Niby mam samochód do dyspozycji i mógłbym później jechać do pracy, to jednak jazda rowerem daje mi większą frajdę. Zwłaszcza w tak piękny poranek, jak dziś - czego dowodem jest powyższa fotka, opublikowana na instagramie. Niby było chłodnawo (bo coś koło 8*C) to jednak wystarczyło dobrze sie ubrać, żeby jechać z dobrą prędkością.
W takie dni, to ja z całą pewnością będę do pracy jeździł - niech tylko pogoda sie utrzyma przez kilka następnych dni ;]
Niedziela zapowiadała się pięknie ale niestety było bardzo wietrznie i dlatego też po prostu wolałem pospać dłużej. Po obiedzie i deserze wskoczyłem w ciepły rowerowy strój i nazad do Wrześni.
Drobne zakupy i tel do Uziela czy chętny na kolejną przejazdkę. I tak oto wspólnie przywitaliśmy dzisiejszą Jesień z nadzieją, żę bedzię ona bardzo łaskawa dla cyklistów. Bo jakby nie patrzeć, w zeszłym roku była bardzo piękna.
Miałem wybór: pociąg albo rower i dla odmiany wybrałem to drugie, wiedząc ze ma być pogodnie. Oczywiście wszystko było kwestią ubioru. Poranek był wprawdzie chłodnawy ale miał klimat - szron połączony z wstającą mgiełką znad bagna. Wyjeżdżając z domu, odnotowalem temp 6*, w pracy było coś ponad 10* a z powrotem zaledwie 16. Do tego wiał chłodny lekki wmordewind, co niezbyt umilał mi czas.
Ale tempo nadal na wysokim poziomie, co mnie bardzo cieszy. I kurde.. uświadomiłem sobie, ze wkrótce lato odejdzie na dobre, ustępując bardziej kolorowej jesieni. Życie.
Poranek znacznie cieplejszy, to też lżejsze ubrania na sobie miałem i w gruncie rzeczy lepiej sie w jedno stronę jechało. Z powrotem już było gorzej a to dlatego ze gorąco i wiał spory wmordewind.
Niemniej spotkałem się z MarcinGT i chwilę pogadaliśmy i popatrzylismy na rowery. Następnie trza było się pomęczyć. Za Niechanowem była prawdziwa walka z kryzysem energetycznym.. I udao mi sie dojechać do Wrześni bez spotkania 3.stopnia z burzą ale ... pustynna burza tez rządziła na polach
Zabalowałem ostro w sobotnio-niedzielną noc ale nawet to nie mogło mnie powstrzymać przed jakąkolwiek wycieczką w tym dniu. Wstałem, ogarnąłem się i cekałem za obiadem. W miedzyczasie Uziel sie odezwał i umówiliśmy sie na wypad. Tym razem kierunek Powidz:)Trasa przebiegła dość szybko i sprawnie, oraz z niespodziankami :)
Rowerzysta to też przyjaciel zwierząt ;]. Brawa dla psiaka za odwagę, który ufundował Nam niezłą dawkę śmiechu.
Taką wodę uwielbiam.
Zdecydowanie najpiękniejsze zachody słońca są właśnie we wrześniu.
W końcu wybrałem się na ten rower do pracy, autko na warsztacie po raz kolejny (porażka). Z rana było jakieś 10*C, to też cieplej się ubrałem, by po godzinie zdjąć kurtkę, gdyż zrobiło sie ok. 17 xD.
W drodze do pracy zauważyłęm stojący na poboczu samochód (ruchliwa powiatowa) a tam... parka odstresowuje się przed szkoła ale chyba moja obecność ich speszyła albo... ona była przerażona xD. W każdy badz razie, stosunek przerwany ;).
Giant steps are what you take Walking on the moon I hope my legs don't break Walking on the moon We could walk forever Walking on the moon We could live together Walking on, walking on the moon
Tak można podsumować dzisiejszą wieczorną-nocną wycieczkę z Uziel75, który najpierw podjechał do mnie a potem wspolnie przez Targową Górkę Żerniki pojechaliśmy do Wrześni. Następnie cel wieczoru czyli Czerniejewo i powrót przez Marzelewo do Wrześni. Gdzieś zgubiłem okulary :(( a w Marzelewie Uziel musiał niestety zdjąć skrzyneczkę, z powodu rozbiórki tamtejszych budynków. Na pierwszy ogień poszła stodoła, która była solidnej konstrukcji. No cóż, ewidentnie kończy się czas osady marzelewskiej.
Wracając do Wrześni zauważyliśmy jakis obiekt siedzący na środku leśnej dróżki.. podjechaliśmy delikatnie.. a tu młoda sarna w bezruchu, jakby była posągiem. Walnąłem fotkę i w spokoju ją zostawiliśmy. W domu dowiedziałem się, że to naturalny odruch w przypadku zagrożenia - ma siedzieć nisko i w bezruchu. dziwnie.
Dzień zapowiadał się niezywkle upalnie (ponoć ostatnia taka niedziela w sierpniu, w co zbytnio nie chciało mi wierzyć) i z tego powodu rodzice wraz ze znajomymi chcieli wybrać się gdzieś nad jezioro. Padło na Ślesin (dawno żeśmy nie byli) a korzystając z okazji, wziąłem rower i na szybko zaplanowałem trasę rowerową po nieznanym mi terenie. Jak spontan, to spontan.
Po ponad godzinnej i spokojnej jezdzie, rozłożyliśmy się na jeszcze pustawej plaży i po chwili mnie tam nie było. W okolicy było niewiele skrzynek ale też zbytnio czasu nie było, stąd taki niewielki udział w keszowaniu. Skoro okazja się natrafiła i postanowiłem zdobyć pierwszą - Bunkry nad Kanałem Gopło-Warta (OP1946) - prawie by mi sie udało, gdyby nie fakt, ze owa skrzynka znajdowała się po drugiej stronie kanału. FAIL! ;) Odpuściłem i dalej śmignąłem ;]
Był taki odcinek drogi, który bardzo a bardzo utrudniał jakąkolwiek jazde czyli cholernie sypki piach niczym SAHARA! dobre 2km pchania rowerka zaliczyłem a potem już było lepiej. Mijałem opuszczone i zamieszkane wioski (większość na polach, bo w końcu żniwa, c'nie?), niekiedy otwarte jeszcze sklepy.
Tuż przed wlotem do Lichenia znajdowała się kolejna skrzyneczka - Leśny parking. Licheń. - OP380C, gdzie ochoczo stanąłem i mogłem obserwować ruch na trasie (takiego ruchu to chyba nie było na A2!). I w końcu trafiłem do tego Lichenia Starego, miejsca w którym grupa rzekomo światłych duchownych postanawia zbudować wielką bazylikę ku czci... właściwie nie wiem czego. No ale skoro powstała, to można podziwiać wszechobecne złote ornamenty i srebro, będącycmi dowodami ludzkiej głupoty i marnowania N-tych milionów złotych. Szczytem wszystkiego był pomnik dedykowany ofiarom katastrofy smoleńskiej, przy którym pozowały się osoby z uśmiechem - i większości to były starsze osoby. Pozostałe 2 skrzynki w Licheniu odłożyłem na później z uwagi na tłum, masakryczne kolejki a jeszcze gorsi kierowcy. Bo w końcu Licheń to nie tylko Bazylika ale także jezioro plazing.
Zrobiłem na szybko zakupy w Tęczy obrałem kierunkek na Gosławicie a dalej na Bieniszew. Ten etap był chyba najlepszy w tym dniu, bowiem trasa przebiegała w otoczeniu Elektrowni Konin - Pątnów, jezior, kanału itp. Po prostu świetna, wręcz stworzona dla dwóch kółek. Spotkałem też Rowerzystę, który był ciężko doświadczony przez życie a rower to jest forma (jedna z wielu) terapii - kilkakrotnie znajdował się na dnie z powodu alkoholu.
I tak trafiłem nad brzeg gocławickiego jeziora, nad ktorym znajdowała się dzika plaża pełna tłumu. Dalej to tylko do Puszczy Bieniszewskiej, gdzie zaliczylem jedną z dwóch skrzyneczek (Rezerwat "Pustelnik" - OP04B0), bo przy studni św. Barnaby był malutki tłum, który niezbyt chciał odejść a ja czas miałem naprawdę ograniczony. Dodam jeszcze ze w tej samej puszczy znajduje się klasztor Kamedułów i taka ciekawostka - zwiedzać mogą tylko Mężczyźni ;). Opuszczajac Bieniszew, pognałem do Kazimierza Biskupiego (byłem tu na początku maja) i znajac ten fragment drogi, zrezygnowałem z Pątnowa i udałem się w kierunku Kleczewa by na szagę trafić z powrotem do Ślesina.
Trasa może nie jest długa ale odbyła się w trakcie upałów - w krytycznym momencie pokazywała ponad 40*C... Uff. ;) I mimo tego, za żadne skarby nie chciało mi się kąpać w tych "czystych inaczej" jeziorach. Wszedzie zielona, pełna glon - bleh.
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger