Piątkowy poranek zapowiadał się dość słonecznie, więc w koncu wybieram się rowerem do pracy, oczywiście do Gniezna DK15. Dla zasady palantów nie brakowało, były wymuszenia, wyprzedzenia na trzeciego ale żaden z nich nie mógł mi przeszkodzić w dotarciu do pracy ;-)
Po pracy miałem jechać do Trzemeszna przez Jankowo Dolne i Wymysłowo ale dostałem smsa od Uziela i cóż, plany się zmieniły. Umówiliśmy się na spotkanie w Witkowie, także w Lubochnii odbiłem na trasę leśną do Piasków, gdzie trasą Trzemeszno - Witkowo dotarłem do celu i to sporo wcześniej. Dalej z Uzielem udaliśmy się D260 w kierunku Wólki, w Mielzynie mijamy młode siksy, co piły oranżady ale widać było, ze rozpoczęły wakacje ;-). Zaraz po tym skręciliśmy na boczne dróżki, prowadzące do samego Strzałkowa. Stając przy sklepie polskim nie sposób nie przeczytać takiej o to informacji: Aż się chce napisać: co mi zrobisz jak mnie złapiesz? Dalej udajemy się w kierunku Pyzdr ale bocznymi, mniej ruchliwymi ale też dziurawymi dróżkami przez liczne wsie. Dolina Wrześnicy? i pchający rowerek Jedyni ale zacni mieszkancy Zakole Wrześnicy w Sokolnikach Panorama na rozlewiska Warty
I tradycyjnie zdjęcia z mostu w Pyzdrach ;-)
Dla porównania znalazłem filmik z 2010 roku:
Na zakończenie w rytmie Daft Punk Get Luck słońce tak nas zegnało ;)
Bardzo ciepły poranek - aż za ciepły - i gdyby nie ten wiatr, to byłoby bardzo źle. Do Gniezna dojechałem DK15 dość dobry tempem i na spokojnie mogłem zrobić sobie zakupy. Zastanawiałem się, gdzie udać po pracy, w końcu wolne popołudnie, to i możliwości spore. Pierwsza myśl: Jankowo Dolne, objazd jezior Wierzbiciańskiego.. Kubolsky na FB wrzucił zdjęcie z info, ze jest nad jeziorem. Zadzwoniłem do niego ale jadąc do Lubochnii stwierdziłem, ze jednak odpuszczę Jankowo i przejadę się do Kujawek. Dość ciekawe jeziorko ale plaży znaleźć nie mogłem :P Next time Jeszcze wcześniej ustaliłem z Uzielem, ze spotykamy się, jak zawsze, w Skoju i tam na molo sobie odpoczniemy. No to jedziemy dalej przez las, przecinając trasę Witkowo - Trzemeszno, strasząc biedne panie na rowerach ("O JEZU!") oraz topiąc się w piachach (bleh, dopiero co smarowalem łańcuch). Fryyytki - dawno tego nie jadłem :p
Będąc w Skorzecinie (wieś) obrałem kurs na Rybakówki (inaczej: na szagę przez las do OW) i jak się okazało, wyprzedziłem Uziela o jakieś 300-400m. A co w ośrodku?! Powoli się budzi, robi się bardzo interesująco (zgadnijcie :P) i chyba rozumiem Uziela, po kiego grzyba tak czesto przyjeżdża ;-).
Zrobiło się trochę późno, zatem trzeba było zbierać się i zwijać dywan do Wrześni. Za Gorzykowem Uziel przypomniał o pomniku, na który kiedyś zwróciłem uwagę. Podjeżdżamy i ...pierwsze co sie rzuca to marmur z symbolem Ameryki, amerykańskiego bombowca - całość podsumował przelatujący niedaleko nas Hercules, stacjonujący w pobliskim Powidzu. Jak się okazało, jest to tablica pamiątkowa poświęcona pamięci załogi amerykańskiego samolotu B-17 "Try'n Getit". 19 marca 1945 roku na wskutek uszkodzenia w trakcie walki z niemiecką armią, został zmuszony do lądowania nieopodal Czajek (napisałbym, ze raczej blisko Gorzykowa) ale najważniejsze, że nikt nie został ranny. W Mierzewie stacjonowała radziecka armia, która zabrała niespodziewanych gości do pałacu a sama zaczęła rozbierać, zabierając sprawny silnik i karabiny maszynowe. Parę dni później, reszta zniknęła dzięki mieszkańcom. I tak naprawdę zapomniano o tym wydarzeniu ale dzięki miłośnikom historii z Witkowa, pamięć przywroco, odpowiednio oddano hołd. Więcej info znajdziecie tutaj. Świetna sprawa.
