Od samego rana wiało sandałem i masłem, co odczuwałem jadąc bokiem do #wmordewindu, który to spychał mnie na pobocze. Nie trwało to długo, bo za 2-3km nastąpiła zmiana kierunku i ... można było "żeglować" z wiatrem.
Wybrałem krótszy wariant ale mając w zapasie wolny studencki kwadrans, to wyskoczyłem "na bok", co było zdecydowanie dużym błędem. Najpierw było tak: Ale nagle sytuacja zmieniła się i...
Jeb! Porządnie ubrudziłem rower, buty oraz kamerkę, umieszczoną na klacie. Niby tylko do pracy jechałem ;-) ----
Deszczowa pogoda z rana utrzymała się i niezbyt zachęcała do zawitanai na gnieźnieński rynek z racji Mikołajek i odplanie choinki, więc od razu po pracy pojechałem do Trzemeszna.
Warunki nie były takie tragiczne, wmordewind dawał po garach ale nie przeszkadzało mi to. Bo w połączeniu z moją playlistą w formie automatycznego podsumowania corocznego, jazda była czystą przyjemnością.
Na koniec zawitałem na myjnię, by zmyć wszelkie zalegające błoto z porannej (i wcześniejszej jazdy)
Wczoraj wieczorem zaczął padać śnieg, więc miałem nadzieję ze rano będzie zimowa aura. Niestety... była szaruga z ledwie zaakcentowanym śniegiem w tle. Przy okazji testowałem nowy zakup z Decathlony pod postacią termoaktywnej kominiarki (idealnej na poranny #wmordewin). Trochę ciężko się oddycha ale było cieplutko. ----
Wyjątkowo dzień dał mi w kość i potrzebowałem odpoczynku po pracy. Fakt, ze dziś było pięknie niebo ale szkoda że nie było śnieżnej krainy, jak to mialo miejsce w styczniu br.
W prognozie zapowiadano obfite opady śniegu a tu ledwie śnieg z deszczem (a może deszcz z śniegiem ?) z wiaterkiem w komplecie. Ale przynajmniej wywiało smog w mieście i mozna było bez maski z rana śmigać. Pogoda nie zachęcała do kręcenia ale głód był duży i zmotywowało mnie do wyjścia i kręcenia w takiej aurze. Tak naprawdę, to wolę mróż poniże -5C i śnieg. I na koniec sprawdziło się moje złe przeczucie, ze dzisiejsza pierwszo-grudniowa przejażdżka skończy się źle dla mojego roweru, który dopiero co wyczyściłem. ----
Po pracy dokonałem rowerowego odbioru miejskich inwestycji ulic w Gnieźnie. Całkiem to fajnie teraz wygląda ale okaze się w praktyce. Zaś na rynku stanęła oświetlona ramka do selfi z nieodpaloną choinką w tle. -----
Tak jak się spodziewałem, listopad był miesiącem o ograniczonej rowerowej aktywności ale udało się dopiąć swego - 10 000km w jednym roku. ;-) A teraz na spokojnie dojechać do 11000km bez spiny, więcej funu.
Nie pamiętam, czy prognozy przewidywały deszcze w piątkowy poranek ale byłem na to przygotowany i po 4 kilometrach bylem zmuszony do założenia deszczówki.
W parku porządkowowe prace po pamiętnej sierpniowej nawałnicy i jeden z pracowników postanowił uprzykrzyć poranek, zastawiając auto na utwardzonej części parkowego chodnika. Karny kutas jak nic. -----
Temat smogu ostatnio - wow ale odkrycie - jest na tapecie. Nawet takie Gniezno zaczyna mieć poważne problemy z tym zjawiskiem cywilizacyjnym. A największym poszkodowwanym w mieśccie jest grupa peszych i rowerowych komuterów.
Po wczorajszej euforii miałem zrobic wolne i skoczyć na siłkę. Ale tak się nie stało.
Nie wyobrażam sobie nierowerowych dojazdów do pracy i nie słuchania pocastów, choćby Michała Szafrańskiego. W ten sposób ładuję sobie zapas endorfin, pobudzam mózg do pracy ale jest też mały minus: SMOG.
