrzeżyna na małe zakupy. Niby większa wieć, niby posiada ładny port ale niczym szczególnym nie porywa. Tym bardziej, ze Dźwirzyno ma o niebo lepszą infrastrukturę rowerową.
Po zwiedzaniu Mrzeżyna, zawróciliśmy i w drodze postanowiliśmy wyskoczyć bliżej jeziora Resko Przymorskie, gdzie rzekomo znajdował się port jachtowy, kajakowy. To jest właśnie wartość dodatnia Dźwirzyna, które nie tylko posiada ładne plaże czy port rybacki (ba nawet biedrę ma) to jeszcze dla fanów wodnych przygód w postaci takiego urokliwego portu. Objechaliśmy nową ścieżką, trafiliśmy do miejsca, gdzie pierwszy raz zacumowaliśmy a potem na plaże, zoabczyć zachód słońca. I na tym zakończyliśmy rowerową przygodę - rowery częściowo rozebrane zostąły włozone do auta.
Nie zastanawiając zbyt długo, na krótki czerwcowy urlop postanowiliśmy pojechać do Dźwirzyna - podobnie jak w zeszłym roku. Tym razem było inaczej, rowery spakowane do środka, inne lokum no i wreszcie słoneczna pogoda ale niestety z silnym wmordewindem. Pierwszy dzień pobytu upłynął całkowicie bezrowerowo, w drugim dniu postanowiliśmy wyskoczyć do Kołobrzegu na Szarlotken z lodami i trochę dalej za Kolobrzeg (do Bagicza), zwiedzając znany z wcześniejszych wypadów Ekopark Wschodni. Powrót nastąpił dużo póxniej po zachodzie słońca i było masakrycznie zimno - temperatura u Asi liczniku wskazywała poniżej 9°C Brrr.
Nareszcie weekend nastał, więc uczcić należało w jedyny właściwy sposób: rowerowo. Choć przyznam, że nie miałem ochoty i siły kręcić po pracy, to jednak wieczorem kryzys ustąpił na szczęście..
.. Bo w ten sposób mogłem dokrecic do 1000.km.. Ale żeby nie było tak różowo to kolano zaczęło boleć :/
Zdjęcie potem
Rano tradycyjnie do pracy. Po pracy wstąpiłem na Carbonarę do miejscowej restauracji i po krótkim spotkaniu ruszyłem w stronę domu na kawę, ktrą stawia mama z okazji z tak waznego święta, jakim jest Dzień Matki. I pojawił się ten cholerny wmordewind, który częściowo przeszkadzał ale jego kierunek działania był dla mnie korzystny. Nie powiem, trochę czadu dałem, miejscami powyżej 35 km/h.
W drodze do pracy wstąpiłem do Lidla, zobaczyc jakie mają okulary oraz buty SPD; moje okulary zostawiłem domu, podobnie jak kask :/ więc jakieś tańsze zamienniki przydałyby się. Ale niestety nie dość ze okulary były za małe to jeszcze mocno ograniczono pole widzenia jakimiś styropianową wstawką - okropnie to wyglądało. Po pracy miałem wrócić do domu ale poczułem spadek mocy i chęci do kręcenia korbą - może takie powietrze? To też zostałem u dziewczyny, skorzystałem z drzemki i po niej ruszyliśmy na objazd po okolicznych zakątkach Gniezna.
Pogoda w niedzielę lepsza niż w sobote ale odczuwalnie chłodniej. Z racji urodzin mojej A. postanowiliśmy uczcić to przejazdzką na Gołabki, gdzie w drodze do Niewolna spotkaliśmy na szosie Uziela.
Po pracy wyskok na mała przejażdżkę po okolicznych dzielnicach Gniezna. Najpierw Dalki z odwiedzinami u psiaków z Dalkowskich Łąk a potem Skiereszewo. Teraz nastąpi krótka przerwa techniczna - rower wyląduje w serwisie.
Od samego niedzielnego poranka paliłem się na jakieś rowerowe kręcenie. Nie napiszę, że chciałem wyskoczyć z dziewczyną gościnnie do Kostrzyna na MTB ale ze względu na niepewną pogodę, daliśmy se siana. Z okien widzieliśmy, że mocno wieje - z prognozy wynikało ze jakieś 9 m/s a potem stopniowo ma się uspokoić, do akceptowalnego poziomu. Zatem przeplanowaliśmy niedzielę tak, że mogłem swobodnie wyskoczyć na rower w godzinach podwieczornych. Wcześnie przeglądałem trasy z okolic Gniezna i w oko wpadła ta, którą Kubolski wykręcił z ekipą PGN, więc postanowiłem zmierzyć z nią w odwrotnym kierunku. Krótko po starcie zauważyłem charakterystyczne chmury z przelotnymi deszczami ale chęć wykręcenia kolejnych km sprawiła, ze podjąłem walkę z tymi deszcami. I rzeczywiśćie, miejscami kropiło ale nie na tyle, żebym zmókł czy co. Najpierw Kłeczkowską, potem Żabią i Łącznicą / Błogosławionej Jolenty przekraczam Zwirki i Wigury, by potem Paczkowskiego i Spokojną dojechać do Wełnicy. No trzeba przyznać, że całkiem fajny odcinek trafił mi się. A potem za wiaduktem DK15 skręciłem w polną drogę, równoległą do wspomnianej DK15 - dalej byłem pod wrażeniem nie tylko pofałdowania terenu ale też otaczającego morza rzepaku. Az nagle pojawiłem się w Jankowie Dolnym, gdzie trzeba było powalczyć z asfaltowym podjazdem, które uwieńczyłem szybkim zjazdem wierzbiczańską serpetynką. Zacząłem szukać ciekawych singli, które uwiecznił @Sebek ale nieznajmość (jeszcze trochę :P) terenu sprawiła, ze odpuściłem i wróciłem na wgraną do navi trasę. I w ten sposób zajechałem ponownie słynną skarpę a potem przez całkiem ciekawy Rów Bystrzycki (taką nazwę wyczytałęm na tym fanpage) wyjechałem na polną drogę w stronę Wymysłowa Dolnego, by skręcić w stronę Kujawek. Nad j.Modrzym szukałem kolejnych singli ale czas naglił i podobnie jak z Wierzbiczańskim - dokładniejszą penetrację zostawię sobie na późniejszy czas. Przez Lubochnię i Szczytniki Duchowne dojeżdżam na gnieźnieński rynek, który przygotowywał się do ostatniego koncertu Afromental: Chwilę później zaliczyłem metę. ;-)
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger