Wpisy archiwalne w kategorii

> 100

Dystans całkowity:17730.58 km (w terenie 456.86 km; 2.58%)
Czas w ruchu:740:38
Średnia prędkość:23.94 km/h
Maksymalna prędkość:70.60 km/h
Suma podjazdów:6077 m
Maks. tętno maksymalne:234 (118 %)
Maks. tętno średnie:147 (74 %)
Suma kalorii:29351 kcal
Liczba aktywności:145
Średnio na aktywność:122.28 km i 5h 06m
Więcej statystyk

24/2013 | Panie Krawczyk, pan mi wybaczy czyli WPN, Poznań i powrót po ciemku

Środa, 1 maja 2013 · Komentarze(3)
Kategoria > 100

1 maja to Święto Pracy, skoro święto to czemu nie spędzić go aktywnie, pracowicie? Wpadłem na pomysł kolejnej długiej wycieczki i taką w nocy zaprojektowałem. Pozostało modlić się o dobrą pogodę.
Obudziłem się ciut później niż zaplanowałem, stwierdziłem, że pogoda jest dobra, asfalt po nocnym deszczu powoli wysychał - decyzja podjęta. Po późnym śniadaniu ruszyłem na podbój Wielkopolski - tym razem szlak po WPN, z kilkoma ważnymi celami: punkt widokowy w Mosinie i szlak wzdłuż Warty od Puszczykowa do Dębiny.
Temp może nie była dość optymalna i wziąłem na wszelki wypadek dłuższe spodnie i cieplejszą kurtkę. Uwaga sporo zdjęć a panoramy są klikalne.
Do Zaniemyśla jechało się bardzo fajnie, średnia prędkość oscylowała w okolicach 30km/h a do tego święty spokój na trasie. Odbiłem na Kórnik, gdzie było wuchta ludzi, zarówno na rowerach i jak pod pałacem. Dla zainteresowanych, zrobiłem plakacik.
Wehikuł w Zaniemyślu
Pięknie pachnąca i kwitnąca droga
W Kórniku było tak:




Droga między Kórnikiem a Rogalinem była w porządku, atrakcją "turystyczną" były panny leśne, uprawiające ponoć najstarszy zawód świata - nie mnie to oceniać, ale kolorowo było. W Rogalinie pozwoliłem zajrzeć pod Mauzoleum i przejechać obok pałacu by odwiedzić słynne rogalińskie dęby - jednemu "umarło" :( Nie wiem co mnie pokusiło ale pojechałem na szagę przez polanę, by podziwiać scenerię rozlanej Warty. A tu niespodzianka: bardzo wilgotne podłoże, przejazd zalany i trzeba było albo cofnąć albo znaleźć skróty przez krzaki - sporo piachu i ostry singielek, idealny dla Grigora.
W Rogalinie:






Tu rzeczka odcięła mi drogę:P
Ot singielek
Hurra, znalazłem w końcu drogę na Mosinę, gdzie czekał punkt widokowy - W zeszłym roku pozazdrościłem Grigorowi, więc nie mogłem tym razem odpuścić. Ale Ale... ile ja musialem nawkurwiać na wujka Google, który nie umiał znaleźć celu. Miasto też ciała dało, skoro nie oznaczyli odpowiednimi tablicami informacyjnymi. Jedynie mieszkańcy wskazali lokalizację - z długim podjazdem (chyba ok.pół kilometra). Ludzi sporo, aut także a rowerzystów jak na lekarstwo (ok, 2 rowery były załadowane na aucie ale to sie nie liczy:P). Za to miejsce pierwsza klasa, sporo przestrzeni na odpoczynek, na grillowanie a przede wszystkim drewniana konstrukcja, znacznie wyższa niż ta w Dusznie - idealne miejsce na nieco dłuższy odpoczynek.
W drodze do Mosiny
a w Mosinie:



W Puszczykowie zacząłem podążać niebieskim szlakiem wzdłuż Warty. Jeden z najciekawszych odcinków z dzisiejszej wycieczki ale z uwagi na nocne opady deszczu bardzo obawiałem się może być mokro, a Warta była nadal dość szeroka, więc czy nie ryzykuję np. kąpielą w Warce? Całe szczęście, były nieliczne problemy, zwłaszcza blisko brzegu rzeki. I tutaj, tak moi drodzy, zgubiłem latarkę :( - nie wiem w którym momencie to się stało i szukanie latarki (zawróciłem) okazało się igłą w stogu siana. Rowerzystów, podobnie jak na trasie Kórnik - Mosina, było pod dostatkiem; czy to kolarze, czy to pojedyncze jednostki ale przeważnie były to zorganizowane grupy prorodzinne.



I w ten sposób trafiłem do Lubonia. W Dębinie(kolejne fajne miejsce do odpoczynku) szybkie uzupełnienie bidonu i odczytałem smsa, ze mogę wlecieć na herbate. Jadąc na Golęcin przez Stare Miasto i Sołacz, stwierdziłem że nie nadaję się na jazdę po mieście, zwłaszcza tak dużym jak Poznań. Wszędzie światła, postoje i łamanie przepisów (och, kaman, seriously?), zwłaszcza irytowali mnie piesi, którzy akurat musieli iść ścieżką ( czemu nei drogą?) rowerową. Trafiłem na herbate, godzina odpoczynku i zrobiła się mega późna pora.




i na zakończenie Targowa Górka

Droga powrotna była raczej spokojna, poza 3 przypadkami.
Przypadek nr 1: Wyprzedzanie na trzeciego - kierowca myslał, ze zmieści się miedzy 2 rowerzystami (w tym jeden jechał w przeciwnym kierunku).
Przypadek nr 2: Grupa Samobójców w ciemnym lesie, bez kompletnego oświetlenia, nawet pieprzonej kamizelki brak, odblasków brak - tępe pipki męskie, bo nawet jechać za bardzo nie umieli.
Ale trzeci przypadek, to już rarytasik: Z powodu sarny, która wyskoczyła mi przed rowerem wjechałem do rowu...fiknąłem koziołka dość konkretnie ale na szczęście, nic się nie stało :D Miękkie lądowisko, miękka i świeża trawka. ;]
Wiecie pięknie pachniało? Stwierdzam, że nocne wycieczki to chyba nie dla mnie :P
Trasa:

PS: z tym Krawczykiem to chodziło o koncert "tego" Krzysztofa, który rozpoczął Muzyczny Weekend we Wrześni ;-)

21/2013 | Na szagę po pracy

Środa, 24 kwietnia 2013 · Komentarze(3)
Kategoria > 100, Wmordewind

Czemu na szagę? jak spojrzycie na mapę, która znajduje się na samym dole wpisu, to zrozumiecie ( w zasadzie każdy Wielkopolanin zajarzy). Jeśli byłby problem to polecam odwiedzić słownik gwary poznańskiej ;-)

OD rana pognałem rowerem do pracy i na szczęście wiatr nie było tak bardzo uciążliwy - wręcz przeciwnie pomagał ciut. Dzięki temu dojechałem z dużym zapasem oraz ze średnią 26.2 km/h.

Po pracy postanowiłem zmienić nieco plany na resztę popołudnia. POstanowiłem wrócić do domu nie przez Niechanowo a przez Gębarzewo i okolice Czerniejewa. W międzyczasie skontaktowałem się z Uzielem, który wówczas szykował się do wyjazdu. Nie byłem pewny, czy czasowo wyrobi się ale po raz kolejny zmieniłem zamiary i tak jakby w Czerniejewie zrobiłem dłuższy postój (w Biedronce kupując 2 banany i drożdżówkę) Pognałem w kierunku Nekli, zmagając się z wmordewindem (chłodnawy, prawda), mijając fajną dziewczynę, jadącą na rolkach - oczywiście pozdrowiona została.

No i udało się spotkać z Uzielem na przystanku w Nekli, chwilę pogawędki, narzekań i każdy ruszył w swoje strony - on do Siedlca, ja w stronę ... Giecza, potem Dominowa, aż w końcu wylądowałem w Środzie Wlkp nad jeziorem. Całkiem fajnie się zrobiło, widać, ze włodarze podchodzą do nowych form rekreacji bardzo poważnie, dzięki czemu można było zaobserować grupkę tańczących Caporeirę, kolejną na rowerach i mnóstwo spacerowiczów.

A do domu wróciłem po zmroku, wykręcając całkiem świetną średnią.

Trasa (częściowa)






A w Nekli dzieci mają swój samolot.

Testowałem nowe rękawiczki - dość wygodne


Odrestaurowany kościółek w Mącznikach




Nad jeziorem w Środzie Wlkp, który z roku na rok staje się atrakcyjnym rekreacyjnym terenem do odpoczynku

To był dobry dzień, połączony z dobrą muzyką ze Spotify :)

ps: Szkoda ze Kkkrajka nie było na miejscu ;-)

20/2013 K jak Konin czyli Koniński Fyrtel zaliczony.

Niedziela, 21 kwietnia 2013 · Komentarze(3)
Kategoria > 100, Wmordewind

Wczoraj pomyślałem, że może tak uderzyć na wschód od Wrześni? Wschód nie był tak dokładnie przeze mnie spenetrowany i podsunąłem ten pomysł Uzielowi, który zwykle nie odmawia ;-).

Dzisiejszy poranek zaczałem od ... projektowania dzisiejszej wycieczki (uziel podesłał w nocy propozycję, czyli z Goliny do Konina DK92) i przypomniałem sobie trasę Seby z 2010 roku - wówczas Warta była bardzo szeroka. W ten sposób realizuje powoli plan na zwiedzanie wschodniego rewiru, carskiego niegdyś ;-). Potem musiałem znaleźć czas na amatorskie centrowanie tylnego koła (wszak bez jednej szprychy to niewiele da) i dopiero o 11. znalazłem się u Uziela - wiedziałem ze będziemy walczyć z wmordewindem. W Gozdowie podjęlismy decyzję, żeby udać się na Ciążeń przez Graboszewo gdyż logistycznie rzecz biorąc, nie musieliśmy "cofać" się z Samarzewa do Ciążenia - strzał w dziesiątkę

Wiadomo, aerodynamiczny kształt, zeby zmiejszyć opory ;P

Hehe, jestem ciekaw, jak Kolega do budy się dostanie ;-)

I tak od Ciążenia do samego Konina towarzyszyła nam Warta, imponująca swoim rozmiarem i licznymi rozlewiskami. Niestety, całość skutecznie psuł silny wmordęwind (4-5m/s), miejscami ostro pociskał i udowadniał, że to on dziś rządził. Cóż, my chcieliśmy dalej napieprzać, więc nie było lekko, powoli ale do przodu aż do samego Konina, czyli dobre 80km przy średniej 19km/h.

Można było odnieść wrażenie, ze za chwile droga zostanie zalana

Nieopodal Lądka


Moja osoba

Taki widok każðego roku po zimie to norma

Panorama przystani jachtowej i kajakowej w Lądku


Pustawo troszkę ale nie dziwota, sezonu jeszcze nie ma.

Pierwszy postój zaliczyliśmy w Zagórowie na rynku - banan, baton musli i kopiko. Widzieliśmy garstkę rowerzystów - turystów, zawsze coś. Kolejny, konkretny postój to w Sławsku (Uziel: Pierdolę nie jadę) - odpoczywaliśmy na słońcu, ukrywając się przed wschodnim wiatrem.

Totalnie na luzie i w skarpektach sobie opalam. Dopiero później zorientowałem się, dlaczego wszyscy w blachosmrodach patrzą na nas - moj rower przecież leży :P

Pamiątkowe zdjątko na chodniku. Lansik, no nie?

Czas naglił a Konin tuż tuż, więc kolejna bitwa z wmordewindem. I tak o to bastion koniński padł a widoki Warty z mostu Unii Europejskiej (również szlak bursztynowy) - po prostu przepiękne. Urządziliśmy krótką sesję zdjęciową, bo stając na otwartej przestrzeni, przekonaliśmy się, jak bardzo "cieplutki" jest dzisiejszy wmordewind i trzeba było stamtąd spieprzać do centrum.


Most UE - luksus w wielkopolskiej skali.







A w centrum zdziwko mnie wzięło z powodu remontu wiaduktu (w kierunku Kleczewa) i trzeba było pobłądzić po mieście - w ten sposob trafiliśmy w okolice Galerii nad Jeziorem. Calkiem przyjemne miejsce do rekeracji - jezioro duże i dużo otwartej przestrzeni. Wreszcie opuściliśmy ten cały Konin i udaliśmy się nad jezioro Gosławickie, by z bliska przyjrzeć się elektrowni - miejscowi nazywają to coś Titaniciem i podobno w nocy nieziemsko to wygląda.

Tuż przy Galerii

Coraz bliżej celu
Titanic

Panorama jeziora Gosławickiego


Przedostatnim celem była piękna Puszcza Bieniszewska z klasztorem Kamedułów - ubiegłoroczne odkrycie w ramach zwiedzania terenów wokół Ślesina. Miejsce świetne, idealne na aktywny wypoczynek, zwłaszcza na takich MTBkach - tutaj Krótki postój przy klasztorze, kilka fajnych dziewczyn ;-)


Hmm.. to któredy...

Kazimierz Biskupi to dość ciekawa miejscowość a upodobaliśmy sobie drewniany kościłem pw. św Izaaka, gdyż ma swój niepowtarzalny zapach i tak jakby fajny punkt widokowy na całe miasto.



I tutaj następuje zmiana kierunku jazdy, właściwie upragniona część trasy czyli jazda z wiatrem w plecy. Oj drodzy państwo, nie trzeba pisać, ze zapieprzaliśmy tak, ze średnia na odcinku ok.50km wynosiła ok. 30km/h? A nawet więcej, bo miejscami koło 40! Szum opon Uziela i moich - melodia dla moich uszów / aparatów. Czasami tchu brakowało a co dopiero pary w nogach. I ostatni długawy postój zrobiliśmy na odcinku Słupca - Strzałkowo. I tak do samej Wrześni "lawirowaliśmy" między autami i ciężarówkami a od pewnego momentu zacząłem kręcić szybciej i Uziel nie dotrzymywał mi tempa - wizja bolesnej kontuzji nie wchodziła w rachubę, także poczekałem za nim przed Wrześnią do której trafilismy tuż po zachodzie słońca.

Świetna wycieczka, nie spodziewałem się dojdzie do skutku - miejscami było okrutnie zimno przez ten cały wmordewind. Widzieliśmy piękna Wartę, jej rozlewiska, które nalezą do Nadwarciańskiego Parku Krajobrazowego. Choć idiotów na drodze nie brakowało, to na szczęście wszystko obyło się bez żadnych przykrych zdarzeń i każdy z nas wrócił do domu - a ja szczęśliwy, zmęczony i przede wszystkim głodny! ;-).

Ale Ale... trzeba przyznać, ze większość spotkanych rowerzystów / turystów, których pozdrawialiśmy, reagowała podobnie.

Trasa


I tak sobie myślę, ze dzisiejszy wiatr to lichy w porównaniu do tego co widać na YT (podesłał Uziel):


Grunt, to myśleć pozytywnie ;-)

19/2013 | P jak Poznań

Sobota, 20 kwietnia 2013 · Komentarze(3)
Kategoria > 100

Dzisiaj miałem w planie skoczyć do Decathlonu po okulary. W zasadzie miałem kupić jakieś lepsze, ze sklepu internetowego ale stare poczciwe okulary zasłużyły na emeryturę. Toteż namówiłem Uziela na ciekawą wycieczkę do Poznaniu.

Jako ze dziś sobota, to oczywiście od rana trzeba było sprawie pozałatwiać sprawy, zlecone przez rodziców a potem dopiero pożyteczne przyjemności. Dostałem smsa tuż po 10tej, że można śmiało startować na umówione miejsce spotkania. Parę minut później podążaliśmy przez Targową Górkę do Giecza... i będąć na drodze serwisowej wzdłuż A2, zaczęły dziać cuda. Tylne koło zaczęło tak jakby głośno pracować, co zmusiło mnie do zatrzymania. Chwila obserwacji i wkurw nr 1: pęknieta szprycha.. Uziel z poważną miną, niczym ojciec do syna, rzekł: Będziesz musiał zmienić bajka - no coś w tym jest, skoro to jest za słabe na mnie. Odmontowałem sprychę, reszte wywaliłem i startujemy dalej ale coś jeszcze jest nieteges i obstawiałem łańcuch. PSIA KREW! Szitmanowska spinka pękła! I problem poważny, bo albo skracamy łańcuch albo wzywamy SOS - na szczęście, w zakamarkach narzedzi znalazłem prawie nówkę sztukę ale nieoryginalną i pasującą spinkę. Werdykt jest taki ze koło trzeba wycentrować ale kontynuujemy jazdę.


Najciekawsze jest to, ze 2 rzeczy padły w jednym momencie, co jest rzeczą praktycznie niemożliwą. Ale z drugiej strony, dobrze ze nie wypieprzyłem się na rowerze...mogło być gorzej.

No nic, jedziemy dalej, nieco ostrożniej z wiadomych powodów i też... przez dość chłodny wiatr z północy - czyżby Norwegia nas pozdrawiała? A nie, po drodze mija nas ekipa kolarska, reklamująca (?) otwarcie nowego sklepu rowerowego fogtbikes w Zalasewie / Swarzędzu. Szkoda, że nie zapytałem o spinkę i centrownicy kolesia, który prowadził autko serwisowe (podobno Shimano).

Do samego Poznania nic takiego ciekawego sie nie wydarzyło ale z mojej winy troszku pobłądzilismy i skorzystaliśmy ze ścieżek rowerowych na Franowie - mega idiotyczna ścieżka znajduje się przy krzyżówce Szwajcarska / Piaseckiego.

Jakoś dobrnęliśmy do celu, skoczyłem kupić okulary (SG 700 bTwin) i parę rzeczy na drogę (proteiny + napój). Na parkingu pod M1 można było obejrzeć nieoficjalny zlot (h)amerykańskich aut. Zrobiły dobre wrażenia na mnie. Dalsza trasa to był czysty spontan ale za to trafilismy na nowiutki odcinek wzdłuż linii tramwajowej Franowo, by trafić na przystanek przy JPII. Zdecydowwaliśmy się na zwiedzanie Starego Rynku, przy okazji popatrzyłem na moja byłą alma mater i oczywiście na studentki ;-). Trzeba było przyznać, że rowerzystek i tych hipsterskich i tych w uniformie rowerowym, było pod dostatkiem.