Ano, jak co roku w okresie jesienno-zimowym, wraca temat zanieczyszczenia powietrza, w dużym uproszczeniu oznaczonym jako smog. I dlatego dziś testuję maskę antysmogową.
Jakie pierwsze wrażenia: nie jest to taki proste, jakby mogło się wydawać ;) ----- Po pracy standardowo krótka trasa ale do głowy przyszedł pewien pomysł: objechać jezioro Pyszczyńskie. I nawet by sie udało, gdyby nie to ze na starcie czekała mnie przeprawa przez błotne odcinki (kiedyś wspominał o tym Sebek)
Fakt, ze rower nadaje sie do mycia po tygodniowych dojazdach do pracy ale tym razem, odpuściłem.
Uwielbiam poranną jazdę rowerem przed pracą, zwłaszcza w promieniach wychodącego zza horyzontu słońca - bezcenne chwile. Dziś było ciut cieplej, niż wczoraj, nie było wmordewindu, stąd zaryzykowałem z jazdą bez wiatrówki, którą schowałem do plecaka.
Po wczorajszej jezdzie pozostała obawa przed oblodzeniem i możliwymi poślizgami (zwłaszcza w okolicy Małej Wełny) ale na szczeście była tylko mokra nawierzchnia (czyżby w nocy padało ?). Mając odrobinę więcej czasu w Jankówku zjechałem z drogi (a jakże) i udałem sięw stronę Jankowa Dln wzdłuż DK5 (a nawet pod tą drogą).
Chmury były zjawiskowe i aż żal, że w mojej kamerce akumulator był na wyczerpaniu.
Oprócz błękitnego nieba, nic mi więcej nie potrzeba... I w tym momencie uświadomiłem sobie, że muszę sprężyć się do pracy.
-----
Po tylu sezonach jazdy rowerem, w końcu przekroczyłem magiczną graniczę 10 000km w jednym sezonie!
Cel na ten rok został zrealizowany i z czystym sumieniem mogę zacząć chodzić na tabatę (w ramach okołorozwojowych ćwiczeń) ale ...
Nie oznacza ze zrezygnuję całkowicie z kręcenia, z prawie-codziennego-dojazdu do pracy rowerem. Never.
Kończąć, chcę podziękować mojej Asi za wsparcie i wyrozumiałość, wąskim gronie przyjaciół za niepodcinanie skrzydeł i również wyrozumiałość oraz rowerowym wiariatom za motywację, za wsparcie merytoryczne i techniczne (zwłaszcza gdy ma się 2 lewe ręce do technicznych aspektów). U
Teraz, jeśli się da to ... chcę dokręcic do 10240+ km, to będze pełna informatyczna liczba 10k km ;-).
Po nierowerowej ale aktywnej sobocie miałem spory rowerowy głód i z tego powodu nosiło mnie od samego rana. Miałem w głowie plan na niedzielny rowering ale najpierw obowiązki a potem przyjemności.
Nie wiem, kiedy minęły te prawie 2 godziny jazdy ale wróciłem zrelaksowany, z pomysłami na spędzenie reszty niedzieli w towarzystwie mojej Asi.
Trasa? Oj mocno kombinowana ale też udało odkryć nieznane dotąd skróty a tym samym być zaskoczonym.
Najpierw długa prosta do Zdziechowej, potem odbicie na Działyń (przeprawa przez błotne odcinki - buty jesienno zimowe zdały egzamin) a potem jazda wzdłuż jezior: Biskupskie, Działyńskie, Dębnickie, Mistrzewskie i wyjechałemw Owieczkach. Dalej w stronę Łubowa i powrót do Gniezna serwisówką S5.
Jechało się badzo dobrze ale czuć było chłód na karku a Garmin odnotował nawet ujemną temperaturę.
Jeszcze wczoraj prognozy mówiły o całonocnych opadach deszczu a tu rano niespodzianka: SUCHO. Więc, standardowo ubrałem sie w rowerowe łachmany i udałem się na przedpracową rundkę.
