Wpisy archiwalne w kategorii

> 100

Dystans całkowity:17730.58 km (w terenie 456.86 km; 2.58%)
Czas w ruchu:740:38
Średnia prędkość:23.94 km/h
Maksymalna prędkość:70.60 km/h
Suma podjazdów:6077 m
Maks. tętno maksymalne:234 (118 %)
Maks. tętno średnie:147 (74 %)
Suma kalorii:29351 kcal
Liczba aktywności:145
Średnio na aktywność:122.28 km i 5h 06m
Więcej statystyk

112/2013 | Przedświąteczna herbatka w Skorzęcinie

Niedziela, 22 grudnia 2013 · Komentarze(7)
Kategoria > 100, Wmordewind
Uczestnicy

Uziel w połdunie zaproponował wypad do Skoja - jakże inaczej ;-) - ale dopiero wieczorem bo prognoza pogody przewidywała opady deszczu. I rzeczywiście troszkę się rozpadało ale koniec konców udało się wyjść na rower. Przedtem uzgodniliśmy ze wypijemy sobie po herbatce na molo - z okazji zbliżających się swiąt Bożego Narodzenia.

I tak od słowa do słowa, po 17 pojawiłem się po niego i wspólnei udaliśmy się w stronę Skoja. Przy okazji przyjrzałęm się jego nowej zabawce, która zrobiła ogromne wrażenie na mnie. Na wysokości Gorzykowa musieliśmy mentalnei przygotować się na ewentualny atak wściekłych psów z gospodarstw, z którymi mieliśmy do czynienia w sierpniu ale tym razem udało się uniknąć konfrontacji z nimi.

I tak o to po 18 zagościliśmy na molo w Skoju, gdzie panowała totalna ciemność a szum wody potęgował strach. W trakcie ceremoniału picia herbaty z termosu pod pobliski dom wypoczynkowy podjechała fura; początkowo mysleliśmy ze to jakaś ochrona a jednak była to grupa młodzieży z latarkami... Im dłużej staliśmy, tym dupska i palce stawały się lodowate. Droga powrotna była ciężka, wmordewind szalał i nie dawał spokoju.

We Wrześni pozwoliłem sobie na krótką sesję świątecznej Wrześni.

ul. Warszawska

Choinka na rynku

I tak przed 22 dobiłem do domu.Głód rowerowy zwiększa się z każdym dniem, mimo ze biegam i chodzę na spinning - cykloza prawda?

105/2013 | Osowa Góra + WPN

Sobota, 26 października 2013 · Komentarze(10)
Kategoria > 100
Uczestnicy

W piatek z Uzielem zastanawialiśmy się nad sobotnia trasa, ponieważ ja chcialem pojezdzić po lesnych i nadawrciańskich terenach, które mogly byc dość wilgotne. Glownym celem wycieczki byl punkt widokowy przy Osowej Górze, która w maju tego roku mialem okazję zdobyć i chcialem zobaczyć jak WPN wyglada teraz jesienia.
Spojrzenie na średzkia cukrownie, nalezaca do niemieckiego Pfeifer & Langen (Diamant)
Start ustaliliśmy o 7 ale za bardzo nie chcialo mi się wstawać, poza tym warunki pogodowe z rana byly dość niepewne, bowiem mial padać deszcz. Ostatecznie wyjazd byl po godzinie 8 i udalismy się w kierunku Środy Wlkp. Poczatkowo nie bylo latwo, ponieważ mięśnie ospale, niechętne do wspólpracy. dopiero za Środa obudzily się, kręcilo się znacznie lepiej - pierwszy postój zaliczylismy na trasie do Slupii Wielkiej, przebrania, wyrównanie temperatury pod ciuchami itp. Uziel wyszedl z inicjatywa ominięcia Kórnika i skorzystanie z innego, dotad mi nie znanego, fragmentu drogi w kierunku Rogalina - z Bnina przez Radzewo i Radziewice, po tym powrót nastapil w Swiatnikach. Rogalin wita nas kropelkami deszczu, co zmusilo nas do ubioru kurtek przeciwdeszczowych i zepsuly sie humory. Cale szczęscie ze byly to przelotne opady.
Nad WartaDojazd od strony Pożegowa
Do punktu widokowego dojezdzamy od strony Pożegowa - dlugi piękny i asfaltowy podjazd, z 65m zrobilo się 121m. Osowa Góra jest najwyższym wniesieniem w odrębie WPNu o wysokości 131.2m n.p.m., zaś powstaly w 2011 roku punkt widokowy, ulokowany na Gliniankach, ma ok. 17m wysokości. Z niej widać świetnie tereny należace do WPNu, Mosinę i Luboń oraz w oddali Poznań. Zrobilismy tu dluższa przerwę na regeneracje oraz na zwiedzanie - w sumie bylo to nam na rękę ponieważ w międzyczasie rozpadalo się dość konkretnie mogliśmy przeczekać pod strzechami altanek, znajdujacych na terenie punktu widokowego. Trzeba dodać to byl swietny pomysl w ramach lokalnej turystyki.
Punkt widokowy w calym caluPanorama nr 1Panorama nr 2Spojrzenie na GliniankiPrzelotny deszcz w oddaliTen czerwony to Uziel ;-)Wspomniany wczesniej Uziel fotografuje mnieNo to lecimy dalej
Po fotosesji, sjesty trzeba bylo ruszyć w dalsza trasę i od tej chwili jedziemy oddzielnie, Uziel w stronę Mosiny, ja zas w stronę j.Kociolek - obszarze ochrony scislej. Na wjezdzie do WPNu wita mnie tablica z mapa, chwilę poźniej spotykam wielki glaz, sprowadzony specjalnie z tarzańskiej Doliny Suchej Wody, poświęcony pamięci Wladyslawa hr. Zamoyskiego, powstaly w 70.rocznicę jego śmierci - czlowieka niezwykle interesujacego.
Glaz Pamięci Wladyslawa hr. Zamoyskiego
To z jego inicjatywy powstaly dwa parki: Wielkopolski i Tarzański, więcej informacji wydobędziecie z poniższego filmu: Pan z Wielkopolski - Wladca Tatr

Zdumiewajaca historia czlowieka, ktory dla siebie byl skapy a dla Polski hojny. Warto poczytać tez notatkę na stronie Instytutu Dendrologii PANu.
Przez chwilę na niebie zagościlo sloneczko
Parę metrów dalej kolejny postój bo przy studni Napoleona, gdzie mialem okazje zapoznac sie z legenda, zwiazanej z Napoleonem; mial on wyslac adiutanta po wodę, która miala mieć smak szampana. Więcej na ten temat znajdziecie na stronie Gazety Mosińskiej. Dodam jeszcze link do opracowania nt. Napoleona i jego epoki w Wlkp. Wraca
Studnia Napoleona, tablica i mój rower
Jadę dalej i trafiam na tabliczkę informacyjna na temat j. Kociolek i jego obszar ochronnego, chwilę poźniej mija mnie 3-osobowa grupa rowerzystów, a wśród nich wyróżnia się ten w BS'owym stroju - niestety nie byl to JPBike. No cóż, jadę dalej, cieszac sie z zlocistych kolorów lasu przy promieniu popoludniowego juz slonca - esensja Zlotej Polskiej Jesieni.
W oddali j.KociolekJezioro Kociolek Takie widoczki to ja lubię!
Staram uwazać na kazda krzyżówkę w lesie, na których znajduja sie kierunkowskazy - latwo jest się zgubić w terenie, który jest wciaz mi obcy. W ten sposób dojeżdżam a wlaściwie podjedżam na wzniesienia w pobliżu jeziora Góreckiego, na którym znajduja sie 2 male wysepki: Zamkowa i Kopczysko. Szukam miejsca na postój, zeby rozejrzeć jakie to typ jeziora (rynnowe, dość dlugaśne) ale pareset metrów znajduje się punkt obserwacyjny zlokalizowany na niedlugim ale odrestaurowanym pomoście. zanim do tego doszlo, byla pewna przeszkodza
Zjechac czy nie? Intuicja podpowiadala ze lepiej zejść z roweru. Toć
Ano ktoś sobie raczyl zażartować z rowerzystów i przygotowal istny zjazd Drwala ale na moje szczęście zszedlem z roweru i ten odcinek pokonalem pieszo. Oj byloby źle, gdybym postapil inaczej. Znalazlem się na pomoście, który byl ustawiony tak, zeby obejrzeć znajdujacy sie nieopodal zameczek na wyspie (jakże inaczej) Zamkowej. Ów wyspa byla wlasnoscia dóbr kórnicko-trzebawskich, bedacych pod opieka rodziny Dzialynskich, zas przekazany jako prezent ślubny dla Klaudyny Dzialyńskiej i Bernarda Potockiego. Z inicjatywy brata Tytusa powstal zameczek w stylu neogotyckim na bazie wlasnego projektu - podobny do tego zamku na jeziorze Zaniemyśkim. Niemniej, zamek byl krotko zamieszkany przez wlaścicieli ponieważ po upadku Powstania listopadowego, musieli udać na emigrację ,z której niestety, zmarla 5 lat później, nie wróciła Klaudyna, zaś Bernard wrócil do dawnych dóbr - do Tulc. Więcej informacji nt tego zamku znajdziecie na tej stronie, poświęconej polskim zamkom.
Rzeczony zamek, niestety w katastrofalnym stanieDlugie jezioroTablica informacyjnaSPoro rowerzystów
Tuż po opuszczeniu pomostu znalazlem wyjazd z stamtad i to nawet bez przeszkód ;-) ale jakże ciekawy. To był zajebście piękny singletrack, polozony stromo nad jeziorem, niekiedy mialem wrażenie, ze zaliczę tzw. efekt Grigora :P Niby można bylo popierdalać ale niestety trzeba bylo uwazac na pieszych i ... na pulapki skrywajace sie pod liśćmi, choćby korzenie, przez które tylna dupa często mi uciekala ;-)
Singletrack nad Jeziorem GóreckimOstatnie spojrzenie na jezioro
Muszę tam kiedyś wrócić na dlużej. Z lasu wyjeżdżam nieopodal wsi Jeziory, w której znajduje się Muzeum Przyrodnicze WPNu, a dawna siedziba prewentorium przeciwgruźlicze dla dzieci a w trakcie II WŚ Arthura Greisera, urodzonego w Środzie Wlkp, zwanym Katem Wielkoposkim. Z jego nazwiskiem skojarzyla mi się nazwa drogi, która mialem okazję jechać - mowa o tzw. greiserówce, wybudowana na rozkaz ówczesnego rezydenta w Jeziorach.
W Puszczykówce tuż przy starej stacji i muzeum Arkadego Fiedlera stanalem przy sklepie, by uzupelnic zapasy plynów. Następnie pozostalo jechać w kierunku Poznania szlakiem NSR-E, doskonale mi znany i praktycznie pokonany bez postojów (poza zdjęciami). Przeważnie bylo sucho, ludzi za to sporo, zwlaszcza z dziećmi na które trzeba bylo zwracać szczegolna uwagę. W międzyczasie skontaktowalem sie z Uzielem w celu ustalenia wspólnego powrotu ale już wtedy wiedzialem, ze niestety nie uda się nam to. Więc pozwolilem sobie skorzystać z planu awaryjnego.
Piękne zakola WartyPrzejazd przez mostekTo też uwielbiam, za bliskość WartySpokojna WartaSikstop w okolicach Lubonia
W Dębińskim Parku (POznań) postanowilem zrobić odpoczynek i podjac decyzję, którędy wrócić do domu. Uziel wtedy byl za Tulcami, więc bylo po ptokach i postanowilem wrócić zupelnie spontanicznie inna niz dotychczas trasa. Ale zanim do tego doszlo, musialem objechać część Poznania, cale szczęsci ze z tego parku do mostu Rocha można bylo jechać terenami rekreacyjnymi, omojajac ruchliwe ulice. Taki ewenement w stolicy POznania
Orkęt w stawku?Most Jadwigi na pierwszym planie, w oddali RochaNa Malcie
Oczywiście nie sposób bylo ominac Maltę, pelna ludzi zarówno biegaczy, rowerzystów jak i ... sobotnich spacerowiczow. Paradoksalnie to najbardziej blotnisty etap w dzisiejszym dniu.
W Tulcach kolejny postój
W Kobylepolach skręcilem na Szczepankowo i dalej jechalem wg. szlaku TTR - odcinek poludniowy - kiedyś jechalem więc postanowilem odświeżyć pamięć. W Ziminie pożegnalem z TTR i dalej ciagnalem wg. wlasnego pomyslu, ale już wcześniej przetestowanego, który można podsumowac tak: na szagę przez wsie, pola i lasy. Zrobilo sie dość późno i w domu zameldowalem w okolicach godziny 19.
Sloneczko powoli zachodziDziki na mojej drodze.. ciekawe gdzie ich matka? :DZlociste niebo za moimi plecamiOstatni oddech zachodzoacego slonca