Krzywa wieża? ;)

Nówka funkiel droga.

atak na Rynek, Stary.



Na rynku zaczepia mnie fajna dziewczyna, która najpierw odezwała sie po niemiecku a potem angielsku. Zaprosiła mnie do klubu Go Go, znajdujacym sie tuż przy rynku ale musiałem odmówić - no sorry ale roweru to nie zostawię :P ani też bez prysznica ani rusz. Ale uśmiechała się nieziemsko ;-).



W drodze powrotną zdecydowaliśmy na wariant Malta - Swarzędz - Uzarzewo - Promno - Pobiedziska - Czerniejewo - PWR, pokazując Uzielowi piękno pradoliny Cybiny. Oczywiście w Antoninku tradycyjny postój na picie i prowiancik.





Udar czy jak? ;-)
Wiosna dopiero budzi się ;-)

Osuszają jezioro czy jak?

Na wiadukcie w Wierzycach, czyli czerwonym dywaniku odbywa się dziękczynna modlitwa ;-) taka głupawka

Uziel i jego krossik



No ten... :D jutro bedzie przepiękna pogoda, mówie Wam :P

Trasa:
/19+2013+|+P+jak+Poznań/32061

15/2013 | Punkt widokowy Duszno i Skorzęcin

Niedziela, 14 kwietnia 2013 · Komentarze(8)
Kategoria > 100

Plany na niedziele były inne, bardziej ambitne ale niestety pogoda nie za bardzo chciała ze mna współpracować ale też poranny krwotok dał wiele do zrozumienia. Po śniadaniu pomyślałem, ze skoro nie pada, to szkoda byłoby zmarnować dzień na siedzenie w domu. Ostatnie spojrzenie na prognozę pogody i piszę do Uziela, ze mimo wszystko jadę. Gdzie? Celem było Duszno.

Po 12 zjawiłem się u Uziela i tak o to szybkim sprintem podążaliśmy do Witkowa, pisząc w drodze SMSa do Sebka i Matiego. Za Witkowem dogoniliśmy rowerzystów, uczestniczacych w jakimś rajdzie a tuż za Piaskami mija nas Kolega (którego imienia nie znam) zdaje krzyczeć Cześć Bikestats. Takie krótkie WTF?!

No nic dojeżdżamy spokojnie do Trzemeszna, gdzie wkręcilismy na DK15 w kierunku Torunia,zeby na granicy województw WLKP i Kujawsko-pomorskiego zjechać w kierunku Duszna. Dojazd był nieco utrudniony, spodziewałem sie błota (stad sms do Sebka) lecz nie było tak źle (przynajmniej dla mnie, bo Uziel był innego zdania :P).





Dłuższy postój na punkcie, po czym jedziemy w kierunku Trzemeszna ale przez Niewolno, zaliczając po drodze zajebisty zjazd z Vmax 51.4km/h.


Ktoś tu ujebał rowerek :D


Kąpiel?! yyy no...zimno tej.


W akcji


Jak to kurka "niewolno"?!

W Trzemesznie stanelismy i dyskutowaliśmy nad trasą powrotną - przez Jankowo Dolne czy dalej? Rozmowa z Matim utwierdziła mnie, ze lepiej jechać asfaltem, bo póki co w lasach jest zdecydowanie za mokro (tym bardziej ze w nocy musiało popadać). Skoro mamy wracać tą samą drogą, to może zaliczymy krótką wizytę w Skoju - w koncu dlugo przed sezonem. Trochę lasu, trochę szutru, dużo asfaltu później i jesteśmy w skoju a tam wuchta ludzi (wszak niedzielne popołudnie). Na molo zagaduje nas starszy pan, który (jak to okreslił) pozytywnie nam zazdrości. Wspomniał, ze zaliczył kontuzję i przez nią miał kontuzję z głowy.






Popilim, najedlim, popstrykalim i go home ale z przepieknym słońcem, praktycznie w bezwietrznych warunkach - iście prawdziwa wiosna nadeszła, moi drodzy.



Jakaś akcja we Wrześni ... a ja nic nie wiem :D

Trasa
/15+2013+-+Punkt+widokowy+Duszno+i+OW+Skorzęcin/19814

JUtro ponoć ma być bardzo ciepło i .... chyba czas na rowerowanie do/z pracy.