BYLE NIE PADAŁO.
Gdy tylko ruszyłem, zaczęła padać mżawka a chwilę poźniej spadło kilka ciężkich kropli - na szczęście tylko przez chwile. Choć miałem wiatr w plecy to jednak jechało się ciężko, jakoś bez werwy.
Dobrze, że mamy piątek i odpocznę od korporacyjnych zadań. Na koniec dnia zrobiłem jeszcze mała rundkę po rogale z miejscowych piekarni. Tradycyjnie uwieczniłem to nocnym zdjęciem
-----
Utwór We Are Young w wersji akustycznej przypadła mi do gustu dzięki Janelle Monae, którą odkryłem poprzez znajomą w dawnych czasach. Wciąż jestem Young, pomimo 30tki na karku.
I tak na koniec roboczego tygodnia pozwole wrzucić genialny koncert the Queen w ramach Live AIDS z 1985.
Kolejny poranny objazd okolicy w jesiennej aurze - na szczęście w bezdeszczowych warunkach. Dziś wpadłem na niedzialny plan na trasę, prowadzącą przez zachodnie i południowe rewiry Gniezna i szybko wdrożyłem w życie. Wiatr o dziwo nie przeszkadzał, kierowców na trasie nei spotkałem - ba nawet jednemu pomogłem nakierunkować na pobliski zakład więzienny w Gębarzewie. No właśnie, ilekroć przejeżdżam przez Gębarzewo, zastanawiałem się nad lokalizacją wspomnianego zakładu.
Nie żebym tam wybierał się ale to taki obiekt widmo. Niemniej dużym zaskoczeniem był zamknięty przejazd kolejowy z powodu remontu a nie chciało mi sie cofać w stronę Mnichowa.
Patrząc na mapkę zobaczyłem polno-leśna drogę, którą mogłem trafić do pobliskich Dalek albo Kokoszek. Ale co najśmieszniejsze, to w końcu po tylu latach kręcenia po okolicy Gniezna i Wrześni, natrafiłem na ów zakład karny i legenda miejsca stała sięc ciałem! Zdjęć żadnych nie robiłem bo nie wypadało a i czasu brakowało. A im bliżej miasta tym liczba przeszkód logarytmicznie wzrastała.
A to błota a to zamknięte przejazdy kolejowe a na samym koncu powalone drzewa po pamiętnej sierpniowej nawałnicy.
Smutny to widok:
Niestety nie zdążyłem na czas ale zmieściłem się w kwadrancie studenckim :-o PO pracy prościutko do mieszkania ale po drodze kolejne zdjęcie gnieźnienskiej katedry:
--- Dziś co prawda dalej słuchałem VH1's 100 Greatest HH Song ale dla domiany stary hit ze swiata elektroniki (myślę, ze sie spodoba:-)
Od jakiegoś czasu - co pewnie zauważyliście - staram się wykręcić jakąś rundkę przed pracą z prostego powodu: tylko wtedy jest jasno. Dzisiejsza trochę odbiega od dotychczasowych, przez co dłuższa i może trochę bardziej kreatywna. Dla odmiany przyszło mi walczyć z wiejącym od wschodu wiatrem, co z pewnością zwiastuje nadchodzące zmiany w prognozie pogody.
Po pracy krótko po mieście i prosto do domu. na dłuższe kręcenie nie miałem już ochoty ale na nocne zdjęcie katedry znalazłem czas ;-)
--- Pozostajemy dalej w klimacie klasycznego Rapu. I tym razem na tapecie z grubej rury wleciał Coolio ze swoim Gansta Paradise.
W teledysku przewija także postać Michelle Pfeiffer - jednej z głównych bohaterów amerykańskiego filmu Młodzi i gniewni. Kawał dobrego kina.
Od ponad dekady pochłania mnie cykloza, która działa przez cały rok. Jeżdżę dla przyjemności,
dla odpoczynku, dla zdrowia psychicznego. Ten blog to dowód na to, jak bardzo mnie rower zmienił, bez
którego nie potrafię. Ponadto: Fulstack (Frontend) Developer /
Blogger