101/2013 | do Lichenia i z powrotem. Dwa oblicza wmordeindu

Sobota, 12 października 2013 · Komentarze(6)
Kategoria > 100

Po calym tygodniu pracy nadszedl czas na kolejna calodniowa wycieczke rowerowa. POgoda wprawdzie nie rozpieszczala, bo zapowiedziano ostry wmordewind ale mialo byc znacznie cieplej niz tydzien temu. Tym razem obraliśmy kierunek wschodni, idealnie pod wiatr. Celem dzisiejszej wycieczki byl Lichen i okoliczne kesze.
Umówilismy sie na start wycieczki tuz po 7 ale niestety sila wyzsza sprawila ze u Uziela pojawilem sie przed 8, po czym udalismy sie w trasę, poczatkowo w strone Samarzewa przez Bieganowo i Sokolniki, a potem boczna droga do Ciazenia. W Ladzie z czystej ciekawosci, wjechalismy nad Warte, gdzie byl prom niby czynny ale panu z promu bardzo się spieszylo - oczywiscie nei skorzystalismy z jego uslug, bo nie bylo sensu.
Prom w LadzieSanktuariun w LadkuGlupia mina :PCiekawe ogloszenie i szybki start sprzedaży - prawie jak na alegro. w zacnym grodzie
Caly czas walczymy z wmordewindem, który z minuty na minutę robi sie coraz mocniejszy a tez jestesmy coraz bliżej. Im bliżej Goliny tym częsciej myślimy nad przerwa na śniadanie. W Golinie, tuż za rondem DK92 Konin - Poznan, slysze jakiś huk, po chwili stoi Uziel. Domyslilem sie, ze zlapal pane. WTF, przeciez ma opaskę antyprzebiciowa. Po krotkie naradzie, udajemy sie w boczna ulice, zeby spokojnie zjeść sniadanie i przeprowadzić operację wymiany dętki. Gdy znalezlimsy plejbs, po chwili podchodzi do nas mieszkanka z pobliskiego domu i propobuje Nam pomoc czy też ciepla herbatę. Kompletnie zaskoczylo mnie, podobnie jak Uziela ale spokojnie odmówiliśmy, mieliśmy wszystko pod kontrola.
Oj... lekko wkurwiony Uziel ;P
Dalej udajemy się w stronę Kazimierza Biskupiego, tuż za Adamowem trafiamy, ku mojemu zaskoczeniu, na porzadny pas rowerowy, który ciagnie aż do Kozarzewa, a dalej ścieżka rowerowo-piesza do Kazimierza Biskupiego.
Taka Ścieżka byla!
Zapomnialbym napisać, ze okolica byla dość mglista i mimo wszystko dym z pobliskich titaniców bylo widać. Tak więc im bliżej Patnowa, tym wielkie kominy staly sie bardziej wyraziste. Mijamy pierwszy zaklad...a wlasciwie miasteczko PATNOW I nalezace do ZEPAK. Za chwilę ogladamy Titanica Patnow II, osadzonego na srodku jeziora Goslawskiego. Bylaby okazja do zrobienia zdjęc tuż przy kanale laczacym jeziora Goslawskie z Patnowskim ale niestety natęzenie ruchu na DK25 nie pozwalalo na chwilowy postój. Jakieś 700m dalej skręcilismy w ul. Rybacka i dalej poprowadzilem ja - skrót do Lichenia odkrylem w trakcie zeszlorocznej wycieczki po kanale Goplo-Warta ze startem / z meta w Ślesinie.
ZE PAK Patnow I we wlasnej osobieInstagram? :PBylo czuc cięzkie powietrze...niefajnie
Dość przyjemna i o wiele spokojniejsza okolica, byle ciekaw jak ona wyglada jesienia. To teren dość wilgotny, wszedzie można spotkać bagna, jeziora, stawy, kanaly i śluży. I tak bylo az do Lichenia ;-).
Oczyszczalnia Kanal Goplo WartaW oddali ŚluzaWidać jachty i lódki, nie?To jedziemy dalej!Tego tu nie widać, ale parowala wodaTaka tam duża kaluża ;D
W Licheniu zrobilismy maly postoj na uzupelnienie wody, mala konsumpcje i naradę, w jakiej kolejnosci zwiedzamy Licheń i pobliskie skrzynki. Przy okazji opierdolilem jakiego Niemca romskiego pochodzenia za tak ujowe parkowanie, nie dość ze zajal dwa miejsca parkingowe to jeszcze przeznaczone dla inwalidow. Cale szczescie, ze bylo po sezonie, bo inaczej mialby problem. Ale wrócmy do skrzyneczek. Jako pierwsza zaatakowalismy Licheń nad jeziorem - OP1806, ktora znajdowala sie tuz przy parkingu dla autobusów. Bylo bardzo spokojnie, wiec moglismy pozwolic na odrobine odpoczynku przy szukaniu skrzyneczki - oj szukalo sie szukalo ;-) Następnie jedziemy po kolejna, która kiedyś próbowalem zdobyc - mowa o 033 - Aleja ofiar katastrofy Smoleńskiej. W porównaniu do poprzedniej próby, bylo za spokojnie ;-) Nasz pobyt w Licheniu uwienczyliśmy spacerkiem po Sanktuarium Licheńskim. POmijajac sama bazylikę, jestem przerazony tym, co powstalo wokól sanktuarium - wiadomo biznes nie znosi próźni, więc predzej czy później należalo sie tego spodziewać. Pytanie, czy o to chodzilo Bogu?
Nieważne czy to Polak czy Niemiec, ale jednak kutas kutasem bedzieRegionalne Biuro CBA?Św. Krzysztof pilnuje roweruTaka dluga wieżaAbstrachujac od wiary, rzeźba źle mi sie kojarzy ;-)Zaburzone proporcje :P
Trzeba bylo wracac do domu ale pytanie jaka droga. Jako ze nie lubie powtarzac tej samej drogi, ktora tutaj przyjechalismy, zaproponowalem niewielka korekcje do planu i poprowadzilem w stronę Ślesina - miasteczka poloznego nad jeziorami Ślesińskimi i Mikorzyńskimi. Stanęliśny na moście Napoleona, by podziwiać piękno zmian, jakie zaszly za unijny hajs. Mijamy Bramę Napoleona, któr zbudowano na cześć księcia warszawskiego Fryderyka Augusta i dluga prosta opuszczamy Ślesin. Z wjazdem nie bylo problemu i DK263 do Różanowa (Google źle podaje nazwę miejscowości), gdzie skręcamy w stronę Helenowa / Bialogrodu. Dzięki temu minęliśmy Kleczew i znaleźliśmy się na prostej do Kazimierza Biskupiego. Ostatni pitstop, wszama i olimp, oraz obserwujemy spora grupe motocylistów - pewnei maja zlot w Ślesinie, gdzie zaobserwowalem podobne zjawisko. W końcu to podobno koniec cieplych weekendow.
Przystan w Ślesinie Jak na razie jedyna klodka na moscieSpojrzenie na prawoSporjrzenie na lewoW trakcie Olimp-stopuyeah, jada na zlot
Wcześniej poznaliśmy pozytywna stronę dzisiejszego wmordewindu, więc wiedzielismy, ze jak tylko sie uda, najzwyczajniej bedziemy popierdalać. Tam gdzie trzeba bylo zwalniac, to zwalnialismy. W ten sposób wyszla piękna srednia na odcinku Kazimierz - Wrzesnia, wynoszaca 30km/h ;-).
W ten sposob poznalismy zle i dobre strony wmordewindu, wystarczy tylko dobrze zaplanowac trasę ;-).

99/2013 | W stronę Jarocina po kesze

Niedziela, 6 października 2013 · Komentarze(1)
Kategoria > 100
Uczestnicy

Z Jarociniem bylo mi nie po drodze, albo wolalem jechac w inne regiony albo chorowalem. Tym razem Uziel75 skutecznie mnie namowil na kolejna calodzienna wyprawe po kesze w tamte strony. Z racji, ze dzien jest coraz krótszy, ustaliliśmy start po godzinie 7. Oczywiscie, ze odnotowalismy lekkie spóźnienie ale można to wybaczyć. Gorzej bylo z temperatura z rana: 2.7°re;C z rana! Za to jakie śliczne sloneczko przywitalo!

No za cieplo to to nie bylo!

Trasa w stronę Żerkowa byla raczej standardowa, bo przez Miloslaw, Czeszewo, Orzechowo i Żerków ale przynajmniej mialem okazję przetestować nowiutki asfalcik, jeszcze nie zamalowany - w końcu można pocisnać, bez obaw ze trafię na jakieś dziury. W Czeszewie nie zastaliśmy pana promowego, więc konserwację skrzyneczki należy odlożyć na późniejszy czas ale to jeszcze w tym miesiacu. Skoro nie ma promowego, to należalo skorzystać z mostu kolejowego nieopodal Orzechowa i Dębna, choć zapewne prom w Dębnie byl już czynny. Dla odmiany pokazalem Uzielowi skrót, dzięki któremu ominęliśmy piach na wale, niezwykle zabójczy dla świeżo nasmarowanego lancucha.

Nadwarcianskie ZakolaMost kolejowy - pulapka czy dar?Uff nie jedzie pociagNawet w niedzielny poranek dzwoni do mnie tel ;-)

Do Żerkowa udaliśmy się przez Bieździadów, najlagodniejszym podjazdem do tego miasta, gdzie zreszta robimy dluzszy postoj pod DINO - ot taka tradycja. Paleczke przejmuje Uziel, oprowadzajac po nieznanej mi jeszcze okolicy i dzięki niemu moglem podjac skrzyneczkę Figura Matki Boskiej z Lourdes w Tarcach - OP41BA - piękna okolica, idealna na wyciszenie, to też z Uzielem zrobiliśmy przerwę na herbate w termosie. Nastepnie udaliśmy się do kolejnej skrzyneczki 012 - Na Leśnej - OP4176 w Bachorzewie. Nieudana próba podjęcia skrzynki, pelno smieci a samo miejsce ukrycia bylo bezsensowne - szkoda cennego czasu. Wróciliśmy na glowna droge w strone Jarocina i na rozwidleniu skrecilismy w las po skrzyneczkę Mogiła von Schweinichenów - OP425A - zapomniane miejsce pochówku pruskiej rodziny von Schweinichenów. Chwilę później, kilkaset metrów dalej trafiamy na wielka konstrukcję witajaca podróżnych - miejsce ukrycia kolejnego kesza 019 - Witacz 4/4 - OP45BA.

Tradycyjny PITstop pod DinoNiepopdal figury w lesie k.Tarcfigura we wlasnej osobieDesant po skrzyneczkę

Wracamy do rozwidlenia i obieramy kierunek poludniowy czyli jedziemy w stronę Woli Ksiazecej, by zdobyć kolejna skrzyneczke 017 - Pałac Myśliwski w Słupi - OP3DD4, która zostala ukryta na uboczu pięknego palacu, bedacych w prywatnych rękach - szkoda ze nie można byo cyknac zdjecia z bliska. Trzeba przyznac jedno: okolica jest piekna, zwlaszcza te rozlewiskowe wokól Lutyni - doplywu Warty (ujscie w okolicach Orzechowa).

Lubię takie informacjePiękna kręta drogaOhh wait, jadę zobaczyć ten palac

Do Jarocina trafiamy droga prowadzaca przez las, który byl pelen fanatyków ASG czy Paintballa oraz spacerowiczów, pominę fakt dziurawej drogi, zapomnianej przez zarzadców powiatowych (a moze gminnych ) dróg. Pierwszym celem w Jarocinie byla wieża ciśnień, widoczna zaraz po opuszczeniu w/w lasów. Niestety na wskutek niedoczytania opisu, nie znajdujemy Wieza ciśnień - OP4AA9, bo jak sie okazuje byla mikromagnetykiem. Gonil nas czas, wiec odpuszczamy i szybciutko lecimy po kolejnego kesza Ruiny koscioła - OP4AE1, który zaskoczyl mnie bardzo pozytywnie, zwlaszcza świetnym maskowaniem! Szybki wpis, sprawdzanie czy nikt nie podglada i uciekamy z Jarocina - w ten sposób z Uzielem zrobiliśmy mala pętelkę.

Kupi ktoś?Mury Kościola

Strasznie żaluję, ze nie mogliśmy znaleźć wlaściwej drogi do Młyn nad lutynią - OP4AA8, pomimo telefonicznej konsultancji z MikaDarkiem - czasu nie bylo, wiec podjelismy decyzję, ze zdobędziemy w późniejszym terminie ;-). W ten sposób kilka kilometrów dalej zaliczamy Dzwonnica przy kosciele sw Wojciecha - OP4AA7 i jeszcze szybciej opuszcamy Wilkowyję, natrafiajac na Ruiny Pałacu Opalińskich - OP3480 ale nie bylo potrzeby wpisywania, bo dawno widniejemy w logbooku. W Mieszkowie uzupelniamy zapasy wody i śmigamy po kolejna skrzyneczkę, tym razem polozonego niemalze w srodku lasu. Mowa o 006 - Obelisk w Osieku - OP3D64, poświęcony poleglym Polakom, ktorzy 31 stycznia 1945 walczyli z ukrywajacymi sie Niemcami w lesie między Osiekiem a Bielejewem. Tak, gdyby nie geocaching, to w życiu bym nie trafil na takie zapomniane miejsca pamięci (ot, paradoks slowny).

Ruiny Palacu OpalinckichChwala Bohaterom!

Nie mogliśmy sobie odmówić pamiatkowego zdjecia z Panienka, która wspolnie *zaliczylismy* ;-)) Dalej asfaltem podażalismy w kierunku Chociczy, gdzie zatrzymal nas na chwile przejazd kolejowy a nastepnie skręciliśmy na Rogucko - np wlasnie kilka niebezpiecznych chwil przeżylem :P

Jestem Zwyciezca!Takie tam mordeczki w lusterku

W ten sposob, po kilku km znaleźliśmy się przy odnowionym moście kolejowym nad Warta, nieopodal Solca, gdzie zrobiliśmy ostatni przystanek na wszamę. Po glowie chodzi mi pomysl, aby z Krzykos odbić w stronę Góry Bismarcka ale z uwagi na zbyt późna porę, odpuścilem, tym bardziej ze przed nami by bardzo ciekawy i spokojny odcinek do samej Wrześni. Oczywiście nie zapominajmy o ruchu na trasie katowickiej w niedzielny podwiecozrek - masakrator. Potem Witowo, Pięczkowo, Orzechowo, Czeszewo postoj na sikstop) i Miloslaw. Za Miloslawiem, ściemnialo się na maksa i jedynie co nam pozostalo, to bezpiecznie dojechac do domow - a ze zrobilismy to dość szybkim i równym tempem, tylko się cieszyć.

Seriously?Czesciowo odrestaurowany most kolejowy w SolcuJezioro LabedziSlit focia ;-)

Trasa

97/2013 | Na koniec lata: Poznań, Dziewicza Góra i Bednary AgroShow 2013

Niedziela, 22 września 2013 · Komentarze(3)
Kategoria > 100
Uczestnicy

22 września to ostatni dzień kalendarzowego lata i należało to w rowerowy sposób uczcić. Uziel w tygodniu podeslal skan artykulu z GW, w ktorym byla mowa o rajdzie po Poznaniu w ramach finalu Tygodnia bez Samochodu - oczywiście nie moglem odmowic, bylo mi to na ręke, ponieważ miałem w planie Dziewiczą Górę oraz Bednary. A pogoda? Nie byla taka zla, choc kolorowo tez.

OT robota od samego rana

Niedziela zaczela sie dość wczesnie, ponieważ musiałem doprowadzić rower do używalności po poprzedniej wycieczce i pomoc mamie z jedna sprawa. Wstępnie z Uzielem umówiliśmy się na godzina 8, tradycyjnie wyjechaliśmy z opóźnieniem ale nie ma zlego, co by na dobre nie wyszlo. Do Poznania zamierzaliśmy dostać się standardowa trasa, alternatywna do DK92 a więc przez Giecz, Gultowy, Czerlejno, Gowarzewo, Zalasewo i Kobylepole. Tempo raczej na przyzwoitym poziomie, żeby nie szarpać zbytnio z wiatrem (3m/s) a jednocześnie sily starczylo na caly dzien. Szkoda ze jablek na drzewach i pod nimi nie bylo :/ Tak czy siak pierwszy szybki postój zaliczyliśmy na parkingu leśnym przy Browarnej, po czym szybkim tempem pokonaliśmy część maltańskiego lasu. Malta jak zwykle przywitala nas sporym gromadzeniem biegaczy, bioracych udzial w porannych rozgrzewkach, nie brakowalo tez spacerowiczow, ktorzy nie zdecydowali sie na ścieżkę przeznaczona dla nich. Czasu coraz mniej, a tu światla, przejscia dla pieszych no i auta, juz nie wspominajac o remontach w mieście.