W nocy z piątku na sobotę zaplanowałem sobie trasę na Koniec Świata, z przejazdem przez Marszew i Gołuchów (ponad 240km) - jako istotne cele do zdobycia. Ustawiłem budzik...który mnie nie zadziałał - taka karma, legenda o budzikach na androidzie. Zatem pozostaje tylko Gołuchów (i Marszew po drodze).
Wyjazd tuż po 9AM, Uziel nie jedzie, bo boi sie dziurawych dróg na swoich Slickach (wszak nie było ich za wiele ;-) i jadę na Pyzdry, gdzie zrobiłem pierwszy zakupowy przystanek - woda, banany i ciastka. Następnie fragmentem Tour de Pyzdry dojezdzam do Rudy Komorskiej i odbijam na Lisewo - widzę, że podobnie jak w Pyzdrach Warta, Prosna rozlała i podtopiła lokalne łąki ale zauważam także, ze powoli woda opada. I tutaj zorientowałem się, że jadę trochę inaczej niż zaplanowałem ale nie szkodzi bo miałem widok na piękne wzniesienie Szwajcarii Czeszewsko-Żerkowskiej. Mijam wszelakie wsie i miasteczka, będące dość charakterystyczne dla tego subregionu, mnóstwo małych i zaniedbanych gospodarstw, nierzadko sypiące się budynki gospodarcze. Trochę żal sercu się robi.
Pierwszy poważny postój zrobiłem w Marszewie - w miejscu gdzie tato chodził do szkoły - miałem szczęście, że trafiłem na jakieś Dni Pola, bo dopiero co sie rozkładali przedstawiciele firm a ja spokojnie mogłem pojezdzić tu i tam.
Do Pleszewa był rzut beretem, przecinam DK12, błądzę po rynku i odnalazłem alternatywną drogę do Gołuchowa - muszę przyznać, ze pomimo strasznego widoku dworca PKS, rynek w Pleszewie jest piękny, co więcej za darmo wifi mają ;-).
Kolejny dłuższy postoj to w Gołuchowie, gdzie znajduje się park, zamek czy hodowla zwierząt leśnych. Ten Park to swoiste arboretum, będące Ośrodkiem Kultury Leśnej. Twórcami tego parku są: Izabella hr Działyńska z rodu Czartoryjskich, Jan hr Działyński oraz ogrodnik Adam Kubaszewski. Teren parku to obszar wynoszący ponad 158ha, obejmujący ~3.kilometrowy odcinek Doliny Rzeki Ciemnej, będącej dopływem Prosny. Mówi się o ponad 80 tysiącach drzew, sporo z nich to okazy pomnikowe oraz niezwykle rzadkie odmiany w skali europejskim. Skoro mowa o parku, to oczywiscie nie sposób ominąć pokzazowej zagrody zwierząt, gdzie można spotkać hodowle żubrów czy koni polskich, pochodzących z Roztoczańskiego Parku Narodowego. Warto tu zrobić dłuższy odpoczynek, zwłaszcza ze przebiega tutaj szlak TTR.
PO tym wszystkich obrałem kierunek Września ale koniecznie chciałem zatrzymać się nad malowniczą Prosną. I tak o to trafiłem do D442 Kalisz - Września, w przeciągu godziny byłem już w Pyzdrach.Zatrzymałem się na parkingu, aby dać stopom odpocząć. Doszło też do spotkania z Romulusem . Następnie Wartostradą pognałem do Samarzewa i bocznymi drogami na Wrześnię.
Pogoda od samego rana była cudna a do tego praktycznie bezwietrzne warunki, więc śmiało śmignąłem do pracy rowerem. Wyjechałem ciut później ale o dziwo zdążyłem do pracy, do tego zakupy po drodze - wszak śniadanio-obiad trza zjeść ;)
W pracy zastanawiałem się, gdzie by uciec popołudniu, bo do domu nieśpieszno a i potrzebowałem takiego aktywnego odpoczynku. Postanowiłem przejechać sie do Skoja, do którego też wybierał się Uziel. Skorzystałem z wcześniejszych zapisów gpx i pojechałem w kierunku Wierzbician.
W Lubochni zrobiłem krótki postój, by w końcu zobaczyć jezioro Wierzbiciańskie - trzeba przyznać, ze teren jest atrakcyjny ale woda chyba zbyt zielonkawa :P.
Po drodze spotykam żwirownię, którą znam z innej strony i była to okazja na krótką sesję foto (jak zawsze :P). Dalej pojechałem w kierunku Gaju / Sokołowa lasami, przecinając drogę Trzemeszno - Witkowo (bodajże żółty szlak). I w końcu z Sokołowa do OW w Skorzęcinie to było rzut beretem.
I tak jak planowałem, w Skorzęcinie byłem grubo ponad godzinę, obserwując otoczenie a jednocześnie wcinając zamówioną w źródełku zapiekankę. I doszedłem do wniosku, ze coś za dużo podstawówki i gimbazy w tym miejscu. Oczywiście byli tacy, co się kąpali. I w końcu nadjechał Uziel - pogadaliśmy parę minut i musiałem wracać do domu a przynajmniej tak planowałem ;-),
Wyjeżdżając z ośrodka wykręciłem w lewo, sprawdzając dokąd ta droga zaprowadzi mnie. Ku mojemu zdziwieniu, w tych rejonach było spore osiedle jednorodzinne oraz wielki skrót w porównaniu do szosy - czyżby sposób na ucieczkę przed korkiem w sezonie letnim?
A dalej polnymi dróżkami śmignąłem przez Wiekowo i Ruchocin(ek) do Mielżynia - zadzwonił Jasiu z propozycją wspolnej przejazdki. I tak dojechalismy do Wrzesni, gdzie złapalem panę :/.. Nowa opona w drodze.
W nocy Kkkrajek zaproponował mi wspolną przejazdkę w ramach Rajdu Fortuny 2013, na którą wybiera sie z MikDarkiem i tatą. W zasadzie nie odmówiłem, choć zastrzegłem, ze wszystko zależy od samopoczucia. A to rano było w porządku, więc szybkie śniadnko, sprawdzanie czy wsio gra po wczorajszy i zapierdalanko do Miłosławia... pod Pałac dojechałem ze średnią 29.2km/h. Wspólnie odjedżaliśmy jako ostania grupa i dość szybko zweryfikowaliśmy, ze robimy własny trzyosobowy team - nie zeby przeszkadzali ale najbezpieczniejsza jazda jest w małych grupach. Niemniej, nie spodziewałem się ze tylu rowerzystów wstawi się na starcie w Miłosławiu już szczególnie na mecie w Hermanowie! Jedziemy swoim tempem w kierunku przeprawy promowej, rozmawiamy w trójkę, wspominając wycieczki, wyprawy keszowe i rowerowe. W Nowej Wsi Podgórnej rzeczywiście Warta "roztyła" się ale na potrzeby rajdu prom działał... I powstał ponad godzinny korek, co podsumowaliśmy wspólnie: - Pyzdry? - Przecież tyle czasu czekać nie będziemy - Zatem jedziemy I choć tu nie widać, to praktycznie czułem sie jak w górach. taka sytuacja
Lgów Dębno
Na pierwszy punkt w Śmiełowie dojechaliśmy dość szybko, z przerwą zakupową w Pyzdrach. Ja wprawdzie udziału w konkursie nie brałem i podobnie jak w zeszłym roku, byłem bardziej strzelcem / obserwatorem. Dalej do Lgowa pod zabytkowy kościółek a potem do Dębna. I finiszowaliśny w folwarku konnym Hermanów.
Nie trzeba mieć ferrari, wytarczy prywatny helikopter i prywatna petrochemia ;D Jak to w folwarku bywa, różne zwierzęta i ptaki mieszkają. Tutaj np. Kozy. Strusie
Atmosfera rodzinna rowerowa, zatem godnie dzisiejsze święto rowerowe uczciliśmy. Mikadarek musiał lecieć do domu a my z Kkkrajkiem trochę później, przed 1PM, wyjechaliśmy.