13/2013 | Szlifowanie formy czyli ŚZKKPLCzW

Niedziela, 7 kwietnia 2013 · Komentarze(6)
Kategoria > 100

Niedzielny poranek zaczął od czucia bólu w gardle i przeziebienia po wczorajszej wycieczce ale pogoda zapowiadała się tak niesamowicie fajnie, ze nie było innego wyjścia. Wyjazd z domu tuż po 9tej na spotkanie z Uzielem i nazad pokonać zaplanowaną wcczesniej trasę.

Pewnie sie zastanawacie o co chodzi z ŚZKKPLCzW? Śpieszę się z wyjaśniem poniżej ;-)

Ś jak Środa Wielkopolska
Chwilę czekałem za Uzielem, który potwierdził smsem ze jest w trasie. W międzyczasie rozgrzewka, bo niestety czułem ból w kolanie ale da rade pokręcić. Chwila rozmowy i kierunek Środa Wlkp. Trasa przebiegła bardzo spokojnie, mijając trójkę kolarzy - pozdróffki w powietrzu były ;).

Rozlewisko za Środą - teren objęty ochroną.

Z jak Zaniemyśl
Ze Środy do Zaniemyśla trasa była w porządku, gdzieniegdzie można było usłyszeć siarczyste K..a z powodu znajdujących sie tam dziur ale nie było tak źle. No ale żeby w tym mieśćie nie było Biedronki, to jestem zaskoczony - postój zrobilismy pod Eko Marketem tuż po skromnych zakupach.

K jak Kórnik
Pałerek uzupełniony, więć można było śmignąć w kierunku Kórnika. I tutaj pozdrawiam ekipę kolarską w dość licznej obstawie, zrobiła na nas pozytywne wrażenie, zwłaszcza drogie panie, których można było policzyć na palcach (no, nie licząc babcie, "pędzące" do kościółka). W Kórniku skręciliśmy na ścieżkę wzdłuż jeziora, przyglądając się wciąż zmarzniętej tafli na jeziorze. Pstryk, Pstryk i dalej śmigamy. Na wylocie był taki śmieszny przejazd pod wiaduktem, który miał az 2 metry - można było leciutko przydzwonić ;-)





K jak Kostrzyn
Kolejnym celem był Kostrzyn i tutaj trasa była mega zrypana - zapewne dzięki tirom, które tamtędy przejezdzają. Największą niespodzianką był przejazd przez Strugę Średzką, która zdobyliśmy w zeszłym roku przy okazji keszowania. Nie mogliśmy odmówić sesji fotograficznej.


Do samego Kostrzyna było dość spokojnie, poza dziurami aczkolwiek trzeba było zajrzeć do telefonu, zeby sprawdzić czy dobrze jedziemy.
P jak Pobiedziska (w zasadzie jak Promno też)
Napisałem do Grigora sms, ze będziemy śmigać przez Promno, więc jak coś to można się przywitać - odpowiedz nie satysfakcjonowała mnie, niestety złapał lenia :P. Trasa przebiegała pod wiatr ale była też obfita w zjazdy i podjazdy (logiczne), mijając rowerzystów (kolejnych!!). Wszędzie leżały resztki śniegu, jeziora jeszcze były przykryte warstwą lodową.

Ot, taka traska.
W Pobiedziskach kolejne looknięcie na mapkę w Locusie i śmigamy na Latalice - przekraczamy krajową 5.

L jak Lednogóra
W zasadzie to teren leciutko pagórkowany, z daleka było widać zamarzniete jezioro i skansen w Dziekanowicach. I tak, kolejny postój i tzw. Stacja, odlej sie ;-).


Cz jak Czerniejewo
Wyjeżdzając z Lednogóry, podążamy sporym odcinkiem wspomnianej krajowej 5 do skrzyżówki na Pawłowo. Chciałbym pochwalić kierowców, którzy wyprzedzajac nas, często zjedzali na lewy pas albo mijali zachowując odpowiedną odległość - dzięki! :). Do Czerniejewa trasa przebiegła niezwykle szybko ale i tak wyprzedził nas penerek na (prawd.) 29yersie, który miał dynamit w butach, bo ni cholery nie dało go już dogonić - niska kadencja świadczy o parze w butach.
W Czerniejewie stanęliśmy najpierw pod bramą a potem pod Biedronką, zeby coś do picia sobie kupić. I tak, zupełnie przypadkowo spotkaliśmy Jurka, Kubolsky'ego i Marcina.

Team Września - Gniezno (Zdjecie by MarcinGT)

W jak Września
W Radomicach przestraszyłem się białego dużego psa-misia ale okazało się, stworzenie chciało się z nami zabawić i to nawet wbrew woli właściciela. ;] dość sympatyczne i zabawne zdarzenie. W parku Hrabiny odpocyznek i do domu. :)

Trasa


Wnioski.
1. Wiosna jest coraz bliżej
2. Jest nas coraz wiecej - #bikespotting 40+! ;)
3. Uśmiechajmy się częściej i nie bójmy pozdrowień od innych
4. Kiedy załatają dziury?
5. Jest moc :)
6. Zajebista trasa

Dzięki :)

104 | Puszcza Zielonka - pożegnanie września

Niedziela, 30 września 2012 · Komentarze(6)
Kategoria > 100

Zastanawiałem się nad konkretnym pożegnaniem września a po głownie od dawna chodziły dwie nazwy: Puszcza Zielonka i Duszno. Toteż w sobotę wieczorem zadzwoniłem do Uziela z propozycją i wybraliśmy to pierwsze. Niedziela, zgodnie z prognozami, zapowiadała się bardzo pięknie, prawie idealnie. Prawie bo wyjezdzajac z chaty (Uziel75 podjechał po mnie wcześnie) poczułem spore wmordewind i to to takiego zimnego.


Pomimo chłodnego wmordewindu, droga do Poznania przebiegła nam dość sprawnie, mogłem cieszyć się zarówno z pogody i jak z owoców (jabłek), które matka natura zasponsorowała. Sporo rowerzystów można było spotkać, podobnie jak biegaczy, zwłaszcza w miejscu pierwszego dłuższego przystanku (Kobyle Pole / Antoninek). Także dla mnie nastał sezon na herbatę z termosu.


Następnie wzdłuż Cybiny i jeziora swarzędzkiego jechaliśmy do Wierzenicy (przez Swarzędz, Gruszczyn, Kobylnicę) i tutaj pozdrawiam Cię, Grigor ;]. Po drodze był podjazd pod kątem 8% ale... na moje szczęście szybko się on skończy. Dalej kocimi łbami i polnymi dróżkami do Kicina by tam odbić na punkt widokowy na Dziewiczej Górze - o ile dobrze pamiętam to od Kobylnicy podążaliśmy za żółtym szlakiem.


Trochę zabaw z kamerką było :D








Oczywiście, ze wszedłem na samą wieżę. Podziwiałem piękno okolicy Puszczy Zielonki a zarazem przeklinałem, że tak mi zimno było - wmordewind był znacznie silniejszy niż mogłoby sie wydawać.





Po kolejny odpoczynku, pobłądziliśmy trochę po lasach i zrobiła się dość późnawa godzina. Trzeba było wracać, toteż uczyniliśmy to jadąc przez Mielno, Zielonkę i Bednary w kierunku Pobiedzisk. Dalej to typowo szosowa szybkość w kierunku Wrześni.





Nie zabrakło czerwonego dywaniku, popisywania czy głupawki... :D





I tak w zasadzie minęła Niedziela :) ostatnia wrześniowa. A na koniec


Trasa

98 | XX Rajd Rowerowy Słuchaczy Radia Merkury i wizyta w Gnieźnie

Niedziela, 16 września 2012 · Komentarze(1)
Kategoria > 100

Niedzielny rajd odbywał się w mojej okolicy, stąd też nie spieszyło mi się ani też nie brałem udziału - po prostu jechałem z wolnej stopy. Muszę przyznać ze GTR zrobiło kawał dobrej roboty (jak zawsze zresztą) i podobnie jak w zeszłym roku, spisali się Goście. I przy okazji spotkałem pana Jurka, z którym umówiłem się na spotkanie przy Amfiteatrze. Nie bede więcej pisał, polecam relację z Nowej Wrześni i klik oraz Radia Merkury

Dorzucę tylko kilka zdjęć ;]







Po całym finale w amfiku, postanowilem odprowadzić pana Jurka, najpierw do Czerniejewa by potem kopnąć sie do Gniezna. I tak trafiłem na rundkę wokoł Wenecji, następnie Rynek i ostatecznie zaliczyłem żużlowy stadion, gdzie trwały ostatnie przygotowania do finałowego meczu, w którym stawką był awans do e-ligii. Jak się później okazało, Start Gniezno wygrał na swoim terenie :) Swoją drogą, dziwnei sie jezdzi po wymarłym mieście ;)






93 | HelloSeptember - czyli powitanie września po powiecie wrzesińkim.

Niedziela, 2 września 2012 · Komentarze(3)
Kategoria > 100

Wczorajszy dzien mnie wymęczył, to też dziś wstałem dośc bardzo późno. Cynk od Jasia i w zasadzie plan na niedziele się zrobił.

W zasadzie celem było szybka objazdówka po okolicy z zaliczką punktu widokowego koło Żerkowa. Pierwsza godzina - super szybki speed ze średnią ponad 29km/h. druga nieco wolniej, bo po drugiej stronie Warty są górki a im dalej tym wolniej, bo niestety nie wszyscy mieli wysoką formę ale dali radę.MEga szybki zjazd do Śmiełowa (prawie 63km/h) i w zasadzie Wartostradą z Pogorzelicy do Samarzewa, smignęliśmy do Wrześni. Po drodze spotkałem Uziel75, który jechał w przeciwną stronę.



W domu zjadłem obiadek i po chwili zastanowienia, udałem się na kolejną wycieczkę (w te same okolice) ale w odwiedziny do rodzinki. I tak minęła reszta niedzieli. :).
Poza tym cudowny zachód słońca! :)



Pierwsza część

88 | Środa - Poznań - Promno - Czerniejewo - Września (TTR & Trakt pobiedziski)

Sobota, 25 sierpnia 2012 · Komentarze(4)
Kategoria > 100, Wmordewind

Pogoda w okolicach południa się wyrobiła, to postanowiłem przejechać się do Poznania i wrócić z niego inną trasą (wielokrotnie planowaną ale nie zrealizowaną). Także chwilowa analiza dostępnych ścieżek i .. w drogę.

Do Środy zajechałem w marędobrym czasie, pomimo całkiem niezłego wmordewindu. U siostry posiedziałem i w końcu trzeba było ruszyć. Stąd też ślad GPX zaczyna się właśnie od rynku (fakt ze wróciłem się po małe zakupy). Wcześniej nie znałem tej drogi, więc troche obawiałem się czy nie będzie piachu (którego bardzo nie toleruję) ale do samego Poznania jechało się bardzo dobrze. Transwielkopolska Trasa Rowerowa była dobrze oznaczona, co sprawiało, że rzadko kiedy zaglądałem do telefonu Przeważnie miałem do czynienia z drogą asfaltowo-gruntową, niekiedy pełną polnych kamyczków i białego kruszywa (te są bardzo be).


Będąc na pograniczu Malty i Antoninka, postanowiłem skoczyć w odwiedziny do przyjaciół - dłuższy żabi skok i byłem pod Termami Maltańskimi. Musiałbym kiedyś się tam przejechać ale jakoś nie spieszy mi się. Następnie powrót na szlak i podążałem dobrze znaną mi ścieżką wzdłuż Cybiny i Jeziora Swarzędzkiego. W Gruszczynie chwilowy postój na uzupełnienie napojów (wszak godzina wieczorna się zbliżała) i dalej na Uzarzewo - droga w większości to utwardzona gruntówka, dało radę gnać ;)








W Uzarzewie muzeum zamknięte na 4 pusty, W Biskupicach miałem okazję wysłuchać próśb księdza w kwestiach Bierzmowania młodzieży, która ma przyjąć we wrześniu a przed Promieńkiem wkroczyłem do.... Parku Krajobrazowego i dalej lasami błądziłem. Zaliczyłem jezioro Dębiniec i do tego momentu troche się pogubiłem. :D Trafiłem na jakieś osiedle i ... jechałem za całkiem ładnymi zgrabnymi rowerzystkami. Także ten :D chwilowa dezorientacja terenu.






Powróciwszy na szlak, przeciąłem drogę z Kostrzyn - Pobiedziska i dalej obok jezior Brzostek i Wójtostwo dojechałem do Kapalicy. Następnie odbiłem w prawo i dzięki skrótowi znalazłem się na szlaku zwanym Traktem Pobiedziskim, która prowadziła przez Wagowo do Nekielki. Właśnie, w Wagowie zwątpiłem czy dalej przejadę bo przecież jest droga ekspresowa a znaki mówiły o drodze dla maszyn ale na szczęście był przejazd pod wiaduktem. Zmiana planu nastąpiła w okolicach Czerniejewa, bo robiło się mega ciemno a nie miałem tak zajebistego oświetlenia, żeby móc lecieć przez las.





Tak narodziła idea kopnięcia się szlakami: TTR do Poznania, z Malty czarno-niebieskim szlakiem do Uzarzewa przez przepiękne tereny Cybiny, jeziora Swarzędzkiego a także obok pradoliny Cybiny a kończąc na Parku Krajobrazowym Promno i przejazdem obok Babskich Jezior do Czerniejewa. Do Wrześni postanowiłem wracać już asfaltem ale w jednym momencie przeżyłem chwile zgrozy - jakis palant w sportowym woziku jechał tak szybko, że ledwo zauwazył mnie i zaczął hamować... a że trafił w dziurę to poniekąð przez chwile stracił kontrolę nad autem. Kupa dymu, pisków i strachu...