Ale jakos udalo dojechać do slynnego Marycha na Pówiejskiej, gdzie byla zbiórka wspomnianego rajdu, organizowanego przez Sekcję Miejska Rowerzystów w ramach Europejskiego Dnia bez Samochodu. W zasadzie to byl przejazd przez centrum Poznania glownymi ulicami i mimo, ze spodziewalem sie nieco większej liczby rowerzystow, to bylo dosc przyjaznie. Mozna bylo spotkac rodziny z dziecmi, pary, pojedyncze osoby, ostrokolowcow a takze góralów. Nad bezpieczenstwem dbala policja, rzeczywiscie niektorzy kierowcy musieli miec kurwiki w oczach. A więc: Stary Rynek -> Chwaliszewo -> Rondo Środka -> Rondo Rataje -> Most Królowej Jadwigi -> Al.Niepodlegości -> Święty Marcin -> Plac Wolności i final byl pod Okraglakiem, gdzie rozwiazano zgromadzenie i wiekszosc udala sie w stronę rogu Gwarna / Święty Marcin.

Maly tlum pod pomnikiem MarychaObstawa policyjnaFinal pod Okraglakiej i jego organizatorStarsi i mlodsi, panie i panowieZbiorka pod SpinxTen pan bardzo aktywnie wspieral organizatorowSlynny juz bikecafe w PoznaniuJEszcze raz MarychSpojrzenie na PolibudeWarta spokojnie sobie plynie

Tam znajdował Centrum Kultury Zamek, gdzie m.in. dowiedzieliśmy sie o idei imprezy oraz mogliśmy uslyszec przemówienie pana walczacego o czystość jezior, choćby w Strzeszynku. Nóż w kieszeni otwiera się, jak dowiaduje jakie decyzje podejmuja tzw. specjaliści z urzędów. Niestety, póki co jest to syzyfowa praca ale zainteresowanych zapraszam na stronę Ratujmy Strzeszynek. Po chwili decydujemy na dalsza wycieczkę i tym samy wracamy na Maltę i przez Śródkę udać się na Zawady a dalej w stronę Kozieglów i Kicina - fajny odcinek od Śródki do Baltyckiej/Lechickiej. Na granicy Poznania, na uboczu ulicy Gdynskiej zrobilismy sobie przerwe na sjestę, bylo widać komin EC-II Karolin. Zorientowalismy sie, ze droga nam sie skonczyla i trzeba będzie przeprowadzic rower przez tory (domyslam sie ze chodzi o polaczenie Czerwonak - Poznan Wschod) a nastepnie czekanie i czekanie az pojawi mozliwosc wlaczenia sie w ruch w strone Kozieglów. Zaczęly się pierwsze, odczuwalne podjazdy a potem zjazdy do samego Kicina, gdzie zamienialismy dywanik asfaltowy na polny. Nie bylem pewny, czy droga na Dziewicza Góre bedzie rownie efektowna, co w zeszlym roku ale moje przeczucie się sprawdzilo - dobre 50 metrów wspinania pod górę po bialych kamyskach. Nie bylo lekko, nie spodziewalem sie takiego wysilku ale cel nr 2 zostal zdobyty.

Dość charakterystyczny plejbs na odpoczynekBialy szuter prowadzacy do celu nr 2YEah bejbe

Na Dziewiczej Górze bylem wielokrotnie, to też za dlugo nie bylismy, Uziel pytal się, czy dalsza trasa jest taka sama trasa co w zeszlym roku - nie bylem tego pewien, albowiem nie pamietalem dwóch szczególow, dosc charakterystycznych. Zjazd byl spoko, na krosnajerze moglem poszaleć ale niemalze pionowego podjazdu zdobyc już nie moglem... :D masakra, zapomnialem o nim! Dalsza trasa to typowo leśne dukty, raz mokre i blotniste a raz suche i utwardzone, przynajmniej byliśmy oslonieci przed wiatrem, który wyraźnie przybral na sile - dobra wiadomosc, ze powrot mamy z wiatrem ;-).

Hmm.. ciekawa podpora, na pewno nie padnie, mhm.Oj tam ojtam trochę blota na urode nie zaszkodzinad jeziorem Czarnym, mimo ze woda byla raczej miętnaEhh.. piekny jesienny widoczek

W Zielonce odbiliśmy w stronę Bednar, tzw. traktem pobiedziskim ale przyznaję ze to byl blad. Nie ze wzgledu na blotnista drogę (Uziel zapewne mnie przeklinal) a raczej ze wzgledu na autostradę i sznurek aut, jadacyc w stronę Murowanej Gosliny. Jakoś dotarliśmy do granic Puszczy Zielonki i podazaliśmy w stronę lotniska w Bednarach, ktore raz w roku zamieniaja sie w jedne z największych w Europie kompleksowych wystaw rolniczych i jednym z blisko 800 wystawców byla firma, w której pracuje tato. To byl wlasnie cel nr 3 dzisiejszej wycieczki. Zostalismy poczęstowani goraca herbata, slodkimi, rozmowami no i widokiem pieknych dziewczyn i maszyn.

Sznurek pojazdów wracajacych z targówCel nr 3, Bednary Agroshow 2013Setki tysięcy zlotych..

Wyjezdzajac z lotniska spodziewalem sie znacznego ruchu, bowiem zbliżala sie godzina 17 ale to co widzialem we Wroczynie, to ludzkie pojęcie przechodzilo. Ruch na drodze zostal calkowicie zablokowany przez wracajacych z wystawy gosci. I tak mówie do Uziela, ze wszyscy zwariowali i na pewno nie bede stal z nimi w tym korku. Do Pobiedzisk bylo raptem 6km, statystycznie dlugość auta to tak 3.5m a więc bylo lekko ponad 1200 aut do wyprzedzania. Niektórzy byli uprzejmi, nie robili problemów, ze zajeżdżamy im drogę bo z naprzeciwka ktoś jechal. To bylo coś, widzieć zazdrość, zdziwienie a czasem śmiech - prawdziwa esencja dzisiejszego Dnia bez Samochodu.

Szlak pobiedziski, R3

W Pobiedziskach stanelismy pod sklepem i tradycyjnie doladowalismy sie energy drinkiem, ustalajac dalsza drogę do Wrześni z koniecznym postojem na czerownym, slynnym dywaniku, gdzie odbyla sie sesja fotograficzna. Niestety, dlugo nie posiedzielismy, bo dość wyraźnie czuliśmy zmęczenie materialu a do tego napierajacy wiatr w plecy - musialem skorzystac z przeciwdeszczowej kurtki bo naprawde bylo dosc nieprzyjemnie.

To tylko ja.

W ten sposób uczciliśmy ostatni dzień lata a zarazem europejski dzień bez samochodu.

93/2013 | Wokół jeziora powidzkiego

Niedziela, 8 września 2013 · Komentarze(2)
Kategoria Wmordewind, > 100
Uczestnicy

Z prognozy pogody wynikało, że niedziela ma być bardzo ciepła i słoneczna a w planach było kolejne podejście z objazdem wokół jeziora powidzkiego, do którego miało dojść wczoraj ale z wiadomych powodów nie udało się zrealizować. Tym razem było świetnie, poznaliśmy fajną rowerzystkę a moja lewa ręka w wyniku kolizji (pstt) nabrała koloru fioletowego ;-)

Ledwo wyjechałem z domu, już wiedziałem, ze jazda w jedną stronę będzie mordercza. Uziel dał do zrozumienia, ze ma wiać z prędkością 4-5 m/s, niezbyt to mnie ucieszyło ale powoli do przodu - w końcu nie takie rzeczy przeżyło się.

Nawigatorem był Uziel i to za nim jechałem (w końcu jakaś osłona przed wiatrem była), prowadził przez mniejsze lub większe wsie. Na prostej drodze w Ruchocinie zauważyliśmy jakiś nieznany obiekt zielono-czarny i pierwsza myśl jaka przyszła: Rowerzyst(k)a? W ten sposób poznaliśmy Karolinę z naszego miasta, której potowarzyszyliśmy aż do Przybrodzina. W Wiekowie przetestowałem (po raz kolejny) przednie koło - test zaliczony pozytywnie, czego nie moża powiedzieć o lewej dłoni. A stało się tak ze Karolinie koło wpadło w szparę szynową i... wywróciła się - całe szczęscie wszyscy przeżyli, łącznie z kołami ale Uziel miał lekką radochę :P

Wrzesińskie trio - foteczka z rąci ;-)

Dalej droga przebiegła bez żadnych niespodzianek. W Przybrodzinie trio się rozpada - wymiana kontaktów i takie tam pierdołki. Lecimy dalej w kierunku Wylatkowa, gdzie poprzednim razem przejezdzaliśmy. Błądzenie po okolicznym lesie zajęło nam dłuższą chwilę ale kesz został odznaleziony i tu zrobiliśmy mały odpoczynek. Parenaście metrów dalej widzimy fajny pałac z kamieni, wzbudza we mnie zdumienie a zarazem WTF, skąd się on tu wziął?

Całkiem przyjemna trasaNo jedziesz?! Ładnie zaparkowanyNiby zamek, niby pałacyk - fajna miejscówka

Pareset metrów dalej zatrzymujemy się przy opuszczonym i już zniszczonym gospodarstwie domowym, podobnym do marzelewskich zabudowań.

Taki samotny dom

Po krotkiej sesji, wracamy do Przybordzina, by potem fatalną drogą (nie wiem co gorsze by było: piachy pustynne czy droga w stylu sera szwajcarskiego) dostrzeć do kolejnego celu dzisiejszej wycieczki - Anastazewa. Trochę mieszają się mi drogi, bo do Anastazewa zazwyczaj jechałem od strony Ostrowa i zawsze trafiałem na najpiękniejszą plażę, położoną nad jeziorem powidzkim - była to dla mnie nowość. I to jaka! Trochę zboczyliśmy z trasy, by dojechać nad dziką plażę i w końcu zrobić kolejną przerwę. Woda jest już nieco zimniejsza, czuć ze jesień is comming ale ze spokojem można było wymoczyć nogi i obmyć twarz. Chwilę później pojawia się łabędź - nomen omen strażnik powidzkiego jeziora. NIe miał złych zamiarów ale nie był zbytnio zadowolony z naszej obecności. Niestety Uziel nie miał chlebowego hajsu, żeby zaspokoić potrzeby strażnika.

Spojrzenie na jezioro z innej stronytego pana nie ma co przedstawiać. Pułapki Pułapki i przeszkodyTo jeszcze raz... zepchnij gnoja!Znow nad jezioremStrażnik Powidza Będzie Mandacik?

Cóż trzeba było pożegnać naszego łabędziego przyjaciela i ruszyć dalej, tym razem do Kosewa przez Lipnicę, gdzie napadłem na sklep i uzupełniłem zapasy na dalszą, powrotną drogę. Przez Giewartów, Niezgodę i Polanowo, ponownie zawitaliśmy do Powidza, zamykając tym samym ładne kółeczko wokół jeziora. Uziel zadaje mi pytanie, czy coś w tych izotonikach miałem, bo zapierdalam za szybko, zwłaszcza na podjazdach i zjazdach.

Wielki Brat czuwa nad nami

We Wrześni zjawiliśmy się tuż po zachodzie słońca. Zacna wycieczka.

91/2013 | Do pracy / z pracy do Skorzęcina

Piątek, 6 września 2013 · Komentarze(4)
Kategoria > 100, DPD
Uczestnicy

Kilka dni ciężkiej pracy nad projektem sprawiło, ze głód rowerowy stale się powiększał. Nic dziwnego, że apogeum przypadł na ostatni dzień roboczy w tygodniu. Z racji pięknej, jeszcze letniej, pogody, postanowiłem skorzystać z roweru i pojechać nim do pracy, by potem skoczyć rekreacyjnie do Skoja. Tak jak tydzień temu.

Przywykłem do nieco chłodniejszych poranków, dlatego też byłem odpowiednio ubrany i zmotywowany muzyką z Spotify. Pewnie zastanawiacie się, czy słyszę samochody za moimi plecami i nie mam problemów z koncentracją. Po to włączam odpowiednią playlistę, by móc czerpać przyjemność z jazdy, gdyż i tak nie słyszę aut z uwagi na szum. Po raz kolejny udało mi się podbić rekordzik 70km -> 1:09h.

Jeśli Uziel jest ubrany na niebiesko, to wiedz, ze zapierdala szosówkąTakże ten odechciało mi się kąpieli w tym jeziorze na dłuższy czasPanowie motocykliści. Tez zajrzeli do SkojaOoo patrz jakie ładne siedzą!

Z Uzielem umówiłem się na spotkanie na molo w Skorzęcinie i ustaliliśmy, że będziemy wzajemnie monitorować za pomocą androidowej appki. To akurat było fajne, ponieważ wiedziałem ile czasu mam i na co mogę pozwolić :). Trasa do Skorzęcina była niemalże podobna do tej z zeszłego tygodnia czyli Gniezno, Wierzbiciany, Gaj, Lasy Skorzęcińskie i finał w Skorzęcinie. Chwilę poczekałem i pojawił się Uziel - zdziwiłem się, ze na szosie ;-) Pogadaliśmy, popatrzyliśmy i obserwowaliśmy laseczki - zastanawialiśmy czy to Licealistki czy Studentki. Chciałem zamoczyć stopy w jeziorze ale wyjrzałem zza molo a tam... Szczur-topielec. Dziękuję, postoję. Robiło się coraz chłodniej i ciemniej, to był czas zeby wyruszyć do domu.

Piękny zachód słońca, prawda?

Powrót do domu był błyskawiczny, średnia oscylowała na granicy 30km/h. Bez żadnych, w sumie, niespodzianek.

89/2013 | Standardzik i Skorzęcin na koniec sierpnia

Piątek, 30 sierpnia 2013 · Komentarze(6)
Kategoria > 100, DPD

Przeglądając archiwum, stwierdziłem ze w tym miesiącu jeszcze nie jechałem rowerem do pracy, więc dziś to nadrobiłem. Oczywiście na Krossie, tak jakby debiut ;-). Wciąż nie mogę przestać nadziwic się, że na tym sprzęcie szybciej pokonuję odcinki asfaltowe niż Saphix'em. Z tej okazji pobiłem rekordzik - z domu do pracy dojazd zajął mi niecałe 70min, co daje średnio ok.27-28km/h.

Dziś piąteczek więc wypadałoby zrobić jakąś większą wycieczkę po okolicy - padło na Skorzęcin, zgodnie z Uzielową tradycją ;-). Poza tym chciałem wpaść tam odebrać takiej jednej mayora na 4sq, więc miałem jakiś powód. Trasa raczej standardowa bo przez Wierzbiciany, Gaj, nadleśnictwo Piłka i SKorzęcin.

To jedziemy z koksemJezioro PiłkaKrótka sesyja fotograficznaZatankowany prawie do pełna ;-)Serdecznie witamy...chlebem i solą.Trochę pustawo w Skoju i straszak w postaci chmury deszczowej

Trzeba przyznać, ze dziś było wyjątkowo pusto jak na piątek popołudnie ale i tak sporo młodzieży, zwłąszcza dziewczyn ;-) z browarkami w ręku. Tradycyjnie zarządziłem odpoczynek na molo, gdzie zaobserwowałem wielką ciemną chmurę. Szybka piłka, Tiger + banan i można wracać do domu. Za Skorzęcinem zaobserwowałem coś nadzwyczajnego a zarazem przerażającego.

Kłeby dymu nisko nad ziemiąWszystko ciągnęło w stronę skorzęcińskiego lasu. Przerażające prawda?Inne ujęcie

Kłęby białego dymu nisko krążyły nad ziemią tak powoli, tak jaby były w bezruchu. I faktycznie, jak w Silent Hill, zapadła totalna cisza, wiatr ustał a powietrze stało się niezwykle ciężkie - tak jakby cisza przed burzą. Ta myśl sprawiła, że jeszcze szybciej ewakuowałem się w kierunku Wrześni.

Tempo miałem naprawdę dobre, średnia oscylowała w pobliżu 30km/h i całe szczęśćie debili nie spotkalem na drodze. Dojeżdżając do miasta zauważyłem, ze coś jest nie tak, coś zdecydowanie za ciemno. I parę sekund później na ulicach zapaliły się latarnie - wtem zrozumiałem, czego mi brak było

a

84/2013 | Kruszwica i zwiedzanie mostów kolejowych z ekipą BS

Sobota, 24 sierpnia 2013 · Komentarze(3)
Kategoria > 100
Uczestnicy

Dzisiejsza wycieczka zapowiadała się dość świetnie, bo raz ze w doborowym towarzystwie a dwa całkiem pokaźny kawał terenu do poznania. Pomysłodawcą był Uziel ale realizacją zajął się Sebek, któremu serdecznie dzięki. A teraz do rzeczy ;-)
Pobudka nastąpiła w okolicach 5.40 a następnie pakowanie jedzenia do plecaczka rowerowego i wszamanie śniadania, który wcześnie zdążyłem przygotować. Z niewielkim spóźnieniem (po 7.15) pojawiłem się u Uziela i wspólnie udajemy się na miejsce spotkania ekipy czyli Piaski - Krzyżówka. Poranek nie należał do ciepłych, termometr wskazywał temperaturę 11.5° i była gęsta mgła, dawno niewidzianej przeze mnie - okulary stały się zbyteczne. Tempo po opuszczeniu Wrześni było dość ospałe, czuć było, ze męśnie dalej śpią (skądś to znamy, prawda Uziel?) Monotonna jazda do Witkowa, od czasu do czasu ciszę przerywają auta no i zrywy opon naszych rowerów. Widok policjantów stojących na wlocie do Witkowa szczerze mnie rozbroił, gdyż namierzyli mój rower (głośno spytałem się, czy nie za szybko jadę :D) a potem Uziela. Za Witkowem odnotowujemy ciekawe zjawisko "opadania" mgły i prześwit słońca.
No to lecimy!Taka mgłaStrasznie, niczy Silent Hill
Na krzyżówce za Piaskami czekał już Sebek z 2 dotąd nieznanymi mi osobami; jak się potem okazało, to był Błażej (Jubilat2) i Dominik, który dalej nie ma konta na BS ;-) Chwilę później na spidzie dociera ekipa z Gniezna, która zgubiła pana Jurka. Chwila rozmowy i wspólne pamiątkowe zdjęcie 10 osobowej ekipy. Dale to była już jazda po terenie, którego jeszcze nie znałem - oczywiście odcinek Krzyżówka - Gaj - Lasy Skorzęcińskie było znane mi wczesnie. Tempo dość konkretne ale wszyscy nadążali i było dość śmiesznie ;-) Kilka postojów i naście km dalej zaliczamy pierwszy konkretny cel dzisiejszej wycieczki. Most w Marcinkowie
Grupowa fotka w PiaskachSzybkie tempo a na pierwszym planie 'modli' JubilatW akcji ;-)W terenie na krotkoZaczynamy jazdę.
Ale zanim tam dojechalśmy trzeba było pokonać dość nietypowy i raczej zapomniany odcinek kolejowych torów relacji (o ile się nie mylę, to chodzi o linię Mogilno - Orchowo (239), nieczynną od 1994 roku (więcej info tutaj). Na szczęscie roślinki te to przeważnie jednoroczne i bez zadnych kolczatkowych niespodzianek. Dojeżdżając na miejsce, pierwsze myśli: "No chyba se jaja robicie, nie przejadę tędy". Zdjęcia nie oddają tego, co bylo w rzeczywistości, wprawdie nie było wysoko a rzeczka dość płytka, to jednak przeprawa przez dziurawy most dała lekko popalić adrenalinie ;-) Ten most z Orzechowa to taki aniołek przy tym ale wszyscy przeszliśmy bez żadnch najmniejszych problemów prowadząc rower. Jeszcze wcześniej Kubolski przypomniał o znajdującej się tam skrzyneczce OP5141.
Hmmm to tedy mamy jechac?O jadą jadą! Skrzyneczka zaliczonaDrużyna niebieskich w akcjiNa końcu ufff.Całkiem miły mostek nad Notecią, nie?Tja, tabletki .. Jedziemy dalej :)
Po drugiej stronie trzeba było się napoić i przygotować do ataków na kolejne dzisiejsze cele. Kawałek torami a potem polem wyjechaliśmy na szosę w Gębicach. Kolejny mini przystanek zrobiliśmy w Strzelnie a stamtąd "rzut beretem" do celu naszej wyprawy czyli Kruszwicy. Legendy o Mysiej Wieży i Popielu, władcy Polski nie trzeba Nam przedstawiać ale podlinkuję dla potomnych Uziel z p.Jurkiem zostali na dole, zaś reszta po opłaceniu manta (5zł ulgowe ;P) udała się na sam szczyt legendarnej wieży. Z racji świetnej pogody, można było dostrzeć Inowrocław od strony północnej oraz dym z elektrowni k. Konina (taki malutki punkcik), na co zwrócił uwagę Sebek. Po zejściu na dół pojawili się zacni panowie z grupy rowerowej CIKLO Konin (praw. to sekcja turystyczna PTTK Konin) i zaczeliśmy gaworzyć o wyjazdach. Na zakończenie rozmów, zrobiliśmy wspolne grupowe zdjęcie i okupowaliśmy pobliski Polomarket.
Rynek w StrzelnieStrzelnow terenie sie bujaCel wycieczki!Tutaj jestem! Spotknanie na szczycieNie trzeba za duzo pisać ;)Panorama na j.GopłoKolejna na elewator i Inowrocław w oddaliTacy śmieszni :)Grupowa fota pod wieżą Ekipy z Konina i z BS
Po opuszczeniu Kruszwicy udaliśmy się do pobliskich Kobylników obejrzeć pałac w Kobylnikach, który charakteryzuje się zabudową z czerwonej cegły - taka odmiana w porównaniu do innych, poznanych na różnych trasach rowerowych. Jadąc dalej, przecinamy DK15 i zatrzymujemy się przy kolejnym wart zainteresowania moście kolejowym w Kunowie Kujawskim nad j. Bronisławkim - linia Inowrocław Rąbinek - Mogilno - Kruszwica, zamknietego dla ruchu pasażęrskiego w 1997 roku. Ten most trochę śmiesznie wygląda, bo jakby przyjrzeć z boku to taki most Rocha z góry na dół.
Uziel blokuje mi przejazdPałac w KobylnikachZaraz gdzie ja jestem?!Zacny mostek, ponoć drężyna jezdziła jakiś czas temumostek z bokuW akcji instagramowej
Trzecim i ostatnim mostem kolejowym był ten nieopodal Żabna, położonym nad jeziorem Mogileńskim, będącym o niebo lepszym stanie - przynajmniej tak mi się wydawało. Tutaj pole do popisu mieli panowie MarcinGT, Jubilat2 czy też Sebekfireman, którzy wykazali się odwagą wejściem na sam grzbiet wspomnianego mostu. Nie obyło się bez pamiątkowych zdjęć.
Mostek w szerokim kadrzePierwszy odważny na grzbiecieDołącza BłażejCwaniaki we 3: Marcin, Błażej i SebekA pod mostem para kajakowa
Robiła się dość późna pora, podjęliśmy decyzję ze wracamy do punktu startowego naszej wycieczki z pitstopem w Wylatowie. Zakupy zakupamy, żarty żartami i ruszyliśmy dalej, by w Piaskach / Krzyżówkach pożegnać i rozjechać w swoje rodzinne strony - do naszego wrzesińskiego, dwuosobowego zespołu dołączył Jubilat, który potowarzyszył nam do Witkowa. We Wrześni zawitaliśmy tuż po pięknym zachodzie słońca. Przed Grzybowem musiałem zatrzymać, bo niestety organizm zastrajkował i trzeba było nawozić kukurydzę ;-).
Rozmów nie było końcaSeeYa! Piękny zachód słońca
Świetna wycieczka, pełna atrakcji i w doborowym towarzystwie. Pogoda niemalże idealna na tak długiego tripa a w dodatku nikt nie poniósł technicznych strat. Do następnego!
PS: Wróciłem do domu nieco później z uwagi na spotkanie na rynku we Wrześni - bardzo zadowolony, bo KrosNajer daje radę na tak długich i wymagających dystansach.
Zdjęcia są autorstwa uczestników wspolnej wycieczki ;-), wybaczcie mi ze nie podpisałem czyje to są.

Trasa

80/2013 | Gnieznieński rajd + Skorzęcin na nowym sprzęcie.

Sobota, 17 sierpnia 2013 · Komentarze(1)
Kategoria > 100
Uczestnicy

Od samego rana wystartowałem z ojcem po nowy rower do Goliny k. Jarocina, gdzie miałem możliwość przetestowania dwóch ram: 19" (w rzeczywistośći 19.5) i 18" (tak wyglądało wg. wyliczeń Krossa). Panowie byli przygotowani po moim telefonie w tygodniu, którym potwierdziłem gotowość wypłakania gotówki ;-) Po kilkunastuch minutach testów, zdecydowałem się na ten większy, bo mniejszy troszkę oponą przednią mi przeszkadzał. Czy to był właściwy wybór? To się okaze po kilku wyjazdach.

Zaraz po przyjezdzie zabrałem się za dokrecanie, dołozenie oświetlenia i montaż gps (zamiast licznika). Stwierdziłem też brak koszyka bidonu. I poraz pierwszy od kilku lat założyłem plecak (wprawdzie nierowerowy) i do niego miałem największe obawy. Wstępna konfiguracja wydawała się być ok, więc można było ruszyć w pierwszą traskę

Poleciałem do sklepu rowerowego po koszyk do bidonu ale obeszłem się ze smakiem ze względu na cenę i raczej ograniczony wybór. I napisałem do Uziela, gdzie jest teraz - okazalo sie, ze od rana ruszył na I Rajd Rowerowy Społeczności Internetowej "Rowerowe Gniezno" , który zorganizował Kubolsky wraz MarcinGT i p.Jurkiem.

Zatem postanowiłem się kopnąc do Czerniejewa na pełnym speedzie a potem to się zobaczy. Niestety na trasie ból gardła dał znać o sobie, domagając częstego picia czystej wody. Nie powiem, brak koszyka utrudniał to a do tego dziwnie się jechało przy tak słąbej wydolności ekranu. Jakoś dokopałem się do Czerniejewa pod pałac, gdzie niemalże na stojąco mnie przyjęto. Miałem okazję poznać Kalorr'a, przywitać pana Andrzeja (dawne czasy z Wrześnianami) oraz z innymi, którzy zdecydowali się na I wypad. Po odpoczynku wszyscy ruszyliśmy w drogę powrotną do Gniezna - było spokojnie, śmiesznie i kupa rozmów.

Po zakończeniu rajdu, Kubolsky musiał wracać do domu, zas z Uzielem, MarcinGT i p.Jurkiem ruszyliśmy w kierunku Skorzęcina ale najpierw zaliczając aptekę w celu nabycia jakiegoś silniejszego środka na gardło. Następnie ulicami dojechaliśmy na Wierzbiciany by potem polnymi i leśnymi duktami dojechać do Skorzęcina. Na pewnych odcinkach było dość hardkorowy sypki piasek ale i tak dałem radę (yeah), w sumie też nieźle popieprzaliśmy, co bardzo mi się spodobało.

Do Skorzęcina dojechaliśmy przez Gaj i lasy oraz nadleśnictwo Piłka. Zaś w samym ośrodku było ludzi jak w mrowisku, trzeba było ostrożnie manewrować między ludźmi. Nie wiem jak można tutaj odpoczywać przy takiej ilości osób?! Przy molo rozstajemy z Gnieźnianami, którzy szukali czegoś do jedzenia, a sam z Uzielem pojechaliśmy odsapnąć na molo - o dziwo wolna ławeczka się znalazła. Na wylocie z Ośrodka znów spotkaliśmy się i wspolnie we 4 pojechaliśmy do centrum wsi i rozstaliśmy się. Droga do Wrześni była dość ruchliwa, trzeba było uważać, zeby nie nadziać na jakiegoś pacana za kierownicą.

Do domu dojechałęm tuż po 20., nieźle zmachany (w końcu średnia prędkość na szosie była dość wysoka jak na moje opony) no i niestety choróbsko swoje zrobiło. Tuż po zjedzeniu obiadu, wypiciu ciepłej herbaty, poszedłem spać, ustawiłem budzik dość wcześniej, żeby przygotować się na kolejny, nieco dłuższy wypad.

Aktualizacja z 18.08.2013: Niestety, nie udało mi się wstać rano, z gardłem było już przyzwoicie ok, ale krwiotoki z nosa i ogólne osłabienie organizmu zrobiło swoje - przymusowy odpoczynek w domu.