Postój przy keszu, który serwisował Krrajek
Do domu powrót DK11, aż do Brodowa a potem bocznymi do samej Środy, gdzie złapałem panę - tjaa kevlarowe opony ale jestem zdziwiony, ze po 3k kilkometrach opona na tyle jest już slickowa. Czyżby musiał ją na przód zamienić?
A na mecie dzisiejszego dnia: Grill zamiast obiadu oraz ciepłe mleko z miodem.
Trasahttp://www.navime.pl/trasa/127805
Na trasie były obecne kaczki dziennikarskie z WW i NW (polecam to drugie, bo byli do końca)
<big></big> Zawsze jest coś do zrobienia w soboty, dlatego też w moim przypadku wyjazd był możliwy dopiero w okolicach południa. Uziel już wcześniej wyruszył do Skoja a ja...pomyślałem, zeby objechać w koncu powidzkie jezioro ale nie po piaskach a jeno po asfalcie.
Szybki pogląd na prognozę pogody, która nie miała dla mnie zbyt wesołych informacji ale...zaryzykowałem. Szybko śmignąłem przez miasto, spojrzałem na panów w radiowozach i tyle mnie było we Wrześni. Za Grzybowem zauważyłem, ze idą gratanowe chmury, stwierdząc ze będzie pizgać we Wrześni. Dałem cynka Uzielowi, który testuje od wczoraj slicki. Hehe, odgraża mi, ze tym razem on będzie zapierdalał po drogach ;-))
Do Witkowa dojechałem dość szybko, ze średnią oscylujaca na poziomie 28km/h i na podjezdzie spotykam wracajacego ze SKoja Uziela. Szybka wymiana zdań i jedziemy dalej.
A za Witkowem zauważyłem kłeby ciemnego dymu, jakby się paliło..im bliżej tym bardzie zalatywało koksem ale wkrótce otrzymałem odpowiedz..
W każdym razie mamy sezon na podróżowanie Gnieźnieńskiej Kolei Wąskotorowej, która posiada bogatą historię i jak się okazuje - wspolny mianownik z Wrześnią. Wiecej info o GKW - http://www.gkw-gniezno.pl/
Niezłe chmury się gromadzą.
W Powidzu odbijam na Przybrodzin i zaczyna się pseudo-droga :/, która kończy sie dopiero w Sierniczach Wielkich (tzn. niektóre odicnki były dość przyzwoite).
Dojezdzając do Anastazewa, zaczęło padać... a właściwie lać ale zdązyłem uciec na przystanek PKS - pierwszy przymusowy postój. I wtedy poczułem sie dość dziwnie, nie umiałkem określi co to może być ale lecimy dalej na Giewartów przez Naprusewo i Kosewo. I nagle przed Giewartowem poczułem, jak żołądek świruje, uniemożliwiając dalszą jazdę..i musiałem awaryjnie wylądować przy restaruacji na przeciwko Kościola.
Stojąc nad jeziorem przyglądam się zbliżającej chmurze deszczu i podjąłem decyzje ze tu przeczekam.
Prwie godzina przerwy, która nie dość ze nudny to jeszcze straciłem siły przez ten żołądek. I zastanawiałem sie czy dalej jechać....W sumie nie mam innego wyjscia jak dojechać do Słupcy i skorzystać z KW. ..
Po drodze mijam grupę rowerową z Warszawy, która udała sie w pielgrzymkę do Gniezna. I właśnie szukała lepszej drogi do pierwszej stolicy, bo ta na Polanowo wyglądała dość tragicznie po ulewach.
Dojezdzając do Słupcy, skoczyłęm do lidla po banany, zeby podładować energię na powrót do Wrześni - niestety drogę na Pyzdry sobie odpuszczę.
Tak na zakończenie - reklama Techpaku ;-)
W drodze powrotnej poczułem przypływ energii także znów podniosła się średnia prędkość. Dojechałem do domu, zjadłem obiadokolację i żołądek choć trochę sie uspokoił.
Pomysł na Kaliszfornię powstał po wczorajszej wycieczce i w sumie tylko warunki pogodowe mogły zepsuć koncepcję dzisiejszego wyjazdu - spooory wmordewind i bardzo ostre słoneczko. Ale najgorszy etap to pobudka, nie mogłem za nic się dobudzić rano i jakoś ze sporym opóźnieniem wyruszyłem.
Z Uzielem umówiliśmy się pod Tesco ale ostatecznie spotkaliśmy się na granicy w Borzykowie - myślałem ze będzie on pierwszy ale ... okazało się, ze rozpędziłem i musiałem poczekać ;-) Wspolnie dojechaliśmy do Pyzdr, chwila postoju na moście i jazda.. O ile między Pyzdrami a Gizałkami było przyzwoicie (bo lasy), o tyle do samego Kalisza była nieustanna ciągła walka z wmordęwindem, który robił co chciał. Do takiego stopnia, ze rozpędzony z górki do 35km/h, wiatr wyhamował mnie praktycznie do zera. To jeszcze było do zaakceptowania.
Strażnicy czuwają.
Gorsze od rześkiego (ale jednak) wmordęwindu, były 2 rzeczy: zjebana droga i kijowi kierowcy wszelkich pojazdów. Jednym słowem to tylko Polska. :/
Wracajmy do meritum sprawy. Za Giżałkami zaczęły się pierwsze tereny prawie-wyżynne, a wiatr wcale tak nie ułatwiał. Ale jakoś dojechaliśmy do tego całego Kalisza - na zasadach wymiany lidera, najpierw uziel a potem ja, i znów. W Kaliszforni pozwoliłem sobie na mały postój ze spagethi w roli głównej - tutaj wielkie dzięki Snow za podpowiedz odnośnie lokalu. Ogólnie, Kalisz to najstarsze miasto w Polsce, ma swój klimat ale niestety nie jest do konca przygotowane pod kątem turystyki rowerowej ani pieszej.
Pierwszy techniczny postój w Choczu (bateryja od aparatu padła) Piła Tango ;-) Kaliszfornia Tango Pomódlmy się o dobre żarełko Dobra, to gdzie my tu jestesmy W tle Sanktuarium Św. Józefa Tym razem tylko 75km Zapomniany szlak rowerowy w akcji
Nieopodal Brudzewka Bunkier należący do linii nad Prosną w ramach Armii Poznań. Piknikujemy
Droga powrotna to była czysta bajka i godna współpraca z wiatrem (który ustał w godzinach wieczornych) ale nie największą zmorą były dziury i debile za kierowcami. Taki dłuższy postój zrobiliśmy tuż przy bunkrze w okolicach Brudzewka - tutaj zasługa Uziela, bo to on zauważył. Pozwoliłem zajrzeć do środka i stwierdziłem, że jest w dobrym stanie ale niestety tego samego nie mogę powiedzieć o okolicy, której zasłania mały lasek - szkoda, bo nieopodal płynie sobie Prosna. Tutaj możecie przeczytać coś wiecej o linii bunkrów, skupionych wokół Kalisza ( i tym samym Wlkp).
Pomimo zmęczenia, nadal miałem powerek, co udowadnia ten filmik, nakręconego z bolidu Uziela:
Do samej Wrześni jechaliśmy z dobrym tempem, z przerwami na krótkie rozmowy, bo za dużo aut było (niedzielne powroty) i nie chcieliśmy dokładać cegiełki do statystyk wiadomo czego.
Nie ma baru nad Wartą :/
Najgorsze jest to, ze zjaraliśmy się jak kurczaki na rożnie - ot taki pierwsza letnia opalenizna kolarska na poważnie. I chyba najdłuższa wycieczka w tym roku. ale to oczywiscie nie koniec ;)
Trasa
Miałem odpuścić dzisiejsze rowerowanie, gdyż od samego rana użerałem się z urzędasami oraz z powodu nieprzespanej nocy. Ale dzisiejsza temperatura, zbliżona do letniego okresu, sprawiła że pragnienie kręcenia było silniejsze ode mnie. Zatem pytanie - dokąd tym razem.
Przyznacie mi rację, że jeśli odpocząć to tylko na rowerze, z dala od cywilizacji ;-) To też postanowiłem skoczyć nad powidzkie i tam przesiedzieć popołudnie ( w zasadzie to drzemnąć ;P). Przedtem musiałem domknąć kilka rzeczy i też zrobić sobie prowiancik na drogę.
I tak po godzinie 14. wyruszyłem w trasę, zaliczając krótką wizytę u tow. Uziela w pracy - mam nadzieję, ze niebawem wrócisz na wycieczkowanie w pełni zdrów. Przed Powidzem zauważyłem cyklistę, który nie tylko nie odmachnął (nie przywitał) to jeszcze zaczął uciekać przede mną. Nie mogłem pozwolić sobie na taki numerek, zatem podjąłem wyzwanie i wygrałem w cuglach - zostawiłem go w tyle na prostej, z górki. W samym Powidzu spokój, mało ludzi, głównie młodzi rodzice z dziećmi oraz fani windsurfingu. W sumie to woda była w miarę ok, nie tak lodowata jak miesiąc temu ;-). Poleżałem, obserwowałem i śmiałem się z dziewczyny, która uczyła się windsurfingu ale przede wszystkim wyciszyłem - tego dziś potrzebowałem.
W drodze na górę gradową?
Po dłuższej chwili zacząłem sie zastanwiać dokąd tym razem? Wracać do domu czy może jechać gdzieś dalej, np. nad Wartę? Zajrzałem do locusa, wybierałem różne warianty (Objechać j.powidzkie, łącznie z Anastazewem czy Słupca - Ciążeń - Pyzdry - Września). Niby wybrałem drugą opcję ale z uwagi na dość porywisty ciepły wiaterek, ostatecznej decyzji nie podjąłem.
Wyjezdzajac z Powidza obrałem kurs na dawno nieodwiedzane Polanowo i tam czekała mnie niespodzianka: Bernadyn, który sobie chadzał po całej drodze. Początkowo spora panika, spierdalać czy sposobem Uziela zejść z roweru, pozwolić obwąchiwać i pogłaskać delikwenta. I najlepsze w tym wszystkim jest to, ze podszedł, popatrzył, wybadał i ... olał moją sakwę :/ Zawiedziony podstawą jegomościa, pojechałem dalej, tym razem leśno-polne odcinki dróg.
Za Giewartowem mija mnie rowerzysta (niedzielny) zapierniczający na rowerze marki hi-tec (o.O) ale parę minut później role się odwróciły. W Słupcy miałem okazję przyjrzeć ścieżkom rowerowym a w zasadzie znakom drogowym. Pozostawiam to bez komentarza. Pod Lidlem zauważyłem ze GPS logger samoczynnie się wyłączył - ciekawe, z jakiego to powodu.
Wrześnica w Samarzewie Ekipa Rolkarzy Warta w Nowej Wsi Podgórnej
Tak do zapamiętania
Do domu wróciłem tuż po zachodzie słońca - idealny czas, bo zdążyłem obejrzeć gol Messi'ego w meczu FBC z Realem ;-). A jutro to zmiana łańcucha na drugi zestaw.
Dzisiejsza niedziela była ostatnim dniem długiej majówki, dlatego miała być dniem odpoczynku przed powrotem do pracy. Nie wytrzymałem i po ciepłym obiedzie, postanowiłem zrobić mały rekonesans po okolicach, w których dawno nie byłem - ze 2 lata temu, z kkkrajek18.
Oczywiśćie napisałem do niego, niestety miał inne plany. Cóż, bywa. Zatem trasa zaplanowana, obiad zjedzony, napoje wyszykowane. Zdążyłem wyprawić rowery moich rodziców, którzy też mieli w planach rowerkowanie po niedalekiej okolicy - wszak piękne popołudnie było.
Początkowo jechało się ciężko, bo pod wiatr i do tego odczuwałem ból mięśni po wczorajszej wycieczce, który zmiejszał się wraz z kolejnymi kilometrami.
Ot Garbus wita w Garbach ;-) W Solcu
Dłuższy postój zrobiłem nad Wartą w Solcu, popatrzyłem na agroturystykę, na most kolejowy i na ludzi, którzy spędzali wolny czas na świeżym powietrzu. Pomogłem zrobić zdjęcia parce (swoją drogą ładna dziewczyna) - sesja przy takiej pogodzie mogła wyjść :)
Dalej, zupełnie na lajcie postanowiłem pojechać do Nowego Miasta nad Wartą, najpierw na zamknięty most dla ruchu aut, by przyjrzeć się pracy robotników a następnie na polanę nadwarciańską, gdzie budują przystań dla łódek, jachtów itp.
Stary most nad Wartą Robią a właściwie psują.
Do Hermanowa było rzut beretem i także postanowiłem zwiedzić i w sumie nie byłem zaskoczony ilością koni mechanicznych oraz nożnych. Z roku na rok Folwark robi się coraz popularniejszy - i bardzo dobrze, bo ma swój klimat (dla portfela też :P).
Dla odmiany Agroturystyka na Lutynii chyba nie cieszy się dużą popularnością. Wprawdzie nie wjeżdżałem tam ale po samym wyglądzie można wysnuć odpowiednie wnioski. Za to droga z Dębna do Lgowa była pełna niedzielnych rowerzystów - Good.
Do Żerkowa dojeżdżam od strony Bieździadowa (od dawna jest to mój ulubiony i chyba najłagodniejszy podjazd do tego miasta) i zatrzymuję się na kolejne małe zakupy - woda mineralna + banan. I tutaj miałem przyjemność poznać Kamila i jego Krossa Level B3 (29") - chwila pogawędki i okazało się, że zna Mikadarek'a. Następnie podjechałem pod wieżę telewizyjną i z niej zjechałem - ostrożnie, bo życie mi miłe :P Za to wyszalałem na prostej z punktu widokowego do Śmiełowa, jadąc z prędkością 61.5 km/h! Frajdy nigdy nie za wiele ;-)
Gotów? Uff. Tam byłem o!
Spojrzałem na pałac w Śmiełowie - pełno ludzi - i szybka decyzja, ze jadę na Pyzdry przez Rudę Komorską. Nie wiem, czy miałem przyjemność jechać nowiutką drogą ale jechało się rewelacyjnie i szybko aż do drogi Pyzdry - Kalisz. A na moście w Pyzdrach poweekendowy zator drogowy - czegoś takiego nie widziałem w tym mieście. Z jednej strony koniec weekendu z drugiej zamknięty most w Nowym Mieście nad Wartą sprawiło, ze ruch na trasie Pyzdry - Września jest straszny.
Dalej pognałem wzdłuż Wartostrady do Samarzewa - piękne panoramy nadwarciańskie. Stojąc za Ratajami pozwoliłem sobie załączyć najnowszy album Armina van Buurena na Spotify - Intense. I tak do samej Wrześni, do samego rynku, gdzie spotkałem kumpelę na jej zmechanizowanym czarnym rumaku. :)
Tyle jej było ;-)
To tyle, jeśli chodzi o długi weekend majowy. Do zobaczenia za rok!
Znów odwiedziłem Kórnik ale do Poznania trafiłem zupełnie inną i ciekawsza trasą. a to za sprawą @anks. Kilka dni temu zaproponowała wspólny wypad rowerowy - dopiero raczkuje na dłuższych dystansach.
Do końca nie wiedziałem czy spotkanie dojdzie do skutku - lekki katarek, a do tego czyszczenie roweru, zwłaszcza łańcucha (:P) po wczorajszym mokrym rajdzie. Na szczęście zdążyłem ogarnąć kilka spraw rodzinnych oraz rower, więc wystarczyło się ubrać i przyrządzić lekki prowiant na drogę.
Jako miejsce spotkania wybraliśmy Kórnik, do którego docieramy w podobnym czasie. Po przerwie obiadowej ruszyliśmy dalej, w kierunku Poznania i były to tereny mi obce, wiec z przyjemnością podążałem za nią. W ten sposób skorzystaliśmy z kładki nad S11 (zwaną trasą katowicką) w Borówcu.
Nad jeziorem Kórnickim 2 Kellysy Jak zwykle bawię się telefonem :P
I na szage przez leśne odcinki, które miejscami były ciężkie do ogarnięcia :|. Wiecie, sypki piach, rozjedzone drogi leśne czy wieeelkie wodne bagienka, jak to w lesie bywa.
A to właśnie Anks :)
Moje największe zdziwienie to... Wieża a w nim House Club - Wujek G mówi ze jest to plejs klubu motocyklowego. Oryginalna miejscówka, czyż nie? :)
Z Anks pożegnałem się nieopodal Malty, gdyż późno się zrobiło i trzeba było wracać do domu. Tylko jaką drogą? Niedawno jechałem przez Zalasewo / Gułtowy / Giecz, to dla odmiany wybrałem sobie trasę wzdłuż Cybiny, przez Promno, Pobiedziska i Czerniejewo.
Nad stawami w Antoninku Postój w Czerniejewie
Prawdziwy wiosenny dzień! I dzieki Anks za wycieczkę:)
